Cztery gitary w składzie i w tym tylko jedna, ale wcale nie mniej ważna od pozostałych, basówka. Trzech wokalistów, dla których głos wydaje się być po prostu kolejnym instrumentem. Love Agenda to drugi album nowojorskiej grupy Band of Susans, która istniała w latach 1986-96. Głównym kompozytorem jej materiału, a także producentem i liderem był Robert Poss. W trakcie nagrywania tej płyty w składzie znalazł się też Page Hamilton. Znacie go pewnie z tego, że później współtworzył grupę Helmet. Podobieństw między tymi zespołami jest jednak niewiele. Chyba że to, iż oba potrafiły być bardzo głośne.
Z tego, co udało mi się wyczytać, zespół w okresie swojego istnienia często porównywano do europejskich przedstawicieli shoegaze’u. Takie skojarzenie może budzić samo brzmienie, jak i aranżacje. Mocno przesterowane instrumenty – są. Wycofany wokal – jest. Duże natężenie hałasu – a jakże. Jednak pomimo powyższych, Band of Susans udało się wypracować własny styl i daleko im do brzmienia, powiedzmy, My Bloody Valentine. Przede wszystkim, w odróżnieniu od shoegaze’u, tutaj mamy do czynienia ze zdecydowanie bardziej klarownym brzmieniem. Instrumenty nie zlewają się w ogłuszającą ścianę dźwięku, a każdy z nich łatwo wychwycić. Poza tym aranżacje poszczególnych kompozycji oparte są raczej na riffach, a kolejne warstwy przesterowanego pogłosu dodane zostały już na główną linię melodyczną. Gitary raczej metalizujące, bas chrupie i ma w sobie post-punkową werwę. Poza tym Poss był ogromnym fanem Rolling Stonesów i to riffowe, organiczne podejście do tworzenia, też tutaj słychać. A że chciał grać głośniej? Tym lepiej. Przynajmniej dla wielbicieli wysokiej liczby decybeli w głośnikach.