Kaski nigdy nie były cool. Aż nie zobaczyliśmy ich na głowach opisywanego dziś duetu. Twórcy będący ikonami stylu, autorzy wydanej w 2001 roku płyty Discovery. Grupa Daft Punk.
Czy znałem wcześniej?
Nie przeleżałem ostatnich 20 lat pod kamieniem, więc oczywiście, że tak.
Czy słuchałem? Nie.
Kojarzę singlowe kawałki, bo te leciały często w telewizji i radiu. Nie załapałem się jednak na Daft Punk w epoce, a potem, gdy zespół przeżywał renesans, to nie byłem nim na tyle zainteresowany, by zapoznać się bliżej z jego twórczością.
Dlaczego nie zacząłem słuchać ich później? Sam nie wiem. Może po prostu nigdy nie nastał ten moment, bym świadomie odpalił którąś z ich płyt. Aż do teraz oczywiście.
Ogólne spostrzeżenia
Jest dobrze, ale serducho nie zabiło mocniej.
Podoba mi się luz i pozytywna energia, jaka płynie z muzyki Daft Punk. Takie dźwięki musiały wyjść spod palców optymistycznie nastawionych do życia facetów. Do tego panowie zgrabnie odwołują się w swoich kompozycjach do muzyki tanecznej, garściami czerpiąc z estetyki disco i funku. Ta muzyka naprawdę buja i wprawia w dobry nastrój, dając przy okazji kopa do działania.
Nie trafia jednak w sam środek tarczy, przynajmniej nie w moim przypadku. Nie jest tak, że gdy tańczę, to potrzebne mi są jeszcze jakieś dodatkowe emocje i namiętności. Z oczu nie muszą spływać łzy, a ja mam definitywnej potrzeby drżenia od targających mym ciałem uczuć. Natomiast dobrze by było, gdy już tańczę, bym robił to tak, jakby nie miało być jutra. Zwykłe podrygiwanie i ruszanie nóżką w przypadku muzyki typowo tanecznej, parkietowej, niezbyt mnie ekscytuje.
I właśnie w tym tkwi mój osobisty dylemat związany z tą płytą. Wolałbym chyba stać sobie gdzieś z boku, obserwować mistrzów danceflooru, zamiast samemu brać w tym udział.
Jest fajnie, doceniam i rozumiem, tańczcie sobie. Ja idę po drinka.
Czy będę wracać?
Do pojedynczych singli tak, ale do całego albumu nie.
Alternatywa
Trudno znaleźć mi jeden projekt, który działałby dokładnie w granicach stylistycznych tego, czym parało się Daft Punk, więc wybieram dwie nazwy.
Ci, którzy bardziej cenią sobie elektroniczną stronę brzmienia duetu, na pewno słuchają i cenią sobie The Chemical Brothers. Tu zacząłbym przesłuchania chronologicznie, od pierwszej płyty. Choć najwyższe oceny zbiera album numer dwa, czyli Dig Your Own Hole.
Z kolei w dziedzinie funkowych, preparowanych brzmień nie ma lepszego od Jamiroquaia. W jego przypadku postawiłbym z kolei na bardzo zróżnicowany pod względem brzmienia album pt. The Return of the Space Cowboy.