Balzam / Negative Gears / Wieże Fabryk / Desdemona 01.02.25

W gdyńskiej Desdemonie w sobotę 1 lutego odbyły się występy, które wspominać będzie się tu długo. Był to nie tylko ogromny frekwencyjny sukces organizatorów (wielkie dzięki DIY3M za to wydarzenie), ale też jakościowy popis i przykład tego, jak pojemnym i różnorodnym gatunkiem jest post-punk. Od gotyckich, mrocznych dźwięków przez deathrockową psychodelę aż po zimnofalowe hymny. W roli głównej: lokalny Balzam, australijskie Negative Gears i łódzkie Wieże Fabryk.

Balzam

Nie uprzedzajmy jednak faktów. Pierwszy na scenie zameldował się Balzam. Kilka jego koncertów już widziałem, ale jeszcze nie w takiej, zredukowanej do trio odsłonie. W tej konfiguracji na pierwszy plan wysunęła się gitara. I to głównie ona stanowiła o sile tego występu. Rwane, nawiązujące do klasyki, a przy tym bardzo punkowe w swej formie riffy prowadziły dość wyrównaną walkę z podkładami perkusji i elektroniki. Niestety nie zawsze ekspresja ta służyła samej dynamice, bo miałem wrażenie, że w kilku momentach poszczególne partie nieco się rozjeżdżały. Moim zdaniem zespół lepiej funkcjonował w nieco większym składzie, co służyło scenicznym modyfikacjom wynikającym z innej niż na płycie energii. Mimo tego był to dobry występ, choć wiem, że grupę stać na jeszcze więcej.

Negative Gears

Totalnym zaskoczeniem był dla mnie z kolei koncert australijskiego Negative Gears. Na płycie to, mimo wszystko, mocno osadzone w stylistyce post-punk / deathrock granie. Na żywo grupa odpłynęła w rejony bardziej psychodeliczne, nie rezygnując przy tym z mocno wysuniętej sekcji rytmicznej, która nadawała ton reszcie dźwięków dochodzących ze sceny. Była to bardzo solidna podstawa do szaleńczej jazdy w sferze niemalże rozimprowizowanych, a już z pewnością bardziej rozbudowanych niż na wydanym w zeszłym roku albumie partii. Wszystko to skąpane w słonecznym, a przy tym mrocznym klimacie. Przypominało to w pewnym sensie narkotyk — po euforii, wzlocie i ogromie doznań przychodził czas na zjazd w czarną, posępną dziurę. Tak właśnie zapamiętam ten naprawdę wyśmienity gig.

Negative Gears

Istne szaleństwo pod sceną rozpętały Wieże Fabryk. Skład ten śmiało można nazwać legendarnym — szczególnie patrząc na liczbę i średnią wieku osób pogujących pod sceną. Ba, na tym się nie skończyło, bo publika znała praktycznie każdy tekst grupy na pamięć. Muzycznie była w tym pewna monotonia, ale taka… w pozytywnym sensie tego słowa. Transowa! Wieże Fabryk nie udziwniały, zagrały swoje najbardziej znane utwory i to w dość wiernych, osadzonych całkowicie w coldwave’owym brzmieniu aranżacjach. A że zestaw hitów mają pokaźny, a do tego naprawdę znakomicie potrafią w wymieniony gatunek, to co można powiedzieć więcej? Chyba tylko i aż tyle, że był to kolejny tego wieczoru fantastyczny występ.

Wieże Fabryk

Cieszy ogromne zainteresowanie odbiorców nie tylko w sferze tego, że stawili się w Desdemonie tak licznie tego wieczoru, ale też biorąc pod uwagę to, jak żywiołowo reagowali na te trzy, niby odmienne, ale w sumie podobnie myślące o muzyce zespoły. Taplające się w mroku, kipiące energią i dysponujące naprawdę dużą fantazją!