Wstręt to zespół z Gdańska, a linkiem do materiału podzielił się ze mną sam wokalista – Bartek Cieślak. Przyjmując zasadę, że piszę tylko o tym, co mi się podoba, po samym odsłuchu wziąłem się za pisanie.
EDIT: Właśnie wczoraj dowiedziałem się, że zespół zmienił skład i być może będzie nagrywać pod inną nazwą. Niezły timing! Ale muzyki nigdy dość, więc wrzucam, bo przecież materiał został nagrany, można go wysłuchać i przede wszystkim to powinno się liczyć.
Zawartość Epki (lub dema) nie jest tak oczywista, bo łatwiej wymienić emocje, które towarzyszą przy jej słuchaniu, niż przylepić łatkę z nazwą gatunku. Wyżej wypisany post-hardcore i post-metal można więc spokojnie wziąć w nawias, bo sporo tu też punka, noise’a, cięższego rocka i sam nie wiem dlaczego, ale jakieś echa zimnej fali też tu słyszę. Generalnie jest głośno, mocno, bas chrupie, perkusja wywija stukilowe fikołki; jest tzw. pierdolnięcie. Podoba mi się przede wszystkim żonglerka tempem i luźne skojarzenia, które wpadały mi do głowy podczas odsłuchu. Bez wyjścia miesza ze sobą sielski klimat jak z apelu szkolnego, przerwany nagłym zwrotem akcji w postaci bitki z nauczycielami; Nieoczekiwanie to wczesne Queens of The Stone Age biorące się za bary z post-rockiem; Cięcie z wstawkami z „Symetrii” i dwoma wokalami wypada najbardziej konwencjonalnie i metalowo w tym zestawie, a tytułowe Trzy dni to duszny sludge z uchylonym lekko lufcikiem, gdzie wpada minimalna ilość światła. I pomimo moich wymyślnych porównań, to najważniejszy jest fakt, że całość klei się i nie brzmi sztucznie. Zresztą tę autentyczność czuć też (a może przede wszystkim) w tekstach i wokalu, które budują cały ten gorzki i brudny nastrój materiału. Czekam na (EDIT: już niestety raczej nie) długograja panowie.
Bandcamp, gdzie materiał ten rozdają.