Boomelant – Tarło EP (2018)

99,9% ludzkich odgłosów na tej EPce zostało wyłowionych z filmów dla dorosłych.

Nie puszczajcie Boomelanta w pracy. Raz, że pewne dźwięki mogą zwabić szefa lub jeszcze gorzej – kogoś z HRów. Dwa, że jak już przyjdzie, to trudno będzie wytłumaczyć, że to tylko muzyka. Trzy, że gdy na dowód pokażecie mu nazwę tego projektu, to raczej nikt nie uzna Was za pracownika roku.

Za muzyką na Tarło stoi Dominik Dudek. Nie wiem, jakie są jego zainteresowania, ale na potrzeby tego krótkiego wydawnictwa na pewno zrobił sporo badań „terenowych”. Wyłowione tu i ówdzie dźwięki dodał do ciepłych, syntezatorowych podkładów i stworzył hybrydę, co do której trudno znaleźć porównanie. Chillwave’owe brzmienie obudował odgłosami pań z filmów dla dorosłych, co dało efekt nie tyle efekciarski, ile efektywny. Patent o dziwo działa, jest zgrabny i co ważne, wpadający w ucho. Najlepszym jego przykładem jest otwierający całość kawałek tytułowy, który na dodatek ma w sobie sporo ośmiobitowego uroku. Bardziej zrytmizowany I__kr@ idzie z kolei w rejony footworkowe.

To tylko jedna strona Boomelanta, bo drugą są utwory o wiele bardziej stonowane. Też przetwarzające odgłosy natury, ale już innego rodzaju. Zwiewny G. F. P. dosłownie płynie (w końcu słychać tu szum wody); harmonijny i łagodny Pleuston przynosi dźwięki wiatru i śpiew ptaków; to drugie kontynuuje, ale już na wyraźniejszym beat’cie Pelagial.

Mam wrażenie, że Boomelantowi zabrakło troszkę pomysłów, bo zamykający EPkę Ksawery 2013 to zwrot ku czystym nagraniom terenowym. Nie zmienia to jednak tego, że Tarło jest jedną z oryginalniejszych porcji muzyki elektronicznej, z którą miałem do czynienia ostatnimi czasy. Konwencja wymaga podrasowania, ale warta poznania jest już dzisiaj.

A całość do odsłuchu m.in. na Bandcampie.