Kilka pytań do… Jarka Marciszewskiego, Sławka Draczyńskiego i Kuby Świątka (Popsysze)

Hałas, improwizacja i melodie. Z tym kojarzy mi się trójmiejski skład o nazwie Popsysze. Ich fanem zostałem gdzieś na wysokości płyty Popsute z 2015 roku. I od tego czasu obserwuję ich (niezmienny) rozwój. Działają na mocnych fundamentach, które na potrzeby własne nazywam „morską psychodelą”. Ta ma jednak różne oblicza: te bardziej piosenkowe (jak na wymienionym albumie nr 2 w ich dyskografii), skupione na nastroju odloty w nieznane (tu prym wiedzie płyta Kopalino), czy też próbujące pożenić ze sobą dwa ww. podejścia, jak na ostatnim z ich wydawnictw – wydanej w zeszłym roku płycie Emisja.

Ewolucja Popsyszy nie dotyczy jednak tylko samych nagrań. Kto widział ich koncerty i zestawił je z materiałem z płyt, ten wie, że każda z kompozycji żyje, oddycha i zmienia się wraz z samym zespołem. Nigdy nie wykonują tej samej piosenki w taki sam sposób: wiele zależy od chwili; czegoś nienazwanego, ulotnego. Chemia między poszczególnymi muzykami jest nad wyraz widoczna, a energia, którą otrzymują od publiki, może zupełnie zmienić oblicze ich muzyki.

To właśnie niestałość jest tym, co przyciąga mnie do muzyki. To w niej kryją się prawdziwe emocje. Popsysze mają to w sobie i każdemu, kto tylko będzie mieć okazję, polecam zobaczyć, jak zespół prezentuje się na żywo. I koniecznie zestawić to z tym, jak brzmią na płytach. Wychwytywanie (czasem subtelnych, innym razem nie) różnic da Wam ogromną frajdę. Gwarantuję.

A na pytania w ramach cyklu „Kilka pytań do…” zgodził się odpowiedzieć cały skład: gitarzysta i wokalista grupy – Jarek Marciszewski, grający na basie Sławek Draczyński i perkusista Kuba Świątek.

Pytanie: Jaką rolę odgrywa w Waszym życiu muzyka? Jakie jest pierwsze związane z nią wspomnienie? 

Jarek Marciszewski: Bardzo ważną, jest jedną z części składowych każdego dnia. Ciężko aż tak daleko sięgać pamięcią, ale pierwsze co przyszło mi do głowy, to przeglądanie gazet muzycznych mojego taty.

Sławek Draczyński: Słuchanie umożliwia podróż równoległą do rzeczywistości. Tworzenie i granie — trochę podobnie, ale tu dodatkowo jest frajda z kreowania tej podróży własnymi łapami. Pierwsze wspomnienie — gdy miałem 8 lat, to bardzo spodobał mi się utwór Status Quo In The Army Now. Strasznie jarałem się tym numerem. Nagrałem go z radia na otrzymanego na komunię kaseciaka Sanyo i puszczałem w kółko, przeżywając i śpiewając refren „ju in dy jobi joł” 😀

Kuba Świątek: Muzyka była ze mną odkąd sięgam pamięcią. Pierwsze zdjęcie w słuchawkach zamkniętych, przy sprzęcie Unitry, zrobił mi ojciec, gdy miałem niecałe 2 latka. Muzyka przenosi w inny wymiar, pomaga się odprężyć i zapomnieć na chwilę o życiu codziennym.

P: Co było impulsem do tego, by ze słuchacza zamienić się w twórcę? 

Jarek Marciszewski: Bezpośredni impuls pojawił się od mojego kuzyna w 6 klasie podstawówki. Byliśmy wtedy psychofanami Nirvany. Nasz pierwszy zespół grał tylko utwory tego zespołu, więc wtedy głównym impulsem było granie utworów tej grupy 😉  A bardziej świadome uczestnictwo w procesie twórczym jest dla mnie próbą kreacji czegoś nowego, ale jednocześnie ulotnego. Próbą małego / powtarzalnego rozwoju. 

Sławek Draczyński: Starszy o 7 lat brat, który słuchał świadomie różnej muzyki i sam pogrywał na gitarze, klawiszach i fagocie. To pozwoliło mi się oswoić z tym, że można. Kiedy miałem coś koło 14 lat wystrzeliły kariery takich zespołów jak Biohazard, Nirvana, Pearl Jam i – last but not least – gdański Illusion. Ta energia mnie wciągnęła. Też zapragnąłem tworzyć dźwięki.

