Wzorem polecanek z zeszłego roku i w tym postanowiłem opisać szerzej 15 wybranych artystów, którzy zagrają na najbliższej edycji OFF Festivalu. Są to (kolejność alfabetyczna): black midi, The Comet is Coming, Cudowne Lata, Durand Jones & The Indications, EABS, Electric Wizard, Foals, Jakuzi, JARV IS… Jarvis Cocker, Lebanon Hanover, Loyle Carner, Stereolab, Tentent, VTSS, Wczasy. Oprócz tego dorzuciłem kolejnych 14 wykonawców w dodatkowym wpisie. Jakby tego było mało, stworzyłem playlistę ze wszystkimi (również z tymi, których nie opisałem) na Spotify. Wrzucam ją na końcu tego tekstu. Miłego odkrywania, słuchania i do zobaczenia na początku sierpnia w Katowicach!
Nie będzie chyba przesady gdy napiszę, że debiut black midi był jednym z najbardziej oczekiwanych wydawnictw ostatnich miesięcy. Londyńską grupę tworzy czterech, młodych muzyków: Geordie Greep (wokal, gitara), Matt Kwasniewski-Kelvin (wokal, gitara), Cameron Picton (wokal, bas) i Morgan Simpson (perkusja), którzy poznali się w znanej w środowisku artystycznym BRIT School. Krok pierwszy i najważniejszy, bo potem było już z górki. Bardzo dobre występy wraz z Damo Suzukim (Can), koncert na festiwalu South by Southwest oraz ten dla KEXP, do tego podrzucane od czasu do czasu intrygujące single, a także liczne artykuły mediów brytyjskich, zastanawiających się nad ich fenomenem sprawiły, że oczekiwania co do pierwszej płyty były przeogromne. Można je już zweryfikować, bo album Schlagenheim został wydany 21 czerwca br.
The Comet is Coming tworzą King Shabaka, Danalogue i Betamax. Pod tymi pseudonimami kryją się kolejno: Shabaka Hutchings (saksofon), Dan Leavers (klawisze) i Max Hallett (perkusista). Inspiracją dla nazwy zespołu była audycja BBC Radiophonic Workshop o tej samej nazwie. To także ona stała się impulsem do tego, by przyjąć tak oryginalne, sceniczne imiona. Nie mniej ciekawa jest geneza grupy, która według Betamaxa wyglądała tak, że w trakcie jego koncertów z Hallettem (Danalogue) jako duet Soccer96, na scenie zaczęła pojawiać się tajemnicza postać z saksofonem. Po kilku koncertach człowiek ten zaproponował założenie zespołu, na co muzycy przystali i w ten sposób, po zaledwie kilku dniach, powstało pierwsze wydawnictwo The Comet is Coming. Ten tajemniczy mężczyzna to oczywiście Shabaka Hutchings, którego zagraniczne media zdążyły ochrzcić mianem bezpośredniego spadkobiercy stylu legendarnego Sun Ra. Znać go możecie też z takich grup jak Sons of Kemet, Melt Yourself Down, czy Shabaka and the Ancestors.
Nie, nie chodzi tu o serial o tym samym tytule, choć muzyka budzi równie miłe skojarzenia. Te Cudowne Lata to duet muzyczny i życiowy. Tak opisują go same twórczynie, czyli Ania Włodarczyk i Amina Dargham. Pierwszą z nich możecie kojarzyć z trio Wilcze Jagody, które tworzyła wraz z Nelą Gzowską i Zosią Hołubowską. Amina jest z kolei jedną z organizatorek inicjatywy Lucciola Ladies Rock Camp. Mogliście ją także usłyszeć na płycie projektu Translola.
Durand Jones & The Indications
Poznali się na studiach na Uniwersytecie Indiana w Bloomington. Debiut pt. Durand Jones & The Indications (2016 r.) nagrali za 452 dolary i 11 centów i początkowo miała to być jednorazowa przygoda w studiu. Wydany w Colemine Records album szybko jednak zyskał na popularności, a cegiełkę dołożyło bardziej znane Dead Oceans (m.in. Tallest Man on Earth, Kevin Morby, Slowdive, Japanese Breakfast), które wypuściło jego reedycję w 2018 roku. Nie było rady i trzeba było komponować dalej. Na całe szczęście, bo Durand Jones & The Indications to jeden z tych składów, które może i odtwarzają muzykę sprzed kilkudziesięciu lat, ale robią to w taki sposób, że naprawdę trudno im się oprzeć.
