Słów kilka: The Cosmic Dead powstało w 2010 roku w szkockim Glasgow. Jak na wielbicieli kosmosu i związanej z nim wolności przystało, członkowie grupy nie przejmowali się doszlifowywaniem swoich kompozycji w studiu nagraniowym. Głównie jamowali: zarówno na garażowych próbach, jak i na koncertach. Efektem tego było wydanie darmowej kompilacji Psychonaut zaledwie rok później. Oczywiście materiał ten był całkowicie improwizowany. Zresztą tak jak i debiut (The Cosmic Dead, 2011) i w ogóle większość materiału wydanego pod szyldem grupy na przestrzeni lat. A tego zespół ma sporo, bo w sumie, licząc wszystkie wydawnictwa, naliczymy ich z kilkanaście. The Cosmic Dead przemierza na nich nieodkryte jeszcze rejony space rocka, dorzuca do tego niemal doomowy ciężar, korzysta z drone’owych hałasów i ambientowych przejść oraz całej palety psychodelicznych barw. Magazyn Drowned in Sound podsumował ich poczynania następująco: „Mogą pochodzić z Glasgow, ale ich muzyka brzmi tak, jak gdyby wywodziła się z zupełnie innego wszechświata”.
Czego przesłuchać przed: Psych is Dead
Tytuł płyty jest dość przewrotny. W końcu psychodelii tu pod dostatek, choć samo wydawnictwo zawiera jedynie trzy utwory. Otwierający je Nuraghe to ponad 20-minutowy kolos, gdzie mamy do czynienia z kosmicznymi, gitarowymi wyprawami najdalsze rubieże galaktyki. Noise’owe wstawki stanowią przeszkody w tejże podróży, przerywanej jedynie momentami wyciszenia, zbierania sił artykułowanych ambientowymi podkładami uzupełnianymi przez kwaśne i nieco egzotyczne dźwięki (wyraźny bas i nieśmiałe synthy). Sporo tu przestrzeni, która w finalnym fragmencie utworu zaczyna napierać ze wszystkich stron. Dźwięków jest coraz więcej, czujemy się przytłoczeni, a gitarowe szaleństwo i podążający za nim przester powodują, że krajoznawczy charakter tej eskapady zamienia się w walkę o życie. W Psych is dead eksploracja przenosi się w rejony drone’u i ambientu, a #fw zaskakuje z początku jednostajnością i … ciepłem. Kompozycja oparta jest na powtarzających się uderzeniach perkusji i gitary, a w tle słychać zmieniający się elektroniczny podkład. W drugiej części monotonia przybiera agresywniejszą formę. Szarża perkusji uzupełniana jest rzężącymi gitarami i kosmiczną elektroniką. Na końcu wszystkie te dźwięki zdają się powoli rozlatywać, aż w końcu ustają. Uczestnicy wyprawy najprawdopodobniej nie skończyli dobrze, ale zapis, który po sobie pozostawili, przynosi kolejnym pokoleniom odkrywców sporo informacji. I dobrych dźwięków.
Must listen: The Spaceman
W komentarzach pod poniższym klipem wielokrotnie pojawia się nazwa Hawkwind. I faktycznie, ten w pełni improwizowany kawałek przypomina dokonania londyńskiej grupy. The Cosmic Dead wnika jednak głębiej w kosmiczny świat i wspomaga się przy tym jeszcze większą ilością psychodelików.
Dla zaawansowanych: Zdecydowanie warto sięgnąć po pierwsze dwie płyty tzn. Psychonaut oraz The Cosmic Dead. Obie w pełni improwizowane, bardzo długie, zawierające wszystkie style, za którymi grupa podąża w swej twórczości. Oprócz tego, po zmianie składzie w 2018 roku, zespół wydał płytę Scottish Space Race. Najkrótszy utwór ma na niej niespełna 12 minut, a sam materiał jest najbardziej aktualnym świadectwem tego, co obecnie chce osiągnąć swoim brzmieniem The Cosmic Dead. I może to tylko moje skojarzenie, ale w ostatnim z utworów pt. The Grizzard Szkoci zdają się puszczać oczko do King Gizzard & the Lizard Wizard.