Wieczór w Desdemonie rozpoczęło lokalne Sea Saw. Zespół głodny gry, który po wydaniu świetnej, drugiej płyty, musiał mierzyć się z pewnymi problemami (kontuzja wokalisty / gitarzysty), przez co trudno było go złapać na koncertach. Tę ogromną, bo wyczekiwaną chęć grania i zaprezentowania najnowszego materiału na scenie czuć było przez cały występ. W tym dokładnym momencie wszystko wskazuje na to, że brzmienie Sea Saw ewoluowało w noise’owe, pełne gruzu klimaty. Pożegnali się już chyba z próbą podbicia mainstreamu i dobrze. Zaprezentowali mariaż syntezatorowo-gitarowych hałasów z naprawdę wydatną, nadającą ciężaru całości sekcją. Jak kiedyś powiedział ktoś mądrzejszy ode mnie: lepiej być legendą w undergroundzie niż jednym z wielu w mainstreamie (to o Sonic Youth btw.). Zespół ma wszelkie predyspozycje do tego, by dołączyć do tej pierwszej grupy: pełne pasji, a przy tym melodyjne wokalne pogłosy, gitarowe, szorstkie gitarowe szarże, niesamowity transowy drive generowany przez trio perkusja-bas-elektronika oraz spajającą to wszystko, pomysłową, opartą na pokomplikowanych aranżach narrację. To nie wyrwane z kontekstu fragmenty na sociale się liczyły, a krwiste i wielobarwne pod względem dźwiękowym kompozycje. Bardzo cieszy mnie to, że wrócili i że znowu można było posłuchać ich spod sceny!

Nieznany mi wcześniej poznański Szacunek postawił na inną odmianę transu. W muzyce grupy czuć było punkowy, bardziej bezpośredni nerw. Pozornie proste, bo bazujące na mniej rozbudowanym instrumentarium piosenki wciągały jednak równie mocno, a orężem do tego były repetycja motywów i duża energia bijąca od muzyków. Ważnym elementem było też tło: nadające ciepłej aury partie klawiszy, które biły się o uwagę z natarczywym, agresywnym wręcz i krzykliwym wokalem, wojujającą gitarą i ważącym przynajmniej tonę basem. Siła grupy i jej występu tkwiła więc w mocnych ciosach podawanych w rytmicznym, pozornie jednostajnym tempie. Patrząc na reakcje odbiorców — Szacunek zdobyty! PS: W bonusie dostaliśmy też gościnne, wokalno-gitarowe popisy Mateusza Bartoszka (Żurawie), który swoją charakterystyczną grą i ekspresją idealnie uzupełnił styl poznańskiego zespołu.

