Idź pod prąd na Mystic Festival 2024

Wzorem lat ubiegłych, kiedy to przygotowałem teksty (2022 oraz 2023) zawierające nieco odmienne rekomendacje dotyczące tego, co warto zobaczyć na najciekawszym i najbardziej różnorodnym obecnie festiwalu metalowym w Polsce, tak i teraz zapraszam na przegląd tego, co nieco mniej widoczne w line-upie imprezy. Mam nadzieję, że zaskoczę Was poniższym wyborem i że weźmiecie pod uwagę moje sugestie w trakcie tworzenia swojej tegorocznej, festiwalowej checklisty. Jeśli tak, to widzimy się pod sceną!

A jeśli potrzebujecie nieco większej liczby informacji, linku do biletów, programowej rozpiski i informacji o dojeździe, to koniecznie odwiedźcie oficjalną stronę lub krótki wpis przygotowany przeze mnie, zawierający kluczowe informacje.

Ampacity

Zacznijmy od przedstawicieli trójmiejskiego brzmienia i to w dodatku pochodzącego z mojego rodzinnego (i obecnie zamieszkiwanego) miasta Gdyni – grupy Ampacity. Jeśli lubicie nocne spacery nad morzem, w trakcie których wędrujecie nie tylko tu, na Ziemi, ale też po krętych ścieżkach własnego umysłu, to nie może zabraknąć Was na tym koncercie. Ampacity tworzy ścieżki dźwiękowe właśnie do takich sytuacji jak ta opisana powyżej. Trans gwarantowany!

Ampacity zagra w czwartek 6 czerwca o godzinie 14:30 na Desert Stage.

Bob Vylan

Z jednej strony polecam Wam w tym tekście zespoły i artystów, których warto zobaczyć na Mysticu, a z drugiej… Dobra, zrobię to! Bob Vylan to rapcore AD trzecia dekada XXI wieku! OK, wiem, że to przez wielu znienawidzony gatunek, ale myślę, że akurat w tym przypadku nawet przeciwnicy będą mogli znaleźć coś dla siebie w tej muzyce. Przede wszystkim nie brzmi to jak sklejka dwóch, totalnie różnych od siebie gatunków, a raczej punk na odpowiednio naoliwionych, bo hip-hopowych resorach. Do tego z okazjonalną, bardzo dynamiczną elektroniką. Efektem tego jest ogromna porcja energii, jaką wytwarza Bob Vylan. Mam nadzieję, że także na scenie!

Bob Vylan zagra w piątek 7 czerwca o godzinie 19:45 na Sabbath Stage.

Chelsea Wolfe

Czy kogokolwiek trzeba namawiać na koncert Chelsea Wolfe? Być może tacy się znajdą, więc powiem jedynie tyle, że Wolfe to absolutna mistrzyni tzw. KLIMATU. Trudno opisać, co gra, bo jako artystka cały czas ewoluuje i rozwija paletę stosowanych przez siebie środków stylistycznych. Spaja je jednak aurą mroku, ale też (a może przede wszystkim) ogromnej charyzmy i pewności siebie. Te biją nie tylko z jej charakterystycznego, wspaniałego głosu, ale też z muzyki, która ją otacza. Zobaczyć ją na żywo? To będzie niezapomniane przeżycie!

Chelsea Wolfe zagra w nocy, z soboty na niedzielę (8 na 9 czerwca), o godzinie 01:00 na Park Stage.

Ditz

Widzę etykietki post-punk, noise rock i post-hardcore i co robię? Biegnę pod scenę! Domyślam się jednak, że dla większości bywalców Mystica powyższe łatki nie stanowią tak dużej zachęty, jak dla mnie. Jeśli jednak ktoś z Was pamięta zeszłoroczny koncert Eyes, to na pewno z ciekawości sprawdzi też Ditz. Choć w tym przypadku intensywność i głośność jest nieco mniejsza, tak muzyka Ditz przepełniona jest duchotą i wewnętrznym rozedrganiem (by nie powiedzieć schizofrenią). Liczę na szalony gig, tak samo jak szalone są ich nagrania studyjne.

Ditz zagra w piątek 7 czerwca o godzinie 16:15 na Sabbath Stage.

Dool

Skład z Holandii, który… tak właściwie to nie wiem, co gra. Ich rozbudowane kompozycje mają zarówno coś z post-metalowej narracji, jak i progresywno rockowego przepychu. Żeby było ciekawiej, to jednocześnie łącza w sobie słoneczną psychodelę z gotyckim mrokiem. Tak, dla wielu jest to nieco niestrawne, a przynajmniej zastanawiające połączenie, ale pewne jest jedno – warto dać szansę i przekonać się, bo istnieje szansa, że Dool pokochacie.

Dool zagra w czwartek 6 czerwca o godzinie 19:15 na The Shrine Stage.

