Zanim przejdę do opisywania nowości wydanych w przeciągu kilku ostatnich tygodni, zanurzam się na chwilę do świata staroci. Tym razem zdecydowana przewaga hałasów nad melodiami.
God Bullies – Plastic Eye Miracle (1990) [post-hardcore / noise rock]
Najzwyczajniejszy w świecie noise rock doprawiony post-hardcorem z epoki. Znacie i lubicie? Będziecie bawić się świetnie, bo God Bullies czują się w tych gatunkach jak ryba w wodzie, a na dodatek nie są im obce eksperymenty z psychodelikami, których ślady są tu mocno wyczuwalne. Jest ciężko, brudno, brutalnie i… zabawnie. Nie znacie i nie wiecie, czy lubicie? Patrz wyżej. Znacie i nie lubicie? Nie wierzę. To niemożliwe, skoro to czytacie.
Ski Patrol – Versions of a Life (Recordings 1979-81) (2014) [post-punk / compilation]
Lubię kompilacje zespołów, które przepadły i wylądowały na śmietniku historii. Często są to zbiory utworów tylko dla totalnych maniaków danego stylu. W końcu jak zna się kanon prawie że na pamięć, to przychodzi ochota na szukanie głębiej. Versions of Life to trochę tego typu rarytas, z tym że kilka z utworów z tego składaka pokazuje, że Ski Patrol było grupą z potencjałem. Ich taneczny, podbity dubem post-punk sprawdzi się i w 2021 roku, więc jeśli macie ochotę na dobrej jakości odkrycie, to sprawdźcie tę płytę.
Hoover – The Lurid Traversal of Route 7 (1994) [math rock / emocore]
Po przesłuchaniu tego albumu wziąłem się szybko za poszukiwanie kolejnych. A tu rozczarowanie, bo oprócz The Lurid Traversal of Route 7 grupa ma na koncie jeszcze tylko dwie EPki. Szkoda! W każdym razie Hoover położył podwaliny pod masę muzyki, której słuchacie. Tej opatrzonej łatką „indie rock”, tej z częstymi zmianami rytmu oraz tej, którą zwie się klasycznym emo. Dodajcie do tego post-rockowy sznyt, a dostaniecie opis tego materiału w całości. No, może warto jeszcze wspomnieć, że jakością przewyższa on większość naśladowców.
Six Finger Satellite – Law of Ruins (1998) [synth post-kraut-hardcore]
Ostatnia płyta zespołu Six Finger Satellite w jego pierwszym okresie działalności. Potem była reaktywacja, ale o tym nie dzisiaj. Grupa ta wywodzi się ze sceny noise rockowej, ale pod koniec lat 90-tych zaczęła kombinować z brzmieniem. W tym zawsze ważną rolę odgrywały syntezatory, ale na Law of Ruins doszły jeszcze krautrockowe repetycje i zindustrializowane, a może raczej zmetalizowane dźwięki. Dla miłośników przesterowanych dłużyzn jak znalazł.
Чёрная Речка – В этом северном, снежном, холодном краю EP (2018) [playing post-punk while surfing]
Tu mogłaby się znaleźć właściwie każda z EPek (długograjów zespół po prostu nie wydaje) z katalogu tych przesympatycznie hałasujących Rosjan, ale wybrałem akurat tę. Wszystkie są podobne i utrzymują podobny, wysoki poziom, ale na В этом северном, снежном, холодном краю najbardziej wyczuwalnym pierwiastkiem jest surfowa strona twórczości grupy. Jeśli macie przed oczyma morze, piasek, parasole, uśmiechniętych ludzi i prażące słońce, to musicie nieco zmodyfikować to wyobrażenie. Zgadza się niemalże wszystko, ale inne są szczegóły. Jest plaża, ale zasyfiona; morze przybrało barwę zielono-fioletową; parasole dawno wywiało; uśmiechy ludzi są jakby odwrócone. A słońca nie ma i nie będzie.