Nadrabianki #18: Illuminati Hotties, Hydra, Spun Out, Tabu de la Rosa, Special Interest, Glątwa, Nürnberg, Agus, Orville Peck, Parampampam Trio

Dziś chciałbym przedstawić 11 nowości od 10 zespołów. Na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Rozstrzał stylistyczny wszystkich opisanych poniżej wydawnictw jest bardzo duży, ale łączy je to, że prezentują wysoki poziom i na pewno nie można się przy nich nudzić. Zapraszam do odsłuchu tegorocznych płyt projektów Illuminati Hotties, Hydra, Spun Out, Tabu de la Rosa, Special Interest, Glątwa, Nürnberg, Agus, Orville Peck, Parampampam Trio.

Illuminati Hotties – FREE I.H: This Is Not the One You’ve Been Waiting For (2020) [riot art punk]

Jeśli znacie debiut projektu Illuminati Hotties, płytę Kiss Yr Frenemies z 2018 roku, to możecie się zdrowo zdziwić przy odsłuchu FREE I.H: This Is Not the One You’ve Been Waiting For. Formalnie nie jest to album, a mixtape, ponieważ skrywająca się pod tą nazwą Sarah Tudzin została zmuszona do wykupienia swojego kontraktu w niegrającej fair wobec swoich artystów wytwórni Tiny Engines. Nie będę wchodzić w szczegóły tej sprawy, bo z łatwością znajdziecie o niej informacje w Internecie, ale wspominam o tym, bo cała ta sytuacja mocno odbiła się na zawartości tego, wydawałoby się że nagranego na odczepne krążka. Nie znaczy jednak, że zawartość jest byle jaka. Wręcz przeciwnie, bo to naprawdę ciekawy i przede wszystkim zróżnicowany materiał, na którym Tudzin zdołała w jakiś sposób upchnąć noise rockowy brud, punkową wściekłość, indie popową melodyjność, dream popową lekkość i folkowe mruczando. I to wszystko w zaledwie 23 minuty! Utwory mogłyby być dłuższe, mogły zostać lepiej wyprodukowane czy też bardziej dopracowane. Niczego im jednak nie brakuje, więc cieszę się, że z tak paskudnej sytuacji, w jakiej znalazła się artystka, wynikło coś tak dobrego.

Bandcamp

Hydra – From Light to the Abyss (2020) [stoner / doom metal]

Hydra to istota trudna do ubicia. Odcinasz głowę, a na jej miejscu odrastają dwie lub trzy nowe. Ciężkie i zwaliste to monstrum, ale gdy już uda się je pokonać – satysfakcja gwarantowana. Zespół z Pleszewa chyba nazwał się tak z przekory, bo co prawda ciężar na ich debiucie jest wszechobecny, ale w żaden sposób nie przytłacza. Zbudowane na riffach brzmienie aż nadto wpada w ucho i gdyby nie wolne tempa oraz idący za tym długi czas trwania utworów, to śmiało można by zaliczyć tę muzykę to klasycznego hard n’ heavy. Duża w tym zasługa wokalu, który niesie muzykę, wprowadzając do niej elementy melodii i przystępności. A co poza tym? Aura magii, halucynogennych grzybków i jeden wielki hołd złożony Black Sabbath. Jeśli nie macie na sobie opończy broniącej przed czarami, to zauroczą Was na całego. Gwarantuję.

