Only Sons – Lions and Unicorns (2019) [hard rock, southern grunge]
Materiał na zeszłorocznej EPce Only Sons pt. Love, Drugs, Treachery and Deceit skojarzył mi się z grupą Alice In Chains doprawioną doomowym ciężarem i tempem, a przy tym wszystkim sporą ilością melodii i gitarowych zagrywek z końca poprzedniego wieku. I w zasadzie nic się nie zmieniło i tutaj, bo zespół kontynuuje tę drogę, może z tym wyjątkiem, że podkręcił zdecydowanie tempo. Więcej tu też hard rocka lat 90, ale takiego w bardziej zmetalizowanej, lekko psychodelicznej formie (skrzący pomysłami i solówkami No One’s Eyes, mocno bezpośredni Rites of Spring, punkowo-doomowy, pełen wokalnych zaśpiewów Ever Westward czy southern grunge w zamykającym Cabin in the Woods). Ciekawe jest to, że grupa najlepiej wypada w wolniejszych formach: udający z początku balladkę Bonfire rozrasta się do emocjonalnego, gitarowo-wokalnego monstrum w swojej końcówce, a następujący po nim Nothing Left to Save nie pozostawi obojętnym nawet tych, którzy od flaneli trzymają się z daleka. Gdybym rozprawiał o tej płycie 25 lat temu, to napisałbym, że jest czadowa.
Łbik / Przyborowski – Przykład opowiadania niedogodnego EP (2019) [alternative dark folk]
Nie lubię poezji śpiewanej (czy też piosenki aktorskiej), ale lubię Glątwę i ogółem – twórczość Pawła Przyborowskiego (który oprócz solowej działalności współtworzy m.in. projekt Byty, a ostatnio zasilił szeregi grupy Kwiaty). Stąd też podchodziłem z mieszanymi uczuciami do opisywanego tu projektu, bo z jednej strony mam zaufanie do muzyków stanowiących jego fundament, a z drugiej tekst nigdy nie był dla mnie głównym nośnikiem emocji, których szukam w muzyce. Tym większe brawa dla zaangażowanych w ten materiał, bo Przykład opowiadania niedogodnego zweryfikował moje podejście. To krótkie wydawnictwo, które zawiera jedynie cztery, ale bardzo dopieszczone kompozycje: opowiadająca o straceńczej walce z losem, bazująca na pozytywkowej melodii i niepokojącej partii fortepianu Znajoma twarz; nie mniej upiorna, znakomicie oddająca klimat groszowych opowieści Kostucha; najbardziej emocjonalny z całego zestawu, boleśnie szczery Na klucz, poruszający temat gasnącej miłości oraz rozbudowany, przypominający muzycznie i tekstowo pieśń żałobną utwór Razem. Warto dodać, że za tak dobre interpretacje równie interesujących tekstów odpowiadają utalentowani wokaliści: Piotr Witkowski, Rafał Ostrowski, Joanna Rybka, Chrystian Talik, Sławomir Banaś oraz Katarzyna Siepka i to oni sprawili, że nie tylko słucham tego wydawnictwa z przyjemnością, ale i wracam do niego regularnie.
Zguba – Potwarz (2019) [cinematic martial-ambient]
Potwarz Zguby wypełnia zindustrializowany ambient, który wyróżnia się na tle podobnych projektów tego gatunku trudnym do opisania, ale bardzo wyraźnym, wzmacnianym przez tytuły poszczególnych kompozycji (szczególnie wraz z towarzyszącymi im filmikami) nastrojem beznadziei, opuszczenia i gorszego jutra. Trudno w trakcie odsłuchu kompozycji Sybir nie widzieć przed oczyma zsyłanych do mroźnego piekła grup bezbronnych i oczekujących na śmierć więźniów. Raróg, oznaczający w mitologii Słowian demonicznego ducha ognia, przez swoje piękno i dostojność przy jednoczesnej niedostępności jawi się jako bezlitosny sędzia i zwiastun nieszczęścia. Trochę nadziei odzyskujemy w kojarzącym się z lekka z Sigur Ros, przepełnionym dźwiękami morza Toll of the Sea. Najbardziej rozbudowany z całego zestawu Szlam, w którym słyszymy damskie zaśpiewy, marszowy rytm oraz przejmujące, poszatkowane partie wiolonczeli (?) dopełnia dzieła. Dzieła pełnego ludzkiej rozpaczy, smutnej historii i zniszczonego bezsensownym okrucieństwem ludzkiego życia.