Five the Hierophant

Jazz i metal nie jest już tak dziwnym połączeniem, jak jeszcze te kilka(naście?) lat temu, ale nadal mam wrażenie, że nie każdy potrafi grać w ten sposób. Potrafi, czyli nie gra jednego i drugiego obok siebie, a łączy ze sobą obie stylistyki i spaja w taki sposób, że powstaje coś nowego, coś osobnego. Five the Hierophant to potrafią, do tego na samym saksofonie i metalowym łojeniu się nie zatrzymują, bo w swoich kompozycjach wykorzystują jeszcze kilkanaście innych instrumentów. Ich największym sukcesem jest to, że nie czuć u nich przerostu formy nad treścią, za to czuć, jak gdyby walec przejechał po głowie. Wspaniała rzecz.

Five the Hierophant zagra w nocy, z soboty na niedzielę (8 na 9 czerwca), o godzinie 01:30 na Desert Stage.

High on Fire

Nie chcę wyjść na leniuszka, ale czy jest sens polecania zespołu, który tegoroczną płytą Cometh The Storm zbiera ogromny hype słuchaczy i wysokie oceny krytyków? Ano jest, bo może po prostu ominął Was ten arcyciekawy zawodnik klasy ultraciężkiej. Jego sludge/stonerowe, utrzymane w wolnym tempie granie nie odkrywa właściwie niczego nowego, totalnie. Jest za to zagrane z prawdziwym serduchem i umiłowaniem ww. stylistyki i ubrane w naprawdę interesujące kompozycje. Po zeszłorocznym Electric Wizard to zdecydowany lider tegorocznej edycji w kategorii „zielono mi”. I fajnie.

High on Fire zagra w czwartek 6 czerwca o godzinie 22:00 na Desert Stage.

High Vis

Kolejny post-punkowy zaciąg z Wielkiej Brytanii, a konkretnie – z Londynu. High Vis to jednak coś więcej niż wysunięty do przodu bas, ponury głos i rwane gitarowe riffy. Zespół tyle samo co z opisanej stylistyki czerpie z takich gatunków jak post-hardcore, baggy czy… britpop. Tak, mieszanka to zdecydowanie oryginalna, a do tego ultra przebojowa. I taneczna. Wierzę, że nawet przedstawiciele mroku nie oprą się ich urokowi. Wiem, bo sam do nich należę, a High Vis mnie porusza. Zdecydowanie dosłownie.

High Vis zagra w sobotę 8 czerwca o godzinie 20:30 na Desert Stage.

Lord of the Lost

Grupa ta miała zagrać na Mystic Festival już rok temu… I wtedy też ją polecałem. Nie udało się, ale jako że zapowiedź ta niewiele się zestarzała, a moja ekscytacja ich występem tym bardziej nie, to przeklejam swoje własne wypociny sprzed roku na ich temat. Widzimy się pod sceną!

„Ostatni będą pierwszymi! Na Eurowizji się nie udało, ale na Mysticu uda się na pewno. Patrząc na oburzenie części festiwalowiczów (corpse paint na smutnych panów spoko, a czerwona, obcisła skóra już nie – no ludzie), to będzie hit albo kit. Dla mnie z pewnością to pierwsze, bo takie bezprecedensowe połączenie klasycznego, ultra przebojowego glamu z rykiem i rzężeniem gitar, to coś zupełnie zjawiskowego. Będzie brokat, ale będzie też krew. I ja — w pierwszym rzędzie! Widzimy się?”

Lord of the Lost zagra w sobotę 8 czerwca o godzinie 17:45 na Main Stage.

Paradise Lost

Tak, wiem, miały być mniej oczywiste typy, ale… nic nie poradzę na to, że uwielbiam Paradise Lost. Widziałem ich na żywo dwukrotnie (w Gdańsku!) – raz promowali jedną z nowszych płyt, za drugim razem grali w całości Draconian Times. Teraz zapowiada się jeszcze inny koncert, bo setlistę zasugerowała zespołowi publika poprzez głosowanie. Zapowiada się więc the best of w rozumieniu takim, że zarówno zespół, jak i publika powinny być zadowolone. A wśród uśmiechniętych buzi będzie i moja. Mam nadzieję, że Wasza też! W końcu gotyk też może wywoływać radochę.

Paradise Lost zagra w piątek 7 czerwca o godzinie 20:15 na Main Stage.