Bandcamp

Spun Out – Touch The Sound (2020) [psychedelic indiewave]

Niech pierwszy rzuci płytą ten, kto w oparach substancji psychoaktywnej nie wmówił sobie, że właśnie znalazł się bliżej istoty dźwięku. Nie wiem, czy grupa z Chicago to miała na myśli, tytułując swój debiut Touch The Sound, ale jestem pewien, że narkotykowe smakołyki nie są im obce. Spun Out preferuje jednak wagę lekką, bo ich psychodela zawiera się gdzieś na styku synthpopowych teł i indie popowych melodii. Podkradając nieco uroku The Shins, dodając do tego stylowość Bear In Heaven i taneczność pierwszych płyt Twin Shadow, kolektywowi udało się stworzyć naprawdę ładny materiał. Dodajmy do tego jeszcze gościnnie pojawiający się saksofon i pozytywne nastawienie, a otrzymamy muzykę, która kilka lat temu była podstawą alternatywnych brzmień. Jej przedstawicielom rzadko jednak udawało się dotrzeć do tak wysokiego poziomu, więc ta niedzisiejszość jest tu nieoczekiwanym plusem.

Bandcamp

Tabu de la Rosa – Tabu De La Rosa (2020) [alternative rock / desert grunge]

Tabu de la Rosa to grupa oddanych kolekcjonerów muzycznych wydawnictw lat 90-tych, która korzystając z machiny czasu, przeniosła się do roku 2020, by tu i teraz wydać swoją debiutancką płytę. Mam nadzieję, że nie obrażą się na mnie za odkrycie ich sekretu, ale ten album naprawdę nie brzmi, jakby został nagrany w XXI wieku. Z ostatniej dekady ubiegłego stulecia bierze za to masę udanych patentów: depresyjny klimat, gitarowe wycieczki po popularnych wtedy gatunkach, skupienie na atmosferze, wychodzący na pierwszy plan, przejmujący wokal i ciekawą i pasującą do konceptu produkcję. Rozbierając Tabu de la Rosa na czynniki pierwsze, to najwięcej tu indiańskiego czy też szamańskiego grunge’u podlanego psychodelą i shoegaze’em. Niemal slowcore’owe tempo i długie kompozycje też z pewnością nie wywołają w nas chęci zdobycia świata, a raczej pogrążą w czarnych myślach. Gwarantuję, że nawet w tych z gruntu optymistycznych osobowościach zespół obudzi tę melancholijną stronę osobowości. Wrażenie robi też „post-rockowość” materiału, czyli skupienie na rozwijającej się niespiesznie formie, w której gitara prowadzi dialog z sekcją, a każdy dźwięk brzmi jak na wagę złota. Choć z zastrzeżeniem, że by to wychwycić, potrzeba przynajmniej kilku odsłuchów. Ważnym elementem tego materiału jest monotonia, ale proszę – nie mylcie jej z nudą.

Bandcamp

Special Interest – The Passion Of (2020) [synthpunk / no wave]

Gdy ci smutno, gdy ci źle / nałoż słuchawki / synth punka odpal se. Niech nie zwiedzie Was ta słabej jakości rymowanka, bo The Passion Of, druga płyta nowoorlańskiego Special Interest, prezentuje zdecydowanie wyższą jakość. Takie albumy zwykłem nazywać energetycznymi pigułami, bo czas trwania (29 minut) w zestawieniu z intensywnością (bardzo wysoka) i ilością dźwięków (jeszcze większa!) skutkuje tylko jednym – rytmicznym podrygiwaniem całego ciała. To nie będzie jednak taniec, a raczej agresywne przytakiwanie słowom wyśpiewywanym (a raczej wykrzykiwanym) magnetycznym głosem przez Alli Logout. Zarówno lirycznie, jak i muzycznie, zespół wywleka na wierzch wszystko to, co mainstream chciałby zamieść pod ziemię. Jest brudno, nieprzyjemnie, ale na temat i gdy Alli śpiewa o uciskanych mniejszościach (seksualnych i rasowych), a akompaniuje jej do tego miks no wave’owych gitarowych rzężeń i industrialnych beatów trudno usiedzieć w miejscu. Chciałoby się raczej rozwalić świat, ale czy warto w ogóle tykać ten syf? Odpowiedzcie sobie sami. Ja tylko dodam, że The Passion Of jest nie tylko dobrym wstępem do tych rozważań, ale też jedną z lepszych płyt tego roku w ogóle.

