Fląder Festiwal 2022

Jak Wam się podobała tegoroczna edycja Fląder Festiwal? Mnie bardzo, chociaż mogłem uczestniczyć tylko w pierwszym, piątkowym dniu tej imprezy.

Podobał mi się powrót do korzeni, czyli zmiana miejsca, w którym odbywały się koncerty. Dla mnie to spora rzecz, bo nie pamiętam pierwszych edycji Fląder i przyzwyczaiłem się już do bliskości brzeźnieńskiego mola. Przeniesienie małej, „alternatywnej” (z braku lepszego określenia) sceny do Parku Haffnera było jednak strzałem w dziesiątkę. Nagłośnienie świetne, a dystans do publiki totalnie skrócony. Szkoda, że ta nie podchodziła nieco bliżej sceny, ale i pomimo tego wokół niej panował nieco intymny, a może po prostu swojski klimat.

Duża scena obowiązkowo stanęła przy plaży, nieco dalej od samego morza, ale na tyle blisko, by poczuć jego obecność. Tu też nie mam żadnych zastrzeżeń, bo widoczność (i słyszalność) niemalże z każdego miejsca była dobra. Do tego odległość pomiędzy obiema wymienionymi lokalizacjami sprzyjała temu, by nieco ruszyć tyłek i zamiast biernego odsłuchu na kocyku, włączyć się nieco aktywniej w odbiór poszczególnych koncertów.

A te były różne. Ja zacząłem swój dzień od instrumentalnej grupy Haasta. Trochę groove’u, udane gitarowe solówki i niezła chemia pomiędzy członkami zespołu. Trochę szkoda, że bez wokalu. Muzyka zespołu zyskałaby nieco większego spektrum. Może w przyszłości?

Sporo dźwięków psychodelicznych, ale też energetycznych dał na dużej scenie AcidSitter. Chwilami bywało nieco agresywnie pod względem brzmienia, w innych momentach mieliśmy do czynienia ze sporymi nawiązaniami do klasyki takiego grania. Po tym występie czekam jeszcze mocniej na płytowy debiut, który już niedługo.

Moim osobistym faworytem tego dnia był Pleń. Widziałem już chłopaków, chociaż w zupełnie innym miejscu i okolicznościach i spodziewałem się totalnej jazdy bez trzymanki. Hałas i psychodela, do tego trans. Słowem — muzyka idealna do tego, by (po)słuchać jej na żywo. I właśnie w takich warunkach improwizacyjne wycieczki grupy (a już w szczególności saksofonu) sprawdziły się naprawdę świetnie. Chciało się tego słuchać, wejść w ten niełatwy świat pokręconych dźwięków i stać się jego częścią.

Żałuję, że nie byłem dłużej na Illusion. Spieszyłem się na Dynasonic, więc powód miałem całkiem zacny, ale i tak szkoda. Zespół był w bardzo dobrej formie, zarówno wokalnie, jak i wykonawczo. Przyciągnął też ogromne tłumy, które mam nadzieję, zostały potem i posłuchały też nieco innej muzyki. Choć i słuchanie Illusion ujmy nie przynosi. To muzyka z innej dekady, która o dziwo (serio, ja też nie dowierzam) wcale się tak mocno nie zestarzała.

Tak jak pisałem wcześniej, sam wybrałem jednak dubwave’owy chillout i nie żałuję. Dynasonic nie zaskakuje mnie już tak, jak na początku (ale po drodze zaliczyłem już z 4 czy 5 koncertów w ich wykonaniu), ale też nigdy nie zawodzi. Wolno rozwijające się kompozycje z mocnym, basowym podbiciem w tle to coś, co zawsze przyjmę z otwartymi ramionami. Tak było i tym razem.

Duże oczekiwanie miałem co do Balzam i te zostały zaspokojone… choć nie w całości. Zabrakło jednak perkusji, która tak odmieniła, a właściwie stworzyła obecne oblicze grupy. Ta ma jednak na tyle dużo charyzmy w postaci pozostałych muzyków, że wyszła z tego obronną ręką. Do tego decyzja, by grupa zagrała na głównej scenie po Illusion i to jeszcze przed koncertem zamykającym wieczór uważam za bardzo odważną i słuszną. Cieszę się, że ta dość hermetyczna w teorii, a tak naprawdę niezwykle różnorodna i ciekawa muzyka zespołu miała szansę na szerszy odbiór. Jestem pewien, że to zaprocentuje w przyszłości.

Ostatni tego dnia koncert, czyli Weedpecker na dużej scenie stał się dla mnie (tradycyjnie) tłem dla pogadanek ze znajomymi. To był bardzo dobry i wyrazisty podkład do corocznej socjalizacji w gdańskim Brzeźnie, bo stworzony na bazie stonerowo-kosmicznych dźwięków. Idealny na tę porę i do tej właśnie sytuacji.

Za rok jubileuszowa edycja. Chciałbym, by odbyła się właśnie w tym nowym-starym miejscu. O resztę się nie boję, bo festiwal zawsze stał na najwyższym poziomie, a jego specyficzny klimat obecny jest w trakcie każdej jego edycji.