Wzięło mnie na sprawdzenie, jak też wyglądał ten mój osobisty, koncertowy rok 2024. Jak już go sprawdziłem, to stwierdziłem, że podzielę się kilkoma wnioskami. A że tekst wyszedł długi, to wrzucam go i tutaj — na stronę.
Ten rok był dla mnie bardzo wymagający pod względem pracy i pewnych spraw prywatnych, które wymusiły na mnie nieco więcej nakładów czasu na ich organizację. Sił na koncerty było więc mniej, jakiekolwiek wyjazdy gościnne do innych miast totalnie niemożliwe, a do tego wszystkiego doszedł też fakt tego, że w kilku momentach czułem się zwyczajnie w świecie przebodźcowany. To kilka przyczyn tego, że pod względem liczby koncertów nie mam się zbytnio czym chwalić — przynajmniej w stosunku do lat ubiegłych.
Inną przyczyną mniejszej frekwencji z mojej strony było zwyczajnie to, że w Trójmieście powoli nie ma gdzie na te koncerty chodzić. Na papierze miejscówek wcale nie jest tak mało, ale kilka z nich odpada praktycznie w przedbiegach z powodu obranej przez siebie polityki. Na terenach stoczniowych fajne bookingi robi Wydział Remontowy i lubię tam wracać, ale często pokrywają się one z innymi wydarzeniami. Konglomerat Ulica Elektryków / B90 / Drizzly Grizzly to połączenie totalnie nieciekawych dla mnie bookingów z tymi ciekawszymi, ale dość dziwnie zorganizowanymi: bez supportów, z zaporową ceną (samo EABS za bodajże 120 zł do dziś śni mi się po nocach) i klimatem typu — po koncercie jedyną opcją jest szybkie nara i spać. Nie dadzą Wam posiedzieć, oj nie. I spoko, tylko że koncert to jedno, a gdzie możliwość pogadania z ziomkami, jak już się na ten koncert wybrało i poświęciło m.in. na tę aktywność dany wieczór?

Jest też prężnie działający Klub ŻAK, ale tu sposób promocji jest tak wybiórczy, że praktycznie nic z niej do mnie nie dociera. Dwa razy nawet zapomniałem, że jakiś koncert miał tam się w ogóle odbyć, bo wydarzenie (Jazz Jantar) ustawione jest np. na okres kilku tygodni… Mój kalendarz tego nie ogarnia, a co dopiero ja. Ten klub broni się jednak frekwencją, a też przyznam, że nie wszystko, co oferuje, jest dla mnie (aż tak w jazzie nie siedzę). W każdym razie to i tak jedna z perełek na trójmiejskim poletku, bo dalej… dalej to już prawie nic nie ma. Oprócz jednego miejsca.
Tak, mowa o gdyńskim klubie Desdemona, gdzie bywałem zdecydowanie najczęściej. W pewnym momencie zacząłem śnić o scenowym dywanie — tak wbił mi się w głowę jego obraz. Zobaczcie zresztą moje zdjęcia na profilu IG i sami domyślicie się, o co chodzi. W każdym razie Desdemona pasuje mi najbardziej — bo i pod względem nagłośnienia, rodzaju zapraszanych kapel, ale też atmosfery i ludzi, którzy to miejsce tworzą i którzy do niego przychodzą. I tak, mam tam całkiem blisko, przyznaję!
I ja wiem, że istnieje też Podwórko.art (głównie koncerty kapel z lat mojej nastoletniej młodości, za którymi nie tęsknię), Stary Maneż (tzw. mainstreamowa alternatywa, więc nie bardzo dla mnie, ale piwo i nagłośnienie — świetne), Paszcza Lwa (tu bym chętnie bywał częściej, choć warunki są dość spartańskie), Pub Torpeda (polecam młodym, nieogranym jeszcze kapelom), GAK Plama (mocny punkt na koncertowej mapie, ale na jak długo?) czy Podziemia (nie wiem nawet, czy jeszcze cokolwiek tam organizują), ale każdy, kto jest stąd, ma czasami ten sam problem — albo nie dzieje się długimi (tygo)dniami nic albo dzieje się wszystko naraz. Efekt? Mizerna frekwencja.

Mam nadzieję, że w 2025 roku nieco dołoży od siebie Gdański Teatr Szekspirowski, że rozwinie się koncertowa działalność Serum albo że powstanie coś nowego. Coś, co zastąpi niezastąpiony (jak widać z powyższego opisu) klub Ziemia. Miejsca idealnego na koncerty niezalowców mniejszych, średnich i nawet tych większych — uznanych w środowisku nazw zagranicznych.
A może się mylę? Co myślicie o tym temacie Wy — osoby związane na co dzień z Trójmiastem?
Oprócz samych koncertów klubowych, które preferuję, miałem okazję zawitać na 4 festiwale: Sea You Music Showcase, Mystic Festival, Fląder Festiwal oraz OFF Festival. Każdy z nich przyniósł mi zupełnie inne emocje i każdy z nich lubię za coś innego. Sea You to lokalna scena w pigułce i okazja do tego, by wejść w nią jeszcze głębiej, a przy okazji wyszaleć się towarzysko. Mystic na pewno wspominam jako najlepsze, ale też ultraintensywne doświadczenie i martwi mnie jedynie to, że przyszłoroczny line-up nie do końca spełnia moje oczekiwania (gdzie są brytyjskie post-punk/noise rockowe składy?!). Fląder to z kolei totalny chill i radość z tego, jak na luzie można stworzyć tak przyjemne, a do tego pełne dobrych dźwięków miejsce, a OFF… to miłość. Jednak jest to miłość trudna, bo po zeszłorocznej edycji nadal nie wiem, czy wybiorę się do Katowic w sierpniu przyszłego roku.