Septet EABS bardzo szybko został okrzyknięty przez polskie media muzyczne nową nadzieją jazzu. Wiele pisało się o hip-hopowych korzeniach i o nieszablonowym podejściu do tworzenia muzyki przez twórców grupy. Pojawiały się też porównania do takich zagranicznych artystów jak Yussef Kamaal, Shabaka Hutchings, czy Moses Boyd. Co więcej, po wydaniu debiutanckiego albumu Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) zespół stał się niejako przyczynkiem do rozmów o tym, gdzie kończy się hip-hop, a gdzie zaczyna jazz. Wszystkie te dyskusje, choć bardzo ciekawe, to jednak tylko dodatek do tego, że EABS to projekt ciekawy, nietuzinkowy i najzwyczajniej w świecie nagrywający dobre płyty. Na ostatniej z nich, czyli wydanej w tym roku Slavic Spirits, sięgnęli w swych inspiracjach do świata prastarych, słowiańskich duchów.
Electric Wizard
Jeden z najważniejszych, stoner/doom metalowych składów. Zespół działa od 1993 roku, choć tak naprawdę funkcjonował pod innymi nazwami już od roku 1988. Nazwę zaczerpnął z dwóch utworów Black Sabbath– Electric Funeral i The Wizard. Jedynym członkiem grupy, który jest w niej od samego początku, jest jej lider – gitarzysta i wokalista Jus Oborn. Tematyka tekstów? Okultyzm, horrory, magia i… trawka. Dużo trawki.
Od młodych adeptów math rocka, przez zdobywających coraz większe rzesze fanów reprezentantów indie, aż po jeden z najbardziej rozchwytywanych zespołów na obecnej scenie alternatywnej. Foals to zespół, który powoli i skutecznie zdobywał popularność. Nagrywa płyty może nie przełomowe, ale nieschodzące poniżej pewnego, dobrego poziomu. Pomimo ciągłych poszukiwań pozostają w pewnym sensie niewolnikami pierwszej płyty. Dla wielu z tych, którzy poznali ich w tamtym okresie, metamorfoza i skręt w stronę większej przyswajalności tworzonego materiału była sporym ciosem. Z drugiej strony fani lekkiej, letniej muzyki, którzy bardzo pobieżnie znają ich muzykę, reszta materiału może być pewnym zaskoczeniem. Za bardzo popowi dla alternatywy, zbyt poszukujący dla mainstreamu? Może i tak, ale sam zespół chyba nie ma z tym problemu, bo czy to grając jako headliner na mniejszych festiwalach (OFF chociażby), czy jako jeden z wielu na tak wielkich imprezach jak Glastonbury czy Coachella dają z siebie wszystko i udowadniają, że dobra muzyka obroni się na scenie sama. Wiem, bo widziałem ich już na żywo i to był bardzo dobry koncert.
Synthpopowy, melancholijny duet z Turcji, który tworzą Kutay Soyocak i Taner Yücel. Obracający się wcześniej w punkowych środowiskach twórcy zdecydowali się wydać w 2016 r. swój debiut pt. Fantezi Müzik na kasecie i zwrócili tym uwagę nie tylko tureckiego undergroundu, ale też zagranicznych wytwórni. Materiał doczekał się reedycji rok później, tym razem pod egidą wytwórni City Slang z Berlina. To nie przypadek, bo w muzyce Jakuzisporo jest odniesień do klasycznej, berlińskiej sceny elektronicznej, tanecznego disco, a nawet do krautrocka. W 2019 fani doczekali się ich drugiej, zdradzającej nowofalowe inspiracje płyty pt. Hata Payı.
JARV IS… to, jak głosi notka od zespołu, projekt stricte koncertowy. Stoi za nim Jarvis Cocker, do którego na scenie dołączają tacy muzycy jak Serafina Steer, Emma Smith, Andrew McKinney, Jason Buckle i Adam Betts. Nie ma planów wydania płyty, choć kolektyw nie wyklucza takiej możliwości. Dodatkowo grupie wydaje się przyświecać manifest (cała jego treść dostępna jest na oficjalnej stronie), któremu warto się przyjrzeć. Przede wszystkim jednak, biorąc pod lupę samą muzykę, to JARV IS… oferuje wszystko to, co inspiruje jego założyciela. Od psychodelicznego popu przez brytyjską muzykę popularną lat 90, artystyczny rock, chamber pop aż do muzyki dance. Sporą rolę odgrywają też teksty komentujące obecną rzeczywistość.
