W życiu każdego piszącego przychodzi pewnie taki moment, że płyt do polecenia i opisania jest po prostu za dużo. Naturalnie ja sam również, w trakcie codziennych odsłuchań, tworzę sobie taką listę i ta stale się powiększa. Chciałbym wspomnieć o każdym zanotowanym na niej wydawnictwie, ale przeszkoda jest prozaiczna – brak czasu. Z tego powodu zdecydowałem się stworzyć nowy dział z krótszymi polecankami. Trzy do pięciu zdań o albumach, które na wspomnianej liście są już od dłuższego czasu, a pomimo tego jeszcze nie udało mi się nic na ich temat napisać. Nie są z tego względu gorsze, ale nie chcę, by czekały dłużej. Zestawienie będzie pojawiać się nieregularnie i zawierać 4-5 wybranych tytułów. Jak często, to już zależy od tego, czy taka formuła spodoba się Wam. Dziś na tapecie: Interpol, Syrbski Jeb, Lebanon Hanover, Neverending Delays i A Place to Bury Strangers.
Interpol – Marauder (2018) [post-punk revival, alternative rock]
Fanów dwóch pierwszych płyt Interpolu, którzy postawili kreskę na późniejsze dokonania grupy, Marauder też z pewnością nie przekona. Mój ulubiony album nowojorczyków to El Pintor i jako takie echa tego wydawnictwa znaleźć można i tutaj. Przede wszystkim budowanie kompozycji wokół jednego, charakterystycznego motywu (zazwyczaj gitarowego, choć i bas nie próżnuje), dokładanie do niego dodatkowych instrumentów i w końcu, po stronie słuchacza, wyłuskiwanie pojedynczych, ciekawych dźwięków. Tego jest tu sporo, choć z pewnością w porównaniu do poprzedniego albumu mniej tu zapadających w ucho utworów, które mogłyby stać się potencjalnymi przebojami.
Syrbski Jeb – Koniec EP (2018) [psychedelic noise punk]
Ta aktywna na muzycznej scenie od 20 lat załoga wydała dopiero swój drugi materiał. Krótka, czteroutworowa EPka to połączenie szamańskiego, psychodelicznego punka z noise rockiem i nową falą. Koniec budzi skojarzenia z Killing Joke, choć zawiera materiał zdecydowanie mniej agresywny i apokaliptyczny, a przy tym wcale nie mniej zaangażowany. Na plus dobre, polskie teksty i sprawne uchwycenie koncertowej energii. Zdecydowanie warto się wybrać i poznać resztę repertuaru grupy, gdy ta będzie grać w pobliżu.
Lebanon Hanover – Let Them Be Alien (2018) [coldwave, gothic rock, minimal wave]
Na Let Them Be Alien Lebanon Hanover skręcają jeszcze mocniej w stronę gotyku i zimnej fali. Płytę przepełniają Cure’owe gitary, ponure głosy i pesymistyczne teksty, a także elektronika mogąca budzić skojarzenia z dokonaniami Clan of Xymox. Nie jest to najlepszy album w dorobku zespołu, ale wyróżnia się równym poziomem materiału i umiejętnością utrzymania spójnego nastroju przez cały czas jego trwania. Polecane fanom wyraźnego basu, smutku i brzmienia przeniesionego wprost z lat 80-tych.
Neverending Delays – Muzak for the Masses (2017) [instrumental ambient kraut jazz]
Projekt Michała Miegonia (Kiev Office, The Shipyard, Made in Poland) oraz Piotra Pawłowskiego (Made in Poland, Heart & Soul, Dance Like Dynamite), którzy zabierają nas w osobliwą, acz przyjemną podróż przez dźwięki rozmaite. Dominują tematy spokojne, ale poszatkowane; sama narracja jest powolna, ale zawiera przy tym sporo zwrotów akcji; nastrój niby leniwy, muzyka przystępna, a eksperymentów brzmieniowych jest tu co niemiara i naprawdę w wielu momentach trudno dociec, jakie studyjne efekty tu zastosowano. W dodatku nad całością unosi się aura elegancji w stylu The Blue Nile zmieszana z krautowym transem. Płyta dla ceniących przyjemne, a jednocześnie pokomplikowane dźwięki.
A Place to Bury Strangers – Pinned (2018) [noise pop rock, shoegaze]
Przedziwnie wyprodukowana jest ta płyta: brzmienie spod znaku lo-fi, materiał nagrany jakby na żywca, a same kompozycje? Gdyby rozebrać je z tego całego anturażu, to wyjdzie nam, że jest to zdecydowanie najbardziej popowa płyta A Place to Bury Strangers. Cieszy mnie, że zespół nadal kombinuje, bo dzięki temu jest w stanie zaprezentować coś nowego. Pytanie tylko, czy słuchaczom będzie chciało się w te intencje wczytywać. Ja polecam przynajmniej spróbować, bo możemy się pozytywnie zaskoczyć.