Jeśli jesteście z pokolenia, które lata 90-te spędziło w szkole, to na pewno pamiętacie, że karteczki z ich wizerunkiem cieszyły się dużą popularnością. Dziś plakacik podsunął mi do odsłuchu debiut Spice Girls – płytę Spice.
Czy znałem wcześniej?
Sam zespół oczywiście tak, bo dorastając w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku obecność boysbandów i girlsbandów była czymś powszednim i naturalnym. Sam w tamtym czasie byłem mało podatny na to zjawisko, ale właściwie nie dało się od niego uciec. W Polsce większą manią cieszyło się chyba Backstreet Boys, ale miałem kilka koleżanek, które obudzone w środku nocy spokojnie mogły opowiedzieć, dlaczego „Baby Spice” jest lepsza od „Sporty Spice”. Lub odwrotnie.
Płyty i poszczególnych utworów – nie bardzo. Tylko tyle, co leciało w tamtym czasie w TV. Czyli pewnie i tak całkiem sporo.
Ogólne spostrzeżenia
Chciałem mocno obśmiać ten album i się nad nim poznęcać, ale wiecie co? Jest całkiem spoko.
Oczywiście najlepsze z całego zestawu są single tj. sam początek z Wannabe, Say You’ll Be There i 2 Become 1. Może dlatego, że zgodnie ze złotą zasadą inżyniera Mamonia, już kiedyś je słyszałem? Nie wykluczam.
Brzmieniowo dominują klimaty dance popu, który w latach 90-tych świecił triumfy i właściwie stał się synonimem mainstreamu. Taka muzyka ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie czuję żenady, słuchając tych cukierkowych melodii, ale na parkiecie moich wygibasów też byście nie uświadczyli. Spice Girls to muzyka środka, ale wpadająca w ucho i całkiem dobrze wyprodukowana.
Nie mam też wątpliwości, że obcuję z góry przemyślanym produktem, który dzięki wsparciu machiny promocyjnej narobił takiego szumu, że chyba nawet najbardziej optymistycznie nastawieni do tego przedsięwzięcia menedżerowie wyższego szczebla byli zaskoczeni jego ogromem. Ten scenariusz sukcesu pasuje do kolorowych i szalonych lat 90-tych. Dekady mającej tylu samo zwolenników, co przeciwników. Tak jak i zjawisko tworzenia zespołów w ramach castingu, którego częścią są Spice Girls.
Czy będę wracać?
Nie będę, ale jak usłyszę Wannabee, to zanucę cicho pod nosem melodię.
Alternatywa
Jedyne prawilne Girl Power miało miejsce w podobnym czasie za Oceanem za sprawą Bikini Kill i ich płyty Pussy Whipped. Szkoda, że to tych tekstów i takiej muzyki nie słuchało moje pokolenie za dzieciaka. Alternatywa z grubej rury, ale po co bardziej kombinować?