Bandcamp

Glątwa – Brzask EP (2020) [electronic folk]

Glątwa to gdańsko-bydgoski projekt, w którym usłyszymy 2/3 projektu BYTY (Katarzyna Siepka i Paweł Przyborowski), Macieja Łbika (który również współpracował z Przyborowskim jako duet Łbik/Przyborowski) oraz Joannę Olczyk. Klimat tej muzyki jest jednak odmienny od wymienionych wyżej projektów. Punktem wspólnym jest elektronika, na której formacja buduje bazę swojego brzmienia, ale ta podstawa uzupełniana jest przez folkowo brzmiące instrumentarium. Pierwszy z utworów (Bór) to trochę taka polska, piękna wieś reprezentowana przez folkową idyllę, a trochę też zadymiony klub techno, co podkreśla mocna, rave’owa elektronika. Te dwa zupełnie różne światy udaje się jednak połączyć, choć wydaje się, że przecież nie mają ze sobą nic wspólnego. Kompozycji VHS bliżej za to do pierwszej EPki BYTY. Syntezatorowa partia buduje bajkowe, ciepłe tło, które podbijają bliższe rzeczywistości dźwięki pianina. Efekt ciekawy, przypominający nieco fragmentami openingi klasycznych seriali z przełomu lat 80-tych i 90-tych. I tak jak wtedy po obejrzeniu epizodu, tak i teraz czekamy na to, co wydarzy się dalej.

Bandcamp

Nürnberg – Paharda (2020) [doomer coldwave]

Białoruski Nürnberg nawiązuje nieco okładką swojej drugiej płyty do albumu Группа крови legendarnej grupy Кино. To nie zmyłka, bo brzmienie jest równie „postarzałe” i łączy ze sobą zimnofalowe gitary z troszeńkę cieplejszymi klawiszami. Odarty z emocji i uczuć wokal oraz wyraźny bas sprzyjają też klaustrofobicznej, ponurej atmosferze tego materiału. Nürnberg dodaje do tego trochę tanecznych i nowocześniejszych rytmów, ale nie za wiele. Jedynie tyle, by przysłonić skrywający się w tej muzycznej skorupie ból i brak perspektyw na to, że kiedyś będzie lepiej. W świetle ostatnich wydarzeń w tym kraju album wywołuje przez to spore wrażenie. Czas się zatrzymał, ciemność pochłonęła ludzi, a nieliczne prześwity słońca, zamiast przywrócić wiarę w lepsze jutro jeszcze bardziej bolą, bo zostaje, mimo wszystko, nadzieja. Może to zbyt pesymistyczna interpretacja, bo Paharda pomimo swojego wycofania i oddaniu gatunkowej stylistyce to bardzo dobry, wciągający w swój świat materiał. Swoją wysoką jakością próbuje odczarować wszystko to, co złe wokół. I ja wierzę zespołowi, że kiedyś się uda.

Bandcamp

Agus – House of Agus EP (2020) [electronic / dance]

Na swoim pierwszym muzycznym domostwie Agus zamieszkuje rozległe, elektroniczne przestrzenie. Otwierające tę małą płytę Coś lekkiego zaczyna się electropopowo, by skończyć na dubowych rytmach. Za to w kolejnym utworze (Stella Matutina) zimnofalowe gitary za partnera do tańca wybierają sobie house, a swatką okazuje się być gotycki wokal. Różnorodność to duży atut, ale też mała wada tego wydawnictwa. Kompozycje mają duży, taneczny potencjał, ale ten czasem łatwo zgubić. Tak jak w przydługawym, darkwave’owym intrze do It’s Not Love. Przez wstęp lepiej wybrzmiewające, eurodance’owe fragmenty nie mają takiej siły przebicia, na jaką zasługują. Za to absolutnie przebojowy jest już singiel Mad0nna. Z mocno zdystansowanym od tropikalnego rytmu, za to nadającym aurę tajemnicy i mroku wokalem zaskakuje świeżością i zapada w pamięć. Moim faworytem jest z jednak ostatnia z piosenek – utwór Y A W Y L. Dobrze wykorzystane efekty nałożone na wokal i pulsujący, nerwowy beat przypominają imprezę w niedostępnym dla zwykłych śmiertelników miejscu. W takiej stylistyce, gdzie głos jest jednym z instrumentów Agus podoba mi się najbardziej.