Duet z Niemiec, a konkretnie z Berlina. Założony w 2010 roku przez Larissę Iceglass i Williama Maybelline. Jak sami siebie określają: niepoprawni romantycy, miłośnicy twórczości Williama Wordswortha, zafascynowani estetyką art nouveau, a także niestrudzeni badacze piękna brytyjskich wybrzeży, przemierzanych nocą lasów oraz industrialnej architektury Berlina. Dodajcie do tego inspiracje Joy Division, francuską zimną falą i minimal synthem oraz niemieckim NDS pokroju Xmal Deutschland i klasycznym ebm, a dostaniecie dość dobry, choć nieoddający w pełni obraz muzyki duetu.
Pochodzący z południowego Londynu Benjamin Gerard Coyle-Larner będąc dzieckiem zmagał się z ADHD i dysleksją, co, jak sam podkreśla, wywarło duży wpływ na jego twórczość. Loyle, bo takie przyjął artystyczne imię, miał jednak spore oparcie w osobach swojej matki oraz przybranego ojca, którzy dopingowali i wspierali jego artystyczne zainteresowania. Uczęszczał do szkoły aktorskiej i zaliczył nawet mały epizod w filmie 10,000 BC, ale po śmierci ojczyma skupił się w pełni na muzyce. Jeszcze przed wydaniem debiutu występował przed takimi artystami jak MF Doom czy Nas. Zagrał też na Glastonbury (2015 r.) i pojechał w trasę z Kate Tempest. Jego debiut Yesterday’s Gone (2017 r.) został nominowany do Mercury Prize. W tym roku wydał swój drugi album pt. Not Waving, But Drowning.
Stereolab to przede wszystkim Lætitia Sadier i Tim Gane. Wymieniona dwójka grała również w działającym w latach 80-tych, indie popowym zespole McCarthy. W przypadku Stereolab o trzymaniu się jednego gatunku nie było mowy. Działając w latach 90-tych, grupa łączyła ze sobą wszystko. Zabrakło jedynie metalu. Dream i art pop, disco, shoegaze, noise, elektronika, muzyka eksperymentalna, space rock, krautrock i elementy chanson. Wymieniać można niemal bez końca. I to wszystko nawet nie w ramach całej dyskografii czy poszczególnych płyt, a często w trakcie jednego utworu. Stereolab to też zespół niedoceniany, przynajmniej pod względem komercyjnym, bo jako inspiracja służył wielu innym składom: z Deerhunter czy Animal Collective na czele. Grupa rozpadła się w 2010 roku, ale reaktywowała się na koncerty po 9 latach, właśnie teraz. I zagra na OFFie.
Zespół tworzą Emil Litwiniec (gitara, wokal), Jan Wiśniewski (bas, wokal) i Kuba Korzeniowski (perkusja, wokal). Kubę możecie znać z grupy Zwidy, a Janka z The Saturday Tea. O muzyce tworzonej przez siebie mówią, że to „intensywne granie na gitarze, orbitujące wokół takich stylistyk jak punk, noise, psychedelic, czy kraut”. Potwierdzam.
VTSS to projekt mieszkającej w Berlinie Martyny Mai, która znana jest też zapewne warszawskiej publiczności. W stolicy związana była z wytwórnią i imprezami Brutaż, rezydowała również w klubie Jasna 1. Ponadto należy do nowojorskiego kolektywu Discwoman. Mało? Dodam jeszcze, że zdobywa coraz większą popularność, głównie za granicą, gdzie muzyczne media nie szczędzą pochwał dla jej innowatorskiego podejścia do gatunku. Słusznie.
Poznański duet, który tworzą Bartłomiej Maczaluk oraz Jakub Żwirełło. Jako Wczasy nagrali jak dotąd EPkę 1000 problemów (2017) i pełnowymiarowy debiut Zawody (2018). Mogliście jednak poznać ich już wcześniej i to z noise rockowych składów, takich jak Szezlong czy Oslo Kill City. W obecnie tworzonym projekcie hałasów nie znajdziecie. Jest za to dużo melodii, tony nostalgii i na pozór zabawne, a tak naprawdę bardzo prawdziwe i smutne teksty. Samo życie.
Jeśli komuś nadal mało, to zapraszam po kolejne polecanki: Ammar 808, Bamba Pana & Makaveli, The Body, Boogarins, Dezerter, Dynasonic, Entropia, Hania Rani, Neneh Cherry, Niemoc, OM, Pablopavo i Ludziki, Soccer Mommy, Trupa Trupa.
A poniżej playlista: