Ulubiona psychodela? Ta z posmakiem kwasku!
W ostatnią sobotę w gdyńskiej Desdemonie zagrali dwaj przedstawiciele wspomnianego we wstępie stylu. Dwa odmienne zespoły i dwa różne podejścia do gatunku. Które lepsze?

AcidSitter to przedstawiciele szkoły garażowo-punkowej. O marzycielstwie przy akompaniamencie wysublimowanych dźwięków nie było mowy. Zespół od pierwszej do ostatniej minuty swojego występu postawił na ogromną intensywność i bezpośredniość przekazu. Bezlitosna sekcja gnała do przodu na złamanie karku, czemu towarzyszyły zazębiające się, dwugitarowe przestery. Było coś i dla fanów solówek i prostego riffowania. Piękna sprawa.

Potem na ring (scenę) wkroczyła doświadczona w boju Oranżada. Kolorowe koszule pasowały do równie barwnych dźwięków. I w tym przypadku było intensywnie, ciężko, ale muzyka prowadziła raczej w kierunku (wewnętrznego) kosmosu. Podróż niełatwa, ale warta zachodu – mieniąca się bogactwem dźwięku i pachnąca transem.
Wygrany był jeden. Publika.
