Kryształ / Wij / Obscure Sphinx / Blindead 23 / B90 18.01.25

Warszawski Kryształ zagrał krótki, za to treściwy set. W warunkach scenicznych zimnofalowe brzmienie, dość wyraźne na płytach grupy, usunęło się w cień i ewoluowało w hałaśliwy coldgaze. Trzeba przyznać, że ściana dźwięku jako główny element występu sprawdziła się idealnie. Wybrzmiały zarówno te bardziej przebojowe, jak i te mniej, za to mocniej wciągające w melancholijny świat zespołu kompozycje. Smutek i nostalgia wylewały się ze sceny, a muzycy w pełni wykorzystali czas na to, by przypomnieć nam o tym, że życie to szarówa z okazjonalnymi promieniami słońca. Wielkie dzięki!

Kryształ

Wij przez moich koncertowych towarzyszy został potraktowany dość protekcjonalnie i nazwany zespołem juwenaliowym, ale mnie to w ogóle nie przeszkadzało. Choć tak, po obejrzeniu ich występu trochę już rozumiem, skąd bierze się hejt na tę grupę. Zapamiętywalne, tłuste od sera, melodyjne refreny (w sferze lirycznej to już poziom smalcu ze słoniny) napędzane klasycznym brzmieniem to coś, co — osobiście — traktuję jako czystą rozrywkę. Pod nosem śpiewałem więc każdą zapamiętaną frazę, gibałem się do melodyjnych, podpatrzonych u klasyków takie grania riffów i bawiłem się… naprawdę dobrze. Nie dla każdego jednak takie harce i spoko — kumam. PS: Rano wstałem i co tu dużo mówić — w głowie nadal wybrzmiewał mi „Poroooonieeec”.

Wij

Wreszcie koncert, na który czekałem tego wieczora najbardziej. I jak ten mały, plastikowy pionek gotowy do wyważonej, niespiesznej rozgrywki, od pierwszego dźwięku zostałem po prostu zmieciony z planszy. Takie czary na scenie od pierwszej sekundy odprawiał Obscure Sphinx. Materiał ze świeżej EPki, transowy, ale też bardzo grooviasty zabrzmiał wręcz wspaniale. Mieszane pod względem technicznym, bardzo emocjonalne wokale (raz czysto, innym razem z folkowym zacięciem; melodyjnie, ale i na czarcie wyziewy znalazło się miejsce) niosły się przez cały klub tak, jakby jutra miało nie być. W ogóle zespół świetnie rozplanował dramaturgię swojego występu: mrok nie przesłonił melodii, a ciężar współgrał z transowym charakterem materiału grupy. Był to koncert z gatunku tych, które zapamiętam na długo: nie tylko ze względu na intensywność i emocjonalność przekazu, ale po prostu genialną dyspozycję muzyków Obscure Sphinx. Jak wspaniale, że wrócili i to w tak dobrej formie.

Obscure Sphinx

Niestety nieco gorzej ma się sprawa z Blindead 23. Grupa ta nie przekonała mnie na scenie co do swoich motywacji odnośnie powrotu do odgrywania starego materiału i jej ewentualnych planów na przyszłość. Sceptyczny byłem już po przeczytaniu bardzo chaotycznego wywiadu dla Noise Magazine i na żywo moje obawy tylko się potwierdziły. Nie chodzi nawet o szczerość samych muzyków, bo w tych widać było zajawkę grą, ale niestety zabrakło w moim mniemaniu pomysłu na to, jak przenieść ją na sam występ. Brzmiało to wszystko dość koślawo, bez tej iskierki, którą prezentowało poprzednie wcielenie zespołu. Oczywiście to już (po części) inni muzycy, inne czasy, ale nawiązując do nazwy, trzeba brać na klatę ewentualne porównania. Te nie wypadają na korzyść Blindead 23. Jeśli będzie okazja, to chętnie zweryfikuję formę grupy na tegorocznym Mysticu. Może do tego czasu coś się zmieni.

Blindead 23

Podsumowując: bardzo konkretne, a przy tym zróżnicowane wejście w koncertowy rok 2025. Brawa dla organizatorów trasy za to, że połączyli ze sobą wymienione wyżej nazwy, dzięki czemu mogliśmy dostać naprawdę interesujący przekrój sceny. Lub też kilku scen. Oby więcej takich wieczorów!