Trójmiejskie Ampacity kontynuuje swoją poreaktywacyjną podróż w nieznane. Zespół miesza stare z nowym, stawiając w wersji koncertowej przede wszystkim na gitarową odsłonę swojej twórczości. Nie mówię, że to źle, ale mam wrażenie, a już na pewno subiektywne odczucie, że w swoim arsenale mają nieco lepsze elementy. Przede wszystkim wspaniałe partie klawiszowe, które czerpią zarówno z prehistorii gatunku, jak i wprowadzają ciepłe, pełne optymizmu, kosmiczne brzmienie przyszłości. Do tego naprawdę wspaniałą, równo, a przy tym pewnie i kreatywnie grająca sekcję. Ta zdecydowanie powinna wieść prym w tej układance, a jednak na scenie zostaje przykryta gęstymi partiami gitary. I ta potrafi zaskoczyć (Camel to wspaniała inspiracja, idźcie tą drogą), ale też nieco ściągnąć na ziemię za pomocą dość standardowego zestawu w postaci brzmienia i riffów osadzonych w stonerowym stylu. To był dobry koncert, ale potencjał w tym taki, że powinien być to występ wyśmienity. Wystarczyłoby przenieść nieco ciężaru (a może raczej lekkości) na swoje największe atuty.

Wspaniały w każdym calu był za to wykon Entropii. W ich przypadku słowa zawodzą, bo tak zaangażowanego, pełnego agresji, ale też na swój sposób przepełnionego tanecznością grania na polskiej scenie metalowej ze świecą szukać. Zresztą może to i dobrze, bo zespół idzie totalnie w poprzek trendom: niby gra trans, w sumie bazuje na psychodelii, brzmienie ma typowo gruzowe, melodii się nie boi, więc koniec końców… nie pasuje nigdzie. Za to tworzy swój własny dźwiękowy mikrokosmos, w którym dzieją się rzeczy niesamowite. Bas burzy mury, perkusja skłania do pląsów, klawisze wystrzeliwują w (mikro)kosmos, a obie gitary prowadzą ze sobą pewny, oparty na zaufaniu, a przy tym niesamowicie emocjonalny dialog. Porywający, pełen energii był to koncert, który utrzymał mnie w przekonaniu o tym, że warto iść swoją drogą. Entropia się tego nie boi i zdecydowanie im się to opłaca. Przynajmniej pod względem tego, jaką prezentują jakość.
PS: Z kronikarskiego obowiązku wspomnę o tym, że przed oboma zespołami wystąpiła grupa YGAAM. Niestety, ale na nią nie zdążyłem. Daily w Marvel Rivals samo się nie wbije!
