Dzisiaj cztery krótsze rekomendacje, dzięki którym dowiecie się: czym powinien charakteryzować się dobry horror, jak grać solówki w math rocku, czy warto łączyć disco z zimną falą i że stereotypy są złe. OK, o tym ostatnim na pewno już dawno wiecie.
VoX Low – VoX Low (2018) [kraut disco coldwave]
Paryski skład na swoim długogrającym debiucie bez problemów łączy ze sobą mrok zimnej fali z krautrockową transowością i dyskotekową, lekko kwaśną tanecznością. Tyle samo na tej płycie inspiracji klasycznymi, zimnofalowymi składami z ich ojczyzny (Asylum Party na ten przykład), co berlińskim okresem Davida Bowiego czy nawet współczesną, minimalistyczną sceną techno (wieńczący płytę Rejuvenation jako przykład numer dwa). To działa, a ponadto przywołuje na myśl obrazy opuszczonych hal i fabryk, pośród których widzimy pochłoniętych tańcem, odurzonych egzotycznymi specyfikami introwertyków.
The Messthetics – The Messthetics (2018) [progressive art math punk rock]
Trio w składzie którego znajduje się sekcja rytmiczna legendarnego Fugazi, czyli Brendan Canty i Joe Lalli. Do składu dokoptowali sobie Anthony’ego Piroga, którego muzyczne zainteresowania zazwyczaj oscylują wokół jazzu i tak powstała płyta dziwna i intrygująca. Niby są tu patenty z kapeli macierzystej, ale przez brak wokalu i mocno jazzowy rodowód gitarzysty całość zdaje się wypadać z gatunkowych szufladek. Gdy sekcja zaczyna łoić, to gitara skręca w stronę fusion; zabawy rytmem „psują” niemal progresywne solówki (Once Upon a Time), a rozwijające się muzyczne kolosy mają w sobie więcej punka, niż te bardziej zwarte, krótkie kompozycje. Jeśli lubujecie się w dziwnych połączeniach i na kolację zjadacie wafla ryżowego z mozarellą i dżemem popijając do tego gorący kubek z żurkiem, to debiut The Messthetics też przypadnie Wam do gustu.
Havah – Contravveleno (2017) [italian lo-fi deathrock]
Szukałem post-punku z bezchmurnych Włoch i znalazłem. Spodziewałby się ktoś skąpanego w słońcu basu, wymuskanych partii gitar, które mogłyby wybrzmieć na Piazza del Popolo w samo południe i naładowanych pozytywną energią tekstów. Nic bardziej mylnego, bowiem Havah stawia na piwniczne, niedopracowane brzmienie inspirowane deathrockiem i stęchlizną, w którym jedynie lekką osłodę stanowi brzmienie syntezatorów. W dodatku w warstwie lirycznej mamy tu do czynienia z konceptem (teksty zaśpiewane oczywiście po włosku) o ichniejszym, antyfaszystowskim ruchu oporu, który działał w tym kraju w trakcie II WŚ. Naciąłem się, a i tak jestem zadowolony.
Miracle – The Strife of Love in a Dream (2018) [horror synth, synthpop]
Dobry horror powinien przerażać: przykuwać do ekranu klimatyczną historią, łechtać oczy estetyką (nawet, jeśli obskurną), oddziaływać na zmysł słuchu niepokojącymi dźwiękami, angażować emocjonalnie poprzez losy śledzonych przez widza bohaterów, a po seansie nie dawać spokojnie spać. Odnosząc The Strife of Love in a Dream do tego filmowego gatunku, to jest to horror niepokojący, skąpany jednak w jasnych, czasami nieco kiczowatych barwach, gdzie nie jump scare’y, a czające się gdzieś w tle pierwotne zło wywołuje małe ciarki na naszym ciele. Bliżej im do Argento niż Cravena, bo klimatu tu pod dostatek. Zaśniecie więc bez stresu, choć śnić możecie o rzeczach urodziwie niepokojących.