The Bug – Fire (2021)

Wyobrażaliście sobie kiedyś, jak to jest się ścigać z samym sobą? Ze swoją własną, przytłaczającą wręcz wielkością? Najlepszą wersją, która nie objawiła się na chwilę na moment, a istniała i trwała jakby od… zawsze?

Oczywiście, że nie – żadne z nas nie jest Kevinem Martinem. Człowiekiem, który tworzy dźwięki jedyne w swoim rodzaju i który nie ma żadnej konkurencji. Muzykiem grającym we własnej lidze. Ekstraklasie z jednym tylko projektem zgłoszonym do rozgrywek. A jego nazwa to The Bug.

Myślę, że to trudne zadanie i w takiej sytuacji wcale nie jest łatwo o motywację. Można osiąść na laurach, odcinać kupony od swoich poprzednich nagrań i rzucać słuchaczom ochłapy. Najwięksi fani i tak będą zadowoleni, reszta pewnie z sentymentu znów wróci do tych najlepszych nagrań i przy okazji pójdzie na koncert z nadzieją, że usłyszy największe hity z katalogu artysty. Jest to sposób na rozwijanie kariery. Nie pochwalam, ale rozumiem. 

Chcieć jest trudniej. Martinowi się chce i to jeszcze jak. Udowodnił to zresztą już w zeszłym roku świetną płytą nagraną z Dis Fig. Bardzo subtelna, mocno eteryczna i marzycielska wersja dubu mogła jednak uśpić czujność nawet co po niektórych fanów artysty. Jakościowo były to wyżyny, ale brzmieniowo mieliśmy do czynienia z tzw. klimatycznym graniem. Wysokiej jakości materiał wymagał też pewnej dozy cierpliwości. Tym razem jest zgoła odwrotnie.

Bas napierdala na całego od pierwszej sekundy. Z początku czujemy się zagubieni, ale szybko łapiemy flow i wskakujemy do tego świata zbudowanego z basu i pretensji do rzeczywistości. Krajobraz to niemalże post-apokaliptyczny, ale udaje nam się w nim odnaleźć. Flow każdego z zaproszonych nawijaczy, tak od siebie różne, złożone w kupę daje pełen ogląd sytuacji. Jest zaangażowanie, autorska nawijka i to coś w każdym z głosów, czego nie da się opisać w kilku słowach. Ostateczność? Balansowanie na granicy? Zaangażowanie totalne? Wszystkiego po trochu jak myślę. 

Jak to buja, moi drodzy. Nie ma piękniejszych basów niż te, które wychodzą spod ręki Kevina Martina. Nie ma lepszych piosenek skupionych wokół tego, wiercącego w brzuchu i przewalającego wnętrzności podbicia. The Bug dobrze o tym wie i na Fire wykorzystuje swoje umiejętności w pełni.

Nie pozostaje nic innego, jak skorzystać z tego daru i zanurzyć się w bas po pas.