Minor God / Dola / Moonstone | Wydział Remontowy 21.09.2025

Od sprintu przez trucht aż do powolnego, spacerowego marszu.

Niedzielny wieczór w Wydziale Remontowym otworzył Minor God. Świeży projekt muzyków grających na co dzień w takich składach jak Owls Wood Graves, Narbo Dacal czy Moonstone. Od razu przyznam, że trafiłem na ostatnich kilka kawałków, więc nie mam pełnego obrazu. Jednak to, co zobaczyłem, w sumie mi wystarczyło. Pomógł w tym wokalista w orężu, na który składała się koszulka-wpierdolka z napisem Midnight oraz krótkie spodenki. Od razu załapałem, co tu jest grane. A grany był energetyczny metal-punkowy rock ‚n’ roll. Taki idealny do jeżdżenia na desce lub rowerze (broń boziu na hulajnodze). Szybko i szybciej, choć odpowiednie doły też były słyszalne. Ostatnio mam fazę na takie dźwięki, więc po prostu mi się podobało.

Minor God

Głównie jednak z domu wyrwała mnie tego dnia Dola. Skład ten widziałem ostatnio w lutym tego roku w gdańskim Drizzly Grizzly, dość świeżo po wydaniu trzeciej płyty. Naturalnie setlistę zdominował wtedy najnowszy, zresztą bardzo lubiany przeze mnie materiał z albumu Tabernakulum. Tym razem było bardziej przekrojowo, wybrzmiały (a raczej zmiotły słuchaczy) nawet kawałki z debiutu. Dola gra we własnej lidze i jak dla mnie to najlepszy obecnie polski zespół parający się metalem. I to taki, którego koniec końców i tak do żadnej konkretnej szufladki gatunkowej wrzucić się nie da. I porównując z poprzednim występem, to jest to po prostu coraz lepiej zgrany kolektyw, który czuje się w tym własnym, specyficznym brzmieniu jak polscy działacze sportowi na wyjazdach. Ten koncert nie miał słabych punktów i stanowił świetny pokaz bezpośredniego walcowania połączonego z nieoczywistymi, ale wwiercającymi się w głowę dźwiękami. Mrok nigdy nie był tak sexy. Tak, napisałem to!

Dola

Moonstone miałem za solidny, doom-stonerowy skład z Polski. I dużo się nie pomyliłem. Gatunkowe granie dopełnione zostało dość hipisowską, a już na pewno melodyjną i kolorową psychodelą. Ciężar brzmieniowy zyskał więc sporo powietrza, a to spowodowało, że muzyka Moonstone zawędrowała wręcz w taneczne rejony. Oczywiście jeśli ktoś wywijał na parkiecie, to były to ultrawolniaczki, ale fakt faktem dało się do tego grania nieco mocniej potupać. W którą stronę to poszło, tego też nie powiem, bo ze względów logistycznych nie zostałem do końca. Nabrałem jednak ochoty na to, by sprawdzić któryś z albumów, a to w sumie całkiem niezła rekomendacja.

Niedziela wieczur i humor poprawiony… Chodźcie na koncerty.