Ropień – Początek końca świata (2017)

Przypomnijcie sobie dzieciństwo. Takie podręcznikowe, idealne wręcz. Czas spędzony beztrosko na zabawie z rówieśnikami. Ciepły obiad w domu i kochający rodzice. Mnóstwo łakoci i zabawek. Tak przynajmniej pamiętacie jego początek. Aż pojawił się ON. Zły brat, czarna owca. Kompletne przeciwieństwo. Ropień na tkance zwanej rodziną.

Braciszek od małego wywoływał niepokój. Całymi popołudniami przesiadywał w piaskownicy i tworzył dziwne, rodem z piekła budowle. Zamiast śpioszków na plecach ramoneska, dobranocki nie chciał oglądać, a przed snem trzeba było czytać mu dzieła Nietzschego. O Kubusiu Puchatku zapomnijcie.

Jak podrósł, to problemów tylko przybyło. Nie rozstawał się z Siekierą, a na VHSy z akcyjniakami naszego ojca namiętnie nagrywał (a potem oglądał je w środku nocy) filmy Hitchcocka, Romero i Fulciego. Muzyki też normalnej nie słuchał: tylko metal, punk i inne, straszne rzeczy. Dobra, raz przyłapałem go na słuchaniu czegoś lżejszego, co prawie przypłaciłem śmiercią. O jego obsesji na temat końca świata to już w ogóle wolę nie mówić. Choć pewnych cech odmówić mu nie mogę. Zawsze zwarty i gotowy do działania, głowa pełna pomysłów i szerokie spektrum zainteresowań.

Czemu w ogóle o nim mówię? Ostatnio wpadła w moje łapy pewna płyta. Przypomniała mi o NIM. Tak samo zróżnicowana i niejednoznaczna. Miesza się w niej mnóstwo koncepcji i brak tu jednego, określonego stylu. A to trochę metalu, a to zimnej fali, a w kilku miejscach delikatniejsze i bardziej melodyjne fragmenty też można na niej znaleźć. Teksty niby nie do końca na serio, a jednak dają do myślenia i pomimo ironii oraz zabawnej formy do najweselszych nie należą.

Szkoda, że zrozumiałem GO dopiero przy Początku końca świata.

Tutaj Bandcamp grupy.

A sam zespół będziecie mogli usłyszeć na żywo już 23 marca (sobota) o godzinie 18.00 na antenie radia Toksyna.fm. Link do wydarzenia na FB tutaj.