Viagra Boys – Welfare Jazz (2021)

Oczekiwania po debiucie miałem spore, szczególnie że inni gitarowi ulubieńcy publiki, mowa o Idles, wydali rok temu w mojej ocenie niezłą, ale tylko niezłą płytę. W głowie ruszyły więc podświadome i bardzo niewinnie poszukiwania następcy. Czy będzie nim Viagra Boys?

Nie sądzę, bo szwedzki kolektyw to zupełnie inny zespół. Muzycznie jednak z większymi, artystycznymi ambicjami. Zwieść może piwno-brzuchaty image, ale już na pewno nie samo brzmienie. W jednym Sebastian Murphy wraz z kolegami są podobni do grupy dowodzonej przez Joe Talbota. Ich płyta numer dwa brzmi trochę jak przejściowy etap pomiędzy tym, co było, a tym, co będzie. Pytanie tylko, czy jest to wpisana na stałe w ich działalność zmiana, czy raczej faktyczne poszukiwanie własnego stylu? I o ile wyrażenie „stała zmiana” może wydawać się absurdalne, to samo pytanie wydaje się zasadne.

Welfare Jazz jest płytą mocno chaotyczną. Zespół zdaje się stać w rozkroku pomiędzy inspirowanym Cave’owskim, gitarowym i bardziej bezpośrednim brzmieniem z pierwszej płyty, a eksperymentalnymi zapędami znanymi z Common Sense. Nie słychać tego może w trakcie odsłuchu pojedynczych utworów, ale przy podejściu całoalbumowym jest to wyczuwalne od razu. Weźcie sobie na przykład następujące po sobie Into The Sun, Creatures i 6 Shooter. Pierwsza z kompozycji to eksperymentalna, nieoczywista jak na tę grupę balladka z wyraźnym basem, dźwiękami fletu i kosmiczną elektroniką w tle. Po nim następuje taneczne, oparte na syntezatorowych plamach i saksofonowym wtręcie mruczando w postaci Creatures. A tę eklektyczną trylogię kończy „klasyczny”, bo nawiązujący do Sports motoryką i saksofonowo-gitarową współpracą utwór 6 Shooter. Już wiecie, o co mi chodzi?

Dobrze, ustaliliśmy już, że Welfare Jazz jest albumem nieuporządkowanym. Nie wiemy, czy takim miał być, czy też taki wyszedł grupie przy okazji, ale po kilkukrotnym odsłuchu te nerwowe pytania zdają się rozpływać niczym alkoholowy dech wokalisty na mroźnym, szwedzkim powietrzu. Nawet jeśli płyta ta jest przystankiem ku nowemu, tworem nie do końca ułożonym i pełnym przeciwieństw, to nadal bardzo ciekawym. Zresztą gdyby chaos stał się elementem składowym stylu Viagra Boys, to ja zostaję na pokładzie i czekam na jego kolejne bałaganiarskie wcielenie.