Nie znoszę latać.
Zimne poty, wizje końca życia i uczucie uczestnictwa w czymś nienaturalnym. Tak to wygląda za każdym razem, gdy muszę lecieć samolotem. Stres widać po mnie tak, że jeszcze nigdy przez bramki nie przeszedłem bez dodatkowej kontroli (nie żartuję). Rozumiem, że moja twarz może się nie podobać, ale żeby aż tak?!
Czasem jednak trzeba i jak już wyląduję, to jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. I na ziemi w sumie też. Za to podczas lotu… próbuję zająć czymś myśli i nie panikować z każdym skrętem kadłuba.
W takich warunkach zacząłem pisać recenzję debiutu trójmiejskiego Balzam. W głowie tylko ciemność i mroczne wizje. To czuć w tym tekście. Nie dokończyłem go w trakcie lotu, a potem, gdy wróciłem po wakacjach do domu, musiałem go mocno zredagować. Miałem zupełnie inaczej sformatowaną głowę, stan emocjonalny się nie zgadzał.
Ale się udało. To zbyt dobra płyta, by o niej nie napisać i zdecydowanie zbyt dobra, by jej nie słuchać.
Sprawdźcie, co mam do powiedzenia o grupie w recenzji napisanej dla portalu Soundrive.