Orville Peck – Show Pony EP (2020) [love country]

Orville Peck ma wszystko, by zaistnieć w mainstreamie. Kruszący serca głos, wyrazisty image i bardzo dobre piosenki. On sam też dobrze zdaje sobie z tego sprawę, a przynajmniej takie zdaje się sprawiać wrażenie na swojej tegorocznej EPce. Materiał, który się na niej znalazł, to po prostu bardziej przyswajalna, radiowa kontynuacja tego, co zrobił na swoim debiucie. Podoba mi się ten kierunek. Jeśli ktoś uwierzył Peckowi w jego kowbojskie historie o ucieczce od trudów codziennego życia w ciemną noc, z ukochanym u boku, nie mając przy sobie ani grosza, za to głowę pełną marzeń, temu na pewno spodoba się Show Pony. EPka utrzymana jest w balladowych klimatach, bliższych nawet tradycyjnemu country, czego zwieńczeniem jest odśpiewany wspólnie z prawdziwą legendą tego gatunku, Shanią Twain, utwór Legends Never Die. Hit czy kit? Dla mnie zdecydowanie to pierwsze. Czuć chemię, wokalnie artyści pięknie się uzupełniają i trudno oprzeć się temu, by zanucić melodię wraz z nimi. Trzymam kciuki, by Orville stał się podmiotem lirycznym tej kompozycji i dogonił w plebiscytach popularności swoją bardziej znaną koleżankę. W pełni na to zasługuje.

Parampampam Trio – PPT EP #31 & #32 EPs (2020) [psychedelic drone & roll]

Parampampam Trio zwolnili nieco tempo, co w ich przypadku oznacza to, że wydali w tym roku „zaledwie” trzy EPki. Dziś piszę o numerkach #31 i #32.

W pierwszej z nich atakuje nas szum, przez który w pewnym momencie przebija się niewyraźny, perkusyjny rytm. Czujemy się przytłoczeni i nie mamy dokąd uciec, ale ten atakowany zewsząd hałasem, ledwo wyczuwalny puls wysuwa się w końcu na pierwszy plan. Nadal towarzyszy mu przesterowany chaos, a uczucie rozkojarzenie nie mija całkowicie, ale z tego intensywnego gąszczu nieprzyjemnych brzmień zaczynają się wydobywać również milsze dla ucha dźwięki. Kojarzy mi się to ze stanem, w którym z powodu uderzenia lub też zderzenia tracimy przytomność, a później oszołomieni próbujemy poskładać do kupy ostatnie wydarzenia. Ten stan udało się triu oddać znakomicie

Na #32 zespół skręca w inne rejony. Znów skupia się na transowych rytmach, ale tym razem, może za sprawą tła, a może odpowiedniego tempa, z dźwięków wydobywanych przez niego wyziera smutek i poczucie ostateczności. W drugiej z kompozycji pojawia się dodatkowo saksofon, który na tle drone’owych pasaży rysuje niezbyt optymistyczną scenografię przestrzeni pozbawionych życia. Jak gdyby na przekór wnikamy coraz głębiej, odkrywamy przyczyny tego stanu rzeczy i wchodzimy w mrok, z którego nie ma już wyjścia. Nieuchronnym finałem jest zderzenie z niewygodną, drapiącą nasze sumienie prawdą (32 3). Zwalniamy i łapiemy trochę oddechu, ale już nigdy nie będziemy tacy sami, a konsekwencje naszych działań pozostaną z nami na zawsze.

Bandcamp #31

Bandcamp #32