Podsumowując liczbowo wszystko, co powyżej, wygląda to tak:
Całkowita liczba zespołów, które zobaczyłem na koncertach: 131
W tym na koncertach klubowych: 36
A na festiwalach: 95
Uczestniczyłem tym samym w tylu wydarzeniach klubowych (w tym jedno halowe): 21
Festiwali odwiedziłem (i przeżyłem!): 4
Przy danych o liczbie zespołów pominąłem duble, ale ciekawostką jest, że jeden skład udało mi się zobaczyć cztery razy. Mowa o Black Mynah (Dwie Zmiany / Podziemia, Sea You, Desdemona i Fląder Festiwal). Trzy razy widziałem też kresy (2x Desdemona, raz OFF). Dwa razy byłem świadkiem sztuk takich grup jak Titanic Sea Moon, morze, The Ferrules, Ƶurawie, Loveworms, SOMA czy Furia.
Topka przedstawia się natomiast tak:
1. The Smashing Pumpkins w PreZero Arena Gliwice (02.07).
Na pewno dużo zrobiło samo oczekiwanie oraz podróż na ten koncert oraz fakt tego, że jestem ultrasem grupy od kilkunastu lat. Natomiast sam występ na szczęście nie był poprawny, nie był „ok” – był naprawdę świetny. I mam nadzieję, że nie ostatni w moim życiu w przypadku tego zespołu, chociaż raczej na pewno (patrząc na frekwencję) ostatni w Polsce.

2. Les Savy Fav na OFFie (03.08).
Totalne muzyczne i „showmańskie” doznanie. Otarcie się o Tima Harringtona, wcielenie się w rolę „kablowego”, intensywne pogo – to wszystko na tle świetnych, taneczno-hałaśliwych kawałków granych przez resztę zespołu. Topka!

3. The Shits na Mysticu (07.06).
Człowiek został opluty, sponiewierany przez natężenie dźwięku, a jeszcze wyszedł tak zadowolony, że wspomina o tym do dzisiaj. Uwielbiam ten zespół, ciągle katuję płytę You’re a Mess i z perspektywy czasu trudno mi uwierzyć, że występ tych hultajów odbywał się niemalże pod moim nosem. I że byłem jego świadkiem!
PS: Obiektywnie na zeszłorocznej edycji było kilka lepszych gigów, ale ten najmocniej uktwił w mej pamięci. I zostanie tam na zawsze.

4. Aluk Todolo w gdańskim B90 (20.12).
Tu na pierwszy plan weszła tzw. wczutka. Zamknąłem oczy i niemalże na godzinę totalnie odpłynąłem. Serio, kilka razy musiałem łapać równowagę, bo powoli przestawała działać grawitacja. Transowe krauty w black metalowym sosiwie to coś, co mógłbym spożywać częściej.

5️⃣ Willa Kosmos w gdyńskiej Desdemonie (25.10).
Bardziej jako reprezentant konkretnego typu brzmień (hałaśliwy, gitarowy polski niezal), chociaż faktycznie na tym występie bawiłem się wyjątkowo dobrze. Zespół notuje świetny progres – jest jeszcze bardziej bezczelny, bezpośredni i głośny w swoich poczynaniach. Bardzo dobrze!

W pamięć zpadły mi też szczególnie takie gigi jak: dubowo-odlotowy Faraway (Desdemona 07.12), przebojowe, rozwijające skrzydła Loveworms (Desdemona 11.10), turboenergetyczne Ƶurawie (Desdemona 25.10), transowe morze (Fląder Festiwal 15.06), roztańczona JAVVA (GAK Plama 05.10), buchającą muzyczną charyzmą Black Mynah (Desdemona 17.05) oraz metalową rozpaczą Dom Zły (Wydział Remontowy 14.03). A także wiele pojedynczych, festiwalowych koncertów, których nie będę tu już wymieniać. Ciekawskich odsyłam do opisu każdej z tych imprez. Znajdziecie je na stronie w kategorii relacje.
A jak prezentował się Wasz tegoroczny, koncertowy przelot? Ja liczę na to, że w przyszłym roku uda się wziąć udział w nieco większej ilości wydarzeń klubowych. Trzymam też mocno kciuki za to, by kluby, zamiast się zwijać i walczyć o przetrwanie, mogły w spokoju promować to, co wszyscy lubimy – czyli dobrą, wartościową i nieszablonową muzykę.
PS: Fotkę tytułową Tomek Cieślikowski z Obrazowo na tegorocznym festiwalu Sea You.