Kuba Świątek: Wyszło to zupełnie naturalnie, po prostu zacząłem to robić 😉

P: Czego aktualnie słuchacie? Czy ma to wpływ na komponowanie i jeśli nie, to co innego inspiruje Was przy tworzeniu nowych dźwięków/tekstów? 

Jarek Marciszewski: Słucham dużo różnorodnej muzyki i ma ona inne zastosowanie. W pracy słucham coraz więcej ambientu i muzyki na lutnie. Poza tym od dawna słucham muzyki etnicznej, głównie z Afryki, ale nie tylko, muzyki gitarowej, rozumianej w sposób bardzo szeroki, jazzu itd. W tym momencie definicje stylów mają coraz mniejsze znaczenie.

Konkretne zespoły są dla mnie inspiracją, ale zmienia się to na przestrzeni lat i ważniejsza jest próba odnalezienia własnego języka. 

Coraz częściej w procesie twórczym jest ważny dla mnie kontekst. Sama muzyka nie wystarcza. Wracając do naszej ostatniej płyty, inspiracją dla niej był np. film „Można Panikować”.

Sławek Draczyński: Różnie, zależy od nastroju. Jestem już stary i zauważyłem, że coraz częściej wracam do rzeczy sprzed lat, acz niekoniecznie do rocka czy grunge. Z nowych składów lubię King Gizzard & the Lizard Wizard.

Czy słuchana muzyka ma wpływ na komponowanie? Pewnie tak, ale nie jest to celowa zrzyna. Czasami wyjdzie nam coś, co brzmi jak (tu wpiszcie nazwę dowolnego zespołu — dop. red.). Najczęściej taki utwór dostaje roboczą łatkę powiązaną z zespołem, z którym się nam kojarzy. Niemniej przez lata grania udało nam się chyba wypracować pewną chemię, która powoduje, że niezależnie co gramy, to jest to popsyszowate.

Kuba Świątek: Słucham tego wszystkiego, z czym polubiłem się przez całe dotychczasowe życie: sentymentalnych szlagierów, jazzu, techno, rocka, trip-hopu. Słucham muzy z polecenia przyjaciół, ich własnej twórczości, z synem rapu, a na żywo najchętniej muzyki improwizowanej. Czy to inspiruje mnie w tworzeniu muzyki… Na pewno, to zupełnie naturalny bieg rzeczy. Świetną przestrzenią poszukiwawczą jest także dla mnie natura. 

P: Jaki koncert zrobił na Was największe wrażenie (w ogóle i w ostatnim czasie)? 

Jarek Marciszewski: W ogóle – bardzo trudne pytanie, bo byłem na wielu bardzo dobrych koncertach, ale chyba PJ Harvey na Open’erze w 2016 roku. Ostatnio Emma-Jean Thackray na gdańskim Jazz Jantar.

Sławek Draczyński: Tomek Gadecki solo w Kolonii Artystów jakiś rok temu. Zupełnie niespodziewanie — pojechaliśmy całym bandem tam, zamiast na próbę. Cały koncert przesłuchałem z zamkniętymi oczami, mając wrażenie, że z każdym numerem znajduję się gdzie indziej. Ciężko się opowiada o takich rzeczach. Jak mawiał Zappa: „opowiadanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze” 😉

Kuba Świątek: Uwielbiam koncerty zespołu Remont Pomp, podczas których odlatuję nie tylko jako słuchacz, ale też bardzo głęboko emocjonalnie. Najchętniej chodzę na koncerty improwizowane do małych klubów.

P: Jeśli moglibyście zmienić cokolwiek na obecnej, polskiej niezależnej scenie muzycznej, to co by to było? 

Jarek Marciszewski: Więcej miejsc do grania koncertów, gdzie panuje atmosfera z pogranicza przyjaznej i zaangażowanej.

Sławek Draczyński: Nie mam takich zakusów.

Kuba Świątek: Polska niezależna scena muzyczna ma się naprawdę świetnie pod warunkiem, że nie musi się z tej muzy utrzymywać 😉

P: I pytanie kluczowe: hałasy czy melodie?

JM: Miks idealny, do którego dodałbym jeszcze improwizację.

Sławek Draczyński: Na zmianę, a czasem na raz — byle w odpowiedniej proporcji 😀

Kuba Świątek: Najchętniej hałasy i melodie, ale jak już muszę wybierać to hałasy 😉

Garść linków:
Bandcamp
Spotify
Facebook
Instagram