The Claypool Lennon Delirium – South of Reality (2019) [psychedelic progressive art rock]
Jeśli na lekcji matematyki, dajmy na to w podstawówce, powiedziałbym nauczycielce, że 1+1 nie zawsze równa się 2, to pewnie resztę zajęć spędziłbym na korytarzu. Gdyby dała mi jednak szansę na uzasadnienie mojej odpowiedzi, to podsunąłbym jej South of Reality duetu The Claypool Lennon Delirium. Na poprzednich wydawnictwach równanie dotyczące efektu współpracy tych dwóch twórców było bardziej logiczne, bo słyszałem wracającego do lepszej formy Lesa Claypoola i podążającego za twórczością swoich rodziców Seana Lennona. Teraz otrzymałem zespół, w którym słyszę dwie osobowości, słyszę ich inspiracje (m.in. sceną progresywną w postaci dokonań Rush, Camel czy Gentle Giant), ale słyszę też własne brzmienie projektu, bowiem obaj powściągnęli swoje naturalne ciągoty i zminimalizowali cechy charakterystyczne, które zazwyczaj ich wyróżniały (grę na basie i wokal Claypoola i tak rozpoznamy, ale czuć, że Les próbuje tu zabrzmieć trochę inaczej). A podsumowaniem tego niech będą utwory Boriska i Amethyst Realm: w tym pierwszym mamy pięknie rozwijającą się, klasyczną psychodelę z bardzo ładnymi harmoniami i oszczędną grą Claypoola, a drugi to niemal ośmiominutowa, progresywna opowieść nasuwająca brzmieniem i konstrukcją na myśl pierwsze płyty Pink Floyd i nieodżałowanego Syda Barreta.
Alaskalaska – The Dots (2019) [art pop]
Młodziutki, londyński zespół nagrał jedną z ciekawszych, popowych płyt tego roku, a jednocześnie zaprezentowany przez nich materiał jest na wskroś alternatywny. Kto bowiem łączy popową lekkość i wyraźne melodie z lekko swingującą elektroniką i erotycznie brzmiącym saksofonem? Alaskalaska i owszem, a nie ma nic lepszego i jednocześnie gorszego niż zespół, którego nie da się wrzucić do konkretnego, gatunkowego worka. Podoba mi się ich groove (współpraca na linii saksofon-perkusja-klawisze w takim Moon to majstersztyk), cieszę się z tego, że mają coś do przekazania (tekst o nawrotach depresji w tym samym, tanecznym utworze) i przekonałem się nawet do przetworzonych wokali (choć te występują tu w mniejszości, stosowane z umiarem – jak w metaliczno-soulowym Arrows). Proszę Państwa – tak gra się najwyższej jakości pop, jeśli nie macie zamiaru trafić na listy przebojów.
Kallista Kult – Kallista Kult EP (2019) [dub, minimal wave]
Nie wiem, kto stoi za projektem Kallista Kult i dobrze mi z tą nieprofesjonalną niewiedzą, bo aura tajemnicy tylko podbija osobistą przyjemność obcowania z debiutancką EPką tego projektu. Przez rękę prowadzi mnie tu dubowy puls, który odmierza tempo zwiedzania zakamarków każdej z kompozycji. A droga to trudna, bo już na samym początku atakuje nas szum zwarć neonów zanurzony w magmie wokalnych pogłosów, zamieniający się przy samym wyjściu w pomruki przyczajonego w kącie zła w formie odhumanizowanych, industrialnych form (The Earth Did a Line). Dalej jest nie mniej ciekawie, bo otoczenie przybiera formę najoryginalniejszych scenografii z zapomnianych filmów nurtu tech-noir (cybernetyczne When I Splice Into You oraz syntezatorowo-jazzowe Creature Feature Spinoza Version z delikatną partią saksofonu), a także kolorowych, acz przerażających horrorów lat 80-tych (idylliczne i niepokojące zarazem Who Do I Tell). Kallista Kult to wyprawa przez cztery, skąpane w cieniu technologii przyszłości światy, które choć mroczne, urzekają stylem i dobrym smakiem.