Kwiecień minął mi przyjemnie, bo bez specjalnie negatywnych zaskoczeń odnośnie słuchanych albumów. W tej odsłonie odradzanek piszę więc jedynie o trzech płytach: nowych wydawnictwach Tamaryn i The Mekons oraz o Sokiści chcą miłości Pogodno.
Tamaryn – Dreaming the Dark (2019) [electropop, dream pop]
Czy to zły album? Chyba nie. Czy Tamaryn kompletnie nie czuje nowej estetyki? Nie, to raczej nie z tym mam problem. A może kompozycje są mdłe? Ano zapamiętywalne za bardzo nie są, ale przyczepić też się specjalnie do nich nie można. Może chodzi po prostu o to, że jestem rozczarowany? Tak, to chyba właściwa odpowiedź.
Debiut Tamaryn to była naprawdę fajna płyta – a już singiel Love Fade śmiało można nazwać współczesnym dream popowym arcydziełem. Kolejne płyty w sumie ani nie odbiegały brzmieniem, ani jakością od tej pierwszej. Teraz mamy zwrot ku nowemu. Lata 80-te, ale w wersji skąpanej w elektronice. Dream popowy pozostał jedynie wokal, bo cała muzyka to po prostu czyste nawiązanie do ówczesnego synthpopu. Nawiązanie, jak na moje ucho, mocno wymuszone. Wspomniana dekada wróciła i czerpią z niej wszyscy, ale niektórzy potrafią robić to naprawdę dobrze (Drab Majesty, Crimer, The Horrors na V). Inni spadają z rowerka jak Tamaryn.
Dreaming the Dark rozczarowuje mnie szczególnie tym, że jej pierwsza część zawiera naprawdę fajne linie wokalne, a samo brzmienie trzyma się tam kupy. Później wjeżdża jednak quasi-nowoczesność: pompatyczna Paranoia IV, cukierkowe Victim Complex, okropne The Jealous Kind i kompletnie niemające nic do przekazania You’re Adored.
Może lepiej było z tych kolorowych inspiracji zrobić EPkę?
The Mekons – Deserted (2019) [alt-country, alternative rock]
The Mekons to przykład zespołu, który w ciekawy sposób łączył na swoich płytach dwie, dość odmienne estetyki: post-punka i alt-country. Albumy wychodziły z tego różne. Czasem dodawali do powyższych inspiracje art punkowe (The Edge of the World), innym znowu razem kierowali się jeszcze bardziej ku tradycji (Ancient & Modern), upraszczali i równali do alternatywnego rocka (I ❤ Mekons), a bywały i eksperymenty z dubem (So Good It Hurts). Deserted na tym tle nie wyróżnia się zwyczajnie niczym.
To zbiór wszystkiego, co wymieniłem powyżej i nic więcej. Po tylu płytach trudno mieć o to pretensje, ale przez brak elementu wyróżniającego ten materiał, po prostu nie chce mi się do niego wracać. Jest ok, całkiem bezpiecznie i w porządku. W zalewie nowych wydawnictw to trochę za mało. W dodatku nie kupuję konceptu stojącego za tym albumem. Tekstowo jak najbardziej nawiązuje do pustyni. Muzycznie? Tego tu po prostu nie czuć.
Pogodno – Sokiści chcą miłości (2017) [alternative comedy rock]
Nie łapię tej konwencji. I to tak zupełnie. Nie wiem, czy teksty mają być zabawne, dawać do myślenia, czy też może w grę wchodzi tu romantyzm? Poczucie humoru mam, myślę regularnie (i to nawet za dużo). Fakt, romantykiem nie jestem. Wiem, że tytuł na to wskazuje, ale czy ta płyta to tak serio o tym?
Łatwo wpaść w pastisz. Muzycznie na Sokiści chcą miłości źle nie jest, choć to dość bezpieczny, czasem bardziej melodyjny, innym razem mający w sobie więcej energii rock alternatywny. Problemem nie do przejścia jest tu dla mnie interpretacja wokalna. Teksty swoją drogą, ale teraz, pisząc tę recenzję i wgłębiając się w ich treść bez muzyki i wokalu, wypadają… zdecydowanie lepiej. Nadal nie moja bajka, ale pewnie da się je wybronić. Problem leży jeszcze gdzieś indziej.
Jacek Szymkiewicz brzmi tu w niektórych momentach jak najgorsza wersja Piotra Roguckiego. Okropne frazowanie (Miłość (jedna)), nadekspresja i manieryzm (Chcieć Błyszczeć, Znienacka) czy niemal identyczna barwa (Taka Piosenka, SCM). I to nie jest komplement. W dodatku takie eksperymenty jak użycie męczącego syntezatora mowy (Szkoda, że nareszcie) jeszcze bardziej zniechęcają do tego, by do tej płyty wracać.
Niestety nie wyszło zabawnie, a komicznie.