Snakes Snakes Snakes – Syk (2025)

Raz na jakiś czas, w naszym grajdole zwanym undergroundem, mamy do czynienia z debiutem zespołu w pełni ukształtowanego. Takiego, który nie tylko wie, co chce (za)grać, ale też dokładnie wie, jak to osiągnąć. Grupy, która już na starcie ma w pełni ukształtowany styl i której nie da się pomylić z żadną inną. Świetnie, jeśli dodatkowo idzie za tym pewność siebie i energia, zwane często charyzmą. A gdy dodamy do tego dopracowaną produkcję albumu, na którym dokładnie słychać obraną przez muzyków wizję, to mamy do czynienia z sytuacją idealną.

I takim debiutem jest Syk łódzkiego Snakes Snakes Snakes.

Po takim wstępie mógłbym już w sumie zakończyć ten tekst, ale nie byłbym sobą, gdybym zmieścił się z recenzją w jednym akapicie. Na debiut płytowy czekałem w tym przypadku długo, bo pierwszy raz nasze drogi przecięły się w październiku 2023 roku w gdyńskiej Desdemonie. Już wtedy dało się zauważyć ogromny potencjał. Także piosenkowy, bo utwory skomponowane przez Snakes Snakes Snakes to różnorodne pod względem tempa i nastroju, do tego bogate w brzmieniowe smaczki hiciory. To na pewno ich największy atut, to też słychać na płycie. Na koncercie widać było więcej: dużą dojrzałość i to, że tworzący zespół muzycy faktycznie tworzą zwartą i grającą do jednej bramki drużynę. A z tym w studio bywa już nieco trudniej.

Snakes Snakes Snakes

Potem, w 2024 roku, ciekaw rozwoju czym prędzej podążyłem pod scenę w trakcie jej występu na gdańskim Fląder Festiwal. Zachwycony byłem nie tylko ja, bo patrząc na to, jak szybko po koncercie rozeszły się koszulki grupy, która jak przypomnę, w tamtym momencie nie miała jeszcze długograja na koncie, udało im się porwać (nie tylko do tańca) praktycznie wszystkich odbiorców. I jak teraz patrzę na to, co wtedy o nich pisałem, to dobrze oddaje to też samą zawartość albumu: „Garażowe, flirtujące z post-punkiem i shoegaze brzmienie z niezwykle charyzmatycznym głosem wokalistki to coś, co rozruszało, ba, doprowadziło do szaleństwa całą publikę. Piosenki zaśpiewane po polsku mieszały się z tymi po angielsku i pełne były gitarowych sprzężeń, basowego groove’u i naprawdę porywającej, rytmicznej, ale też wybrzmiewającej ciężko i pewnie gry perkusji”.

I to wszystko udało się Snakes Snakes Snakes przenieść na płytę.

Od zawsze jestem szalikowcem grup, którym w jakiś magiczny sposób udaje się oddać koncertową energię na płycie i na odwrót – podkręcają swoją charyzmą materiał studyjny w warunkach scenicznych. Snakes Snakes Snakes jest tego świetnym przykładem, bo to, co wypisałem powyżej, to wszystko znajdziemy też na Syku. Dodatkowo, pomimo dość dobrej znajomości części materiału dzięki wymienionym koncertom, płyta i tak zdołała mnie zaskoczyć. Przede wszystkim singlowym, bezkompromisowym, mającym coś z bezkompromisowej energii Iggy’ego Popa Fck It czy transowej, nieco eterycznej Rzeki. Mieszanina polskiego i angielskiego w tekstach zupełnie mi nie przeszkadza, a wręcz urozmaica odbiór. Teksty są proste, trafiają tam, gdzie trzeba (z samą Rzeką mocno się utożsamiam w obecnym momencie życia i pewnych decyzji, które na nie rzutują). Ba, dwujęzyczność powoduje, że Żaneta Zawierta ma większe pole do popisu, a jej silny wokal potrafi zarówno zdominować, jak i pięknie płynąć wraz z muzyką. A mówiąc zdominować, muszę zahaczyć o jeszcze jedną, ważną rzecz.

Wspomniana dominacja nie łączy się w żadnym stopniu z tym, że któryś z instrumentów (w tym wokal) pozuje na ten najważniejszy i przyćmiewa resztę. W przypadku Syku działa to wymiennie. Mam wrażenie, że każdy z muzyków dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak ciekawie partie ułożył, ale jednocześnie każdy gra (i śpiewa) dla dobra kompozycji. Słychać to zresztą w scenicznym, bardzo klarownym miksie. I zyskują na tym wszyscy. Przy pierwszym odsłuchu zespół łapie nas na któryś z patentów, by przy kolejnych powrotach odkrywać przed nami poszczególne elementy i to, jak dopasowaną układankę udało mu się stworzyć. Fenomenalna sprawa.

Syk to jedna z moich ulubionych tegorocznych płyt i naprawdę wielka ulga, że brzmi właśnie tak, a nie inaczej. Oczekiwania miałem spore, a rzadko kiedy tak wyśrubowane nadzieje znajdują pokrycie w rzeczywistości. W tym przypadku się udało. Mam nadzieję, że o wielkości zespołu, który spokojnie mógłby wychylić się nieco z undergroundu, poznają się też inni. Mają na to papiery. I świetne piosenki.