Słów kilka: Urodzony w Los Angeles Gregory Boussard zaczynał swoją przygodę jako DJ, ale miał też ciągoty do rapu i obie swoje pasje próbował połączyć na wydawanych pod pseudonimem Egyptian Lover albumach. Pierwsze wydawnictwo sygnowane tą nazwą ukazało się w 1984 roku. Niestety, po dość dobrze ocenianym debiucie, pozostałe albumy nie cieszyły się specjalnym uznaniem i dopiero dziś nieśmiało mówi się o tym projekcie w kontekście mocno niedocenianych zjawisk. Gregory od początku tworzył i nagrywał na analogowym sprzęcie i to również na nim nagrał ostatnią płytę z 2015, zatytułowaną 1984.
Czego przesłuchać przed: Słucham Back from the Tomb z 1995 roku. Odpalam, bo Egyptian Lover zagra na OFFie, a ja lubię odsłuchiwać rzeczy na OFFa. Zaczyna się od I’m so Freaky i już wiem, jak będzie wyglądał ten koncert. Przewidywalnie? Jeśli tak można nazwać najlepszą imprezę na festiwalu, to niech i tak będzie! Back from the Tomb to utwory z przekształconymi przez komputer wokalami, rapowanymi wstawkami, analogowo nagraną muzyką taneczną, mocnymi basami, dziwnymi dźwiękami (te westchnienia), próbą stworzenia erotycznego nastroju i niezbyt przystającymi, ale zaintonowanymi z pełnym przekonaniem tekstami w stylu „bounce that bootie!”. Beaty są tu srogie i mocno oldschoolowe, a tempo nie zwalnia nawet na chwilę. Sam styl „nawijki” nazwałbym czymś pomiędzy wodzirejowaniem na dj’ce, a pierwszymi krokami stawianymi na freestyle’u. Dodajmy do tego jeszcze oddech astmatyka i komputerowo przetworzony głos oraz próby bycia uwodzicielskim i mamy przed oczyma wokalny full frontal Egyptian Lovera. Ta płyta chyba nawet nie jest na granicy obciachu; ona już trochę tę granicę przekracza. Tylko co z tego, jeśli nóżki same do tego chodzą, podkłady są naprawdę świetne, a całość jest po prostu dobrą zabawą (nawet jeśli robioną na poważnie)? Czujemy się jak prawdziwy muzyczny archeolog, który trafił na bardzo dziwne wykopaliska i nawet jeśli nie powiemy o tym nikomu, to przeżyliśmy właśnie wyjazd swojego życia.
Must listen: The Egyptian Lover – Freak-A-Holic
W komentarzach na youtube ktoś napisał, że to piosenka, która najbardziej obrazuje, czym były lata 80-te. Fakt. Zobaczcie tylko te ruchy, popatrzcie na stylówę i posłuchajcie tego tekstu. Problem w tym taki, że po wysłuchaniu tego kawałka sami chcemy wskoczyć w przypałowe ciuchy i zdobyć parkiet. Może odbić się czkawką, bo takich beatów w klubach już się nie słyszy.
Dla zaawansowanych:
Nie miałem dość po jednej płycie, więc losowo padło na One Track Mind, która spodobała mi się jeszcze bardziej niż Back from the Tomb. Oldschoolowych podkładów jest tu jeszcze więcej, ale kompozycje wydają się być lepsze, a sama płyta nie tak monotematyczna tekstowo i jakby trochę bardziej „świeża”. Nie bójcie się też najnowszej pozycji, czyli albumu 1984 z 2015 roku. Dalej królują na niej analogi, choć niby brzmienie próbuje być bardziej „na czasie”. Koniec końców to electro jakie znamy i za (może już nawet) kochamy Egyptian Lover. I tak, komputerowo przetworzony głos również powraca!