Może nie rozpaczałem, taki opis mojej reakcji byłby na wyrost, ale na pewno bardzo żałowałem tego, że rok temu zapowiedziano koniec Gazety Magnetofonowej. Na rynku polskich pism muzycznych był to jeden z dwóch tytułów, które w pewnym momencie zacząłem kupować regularnie i które pochłaniałem od dechy do dechy. Drugim był i jest Noise Magazine.
Jako że natura nie znosi próżni, w tak zwanym międzyczasie, kiedy Magnetofonowa zaprzestała działalności, zacząłem czytać Lizarda. To totalnie inne czasopismo. Zarówno pod względem targetu, treści, jak i sposobu ich przekazywania. Nie żałuję, bo ta odmienna perspektywa też mi podeszła. W końcu Noise pisany jest luźno (to mi odpowiada najbardziej) i pomimo że rozmowy przeprowadzane są z muzykami, to wywiady często skręcają w dość nieoczywiste rejony, a same recenzje pisane są dokładnie tak… jak ja lubię je pisać. I czytać oczywiście.

Magnetofonowa z kolei łączyła właściwie oba te podejścia. Ponadto trzymała się ram muzyki lokalnej, z Polski, ale nie bała się też poruszać tematów – nazwijmy to – popkulturowych. Bardzo ceniłem felietony, które o muzyce mówiły w inny sposób. O nietypowych miejscach, gdzie można było się z nią spotkać, o perspektywie psychologicznej, socjologicznej. Autorzy tekstów podchodzili do swoich tematów w sposób przystępny, ale wykonywali wcześniej bardzo dobry research. Po zaprzestaniu wydawania magazynu, tej wyrwy nie udało się załatać żadnym innym tytułem.
GAMA Nowa Gazeta Magnetofonowa, czyli powrót w nowych barwach to coś jeszcze innego. Bardzo podoba mi się rozszerzenie formuły. Poprzednia nie tyle się wyczerpała, co po prostu mocno ograniczała. Po pierwszym numerze widać, że tym razem zamysłem było otwarcie się na inne dziedziny. Muzyka nadal stanowi główny punkt wyjścia do tworzenia tekstów zahaczających o kwestie społeczne i polityczne. W pierwszym numerze znajdziemy tu takie tematy, jak: zmiany światopoglądowe, wywołane przez brzmienia alternatywne; ścieżka dźwiękowa do protestów na Białorusi; wpływ COVIDa na obecną scenę koncertową czy próba (udana) stworzenia analogii pomiędzy dźwiękiem a ruchem Black Lives Matter czy naszym podwórkiem i demonstracjami związanymi ze Strajkiem Kobiet. To jednak nie wszystko, bo dochodzą do tego m.in. tematy związane z komiksem i serialem. Jest szerzej, ale nadal analitycznie, interesująco i przystępnie.

By nie było tak słodko, to muszę przyczepić się do szaty graficznej. Nie przekonuje mnie ta Internetowa (?), mocno kolażowa forma. Poukrywane gdzieś w tle zdjęcia i wrzucanie niepoukładanych fragmentów tekstu niesamowicie mnie dekoncentruje. W kilku przypadkach poszczególne akapity również wydawały się źle rozłożone i trudno było się połapać w ich kolejności. Mam też wrażenie, że przez to mniej jest samej treści. Magazyn pochłonąłem bardzo szybko i tylko jednym z powodów było to, że stanowił tak dobrą lekturę.

Wszystkim wahającym się z całego serca polecam GAMĘ. Sam skusiłem się na prenumeratę i nie żałuję, wyczekując już drugiego numeru.
Sam magazyn możecie zakupić TUTAJ.