The Shits

Niepozorna nazwa w składzie tegorocznego Mystica, za to dla mnie na pewno będzie to najważniejszy koncert. Ich zeszłoroczna płyta pt. You’re a Mess trafiła do ścisłej topki moich ulubionych wydawnictw. A pisałem o niej tak:

„W przypadku The Shits nie ma mowy o żadnej finezji. Jest brud, pot, syf i plwociny. Jest też przester, bardzo dużo przesteru, właściwie całe morze, ocean, kosmos przesteru. Jest też ogromna agresja i bezpośredniość. Dobra, stop. Czytam, co piszę i nie oddaje to w ogóle tego, czym jest The Shits. A może oddaje? W każdym razie gdybym grał w tym zespole, to w tym momencie, tak, zgadliście, odpaliłbym przester i brutalnie zaatakował nim Wasze uszy. Brytyjska grupa wie dokładnie, czym jest noise rock, jak go grać (w garażu i na hardym wkurwie, a jakżeby inaczej). Miesza tempami, miesza aranżacjami, ale ogólnie stara się na You’re a Mess postawić pomnik hałasowi. A zaraz potem go opluć i zburzyć. Statystyki nie kłamią: odsłuchałem ten album jakieś 40 razy w trakcie ubiegłego roku. Odsłuchuję go też teraz, w trakcie pisania tego tekstu. I wiecie co? Nadal mam ciarki. Ten pieprzony przester!”

The Shits zagra w piątek 7 czerwca o godzinie 17.30 na Desert Stage.

.WAVS

Gdy grupa będzie już grać na stadionach i stanie się największym polskim zespołem, to liczę na to, że wtedy ktoś wspomni moje słowa. Byłem jednym z pierwszych, który poznał się na ich geniuszu (ich debiut .WAVS z 2019 roku również trafił do mojej ówczesnej topki). Teraz kontynuuję promocję ich twórczości, bo po kilku latach zespół wrócił z nowym, nieco innym, za to stojącym na równie wysokim poziomie albumem pt. HEAVY POP. Nie udało mi się ich zobaczyć w poprzednim wcieleniu, koniecznie muszę to nadrobić teraz. Polecam to tym, którzy lubią dobre piosenki zagrane z rockowym pazurem – tylko takim mniej ogranym, mniej oczywistym, na własnym, oryginalnym patencie.

.WAVS zagra w sobotę 8 czerwca o godzinie 14:30 na Desert Stage.

Wayfarer

Kolejni reprezentanci tzw. topki. Twórczość tych kowbojów jest mi znana od wielu lat, więc tym bardziej cieszy, że uda się ich zobaczyć teraz – świeżo po wydaniu jednej z lepszych płyt w ich dyskografii.

Pisałem o niej tak: „Kapelusz na głowę, broń przy pasie, siodło w dłoń i na koń! Galopujemy w tempie black metalowym w nieznane: lawirujemy między kanionami, próbujemy pokonać pustynię przed zachodem słońca, towarzyszy nam w tym ciemny wysokoprocentowy trunek, a wieczorem ogrzewamy się przy niewielkim ognisku — jedynym źródle światła tego zapomnianego przez boga świata. Tak, Dziki Zachód, tylko że w tej wersji w (z)mroku nie czają się zwykli bandyci, a piekielne demony. Kto nie dostaje alergii na nazwę „metal”, ten na pewno zdołał poznać Wayfarer. Na swojej najnowszej płycie Amerykanie w sposób idealny wyważyli (choć dwie poprzednie, pod względem jakościowym, w niczym jej nie ustępują — żeby była jasność) elementy black i post-metalowe z motywami zaczerpniętymi ze spaghetti westernu i gothic country. Brzmi to w teorii bardzo przaśnie, ale nic bardziej mylnego: okazuje się, że pierwotne zło to nie tylko mroźne, północne krainy, a również opustoszały, rozległy i broniący się przed człowiekiem odległy kontynent. Mrok wiele ma oblicz: to w wykonaniu Wayfarer ma taką przewagę, że jest bardzo, bardzo pociągające i nigdzie nie ma swojego odpowiednika.”

Wayfarer zagra w nocy, z piątku na sobotę (7 na 8 czerwca), o godzinie 00:00 na The Shrine Stage.

Zeal & Ardor

Zaczęło się, jak w przypadku wielu innych, odnoszących sukcesy artystyczne projektów, jako… żart. Miał być black metal pożeniony z gospel i tzw. „czarną muzyką” i… tak też jest. Zazwyczaj na żarcie się kończy, ale nie tym razem. W dodatku, na całe szczęście, projekt nie bazuje jedynie na tym (wyjściowym) pomyśle, cały czas rozwijając swoje brzmienie i, przynajmniej na obecnym etapie, tworząc jedną z ciekawszych propozycji dla tych, którzy w metalu szukają czegoś innego, czegoś mniej oczywistego. Jeśli należycie do tej grupy, to myślę, że już dobrze znacie Zeal & Ardor. Jeśli nie, to zapraszam pod scenę – może Wasza ortodoksyjna dusza otworzy się na nowe. Warto!

Zeal & Ardor zagra w nocy, z czwartku na piątek (6 na 7 czerwca), o godzinie 00:30 na Park Stage.