100 albumów, których musisz posłuchać przed śmiercią #64 / Ella Fitzgerald – Ella Fitzgerald Sings the Cole Porter Song Book (1956)

Pierwsza dama piosenki na płycie ze standardami autorstwa amerykańskiej legendy, kompozytora Cole’a Portera. Dziś biorę się za twórczość Elli Fitzgerald na płycie Ella Fitzgerald Sings the Cole Porter Song Book (1956 r.)

Czy znałem wcześniej?

Tylko jako personę, która miała wpływ na innych. Jeśli chodzi o jej twórczość, to zdążyłem ją usłyszeć jedynie w kontekście różnych ścieżek dźwiękowych czy też… świątecznych kompilacji. Nic więcej.

Ogólne spostrzeżenia

Dostanę baty od fanów, ale słuchało mi się tej płyty naprawdę bardzo, bardzo ciężko.

Ledwo dałem radę, nie przesadzam. To prawie dwie godziny tzw. „standardów”. Można dodać, że jazzowych, ale właściwie nie tylko lub też nie do końca. Do tego na warsztacie tylko kompozycje Cole’a Portera, twórcy mi nieznanego, ale wiem jedno — z jego twórczością już w ogóle nie jest mi  po drodze.

Głos Fitzgerald to właściwie jedyna rzecz, która utrzymała mnie przy tym albumie do jego końca. To jednak trochę mało, bo artystka co prawda wlewa w niego trochę własnego ducha, ale nie na tyle, by utwory przestały… pachnieć naftaliną. Przepraszam, ale tak po prostu jest.

Wniosek taki, że jeśli już mam słuchać takiej muzyki, to jednak w bardziej mainstreamowej, a mniej musicalowej / knajpianej formie. O czym mówię? A no o tym, że takiego Deana Martina czy Franka Sinatrę chętnie sobie raz na jakiś czas odpalę, a już na pewno nie przełączę, gdy polecą w radiu. Ich garnitury też przecież już dawno zjadły mole, ale nastrój ich muzycznych poczynań jest totalnie inny. Jest w nim więcej przepychu, jest też po prostu ciekawszy. I na pewno bardziej rozrywkowy.

Niestety, ale album Ella Fitzgerald Sings the Cole Porter Song Book bardzo mnie rozczarował.

Czy będę wracać?

Oj nie, niestety.

Alternatywa

Z klimatów tzw. klasycznej piosenki poleciłbym Sinatrę, ale ten już był.

Pójdźmy może tropem Louisa Armstronga, który współpracował z bohaterką dzisiejszego wpisu. Słuchałem kilku jego płyt, jego twórczość (aż tak ;)) się nie zestarzała. Sprawdźcie zresztą sami, może być na pierwszej wspólnej płycie z Ellą pt. Ella and Louis z 1956 r.