Kontrowersje wzbudza niemal od początku swojej kariery, a jego ego starczyłoby na obdarowanie nim kilku(nastu) innych artystów z topki. Dziś odpalam płytę The College Dropout Kanye Westa.
Czy znałem wcześniej?
Nie i był to wybór świadomy.
Słuchajcie, w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że musi wybierać. Wchodzę w to czy tamto brzmienie i udaję, że znam się na nim jak nikt inny? Bawię się w znawcę alternatywy czy wybieram mainstream, a może próbuję połączyć ze sobą oba? Jeżdżę na OFFa po taniości czy też zbieram cały rok (pracuję w budżetówce, to nie żart) na Open’era, którego mam pod nosem? To są prawdziwe, ludzkie dylematy.
Odpowiadając zwięźlej na pytanie: twórczość i związana z nią drama tycząca się osoby Kanye Westa była mi i będzie obca. Odsłuch tej płyty to po prostu chwilowy wypadek przy pracy.
Ogólne spostrzeżenia
Bujnęło mną kilka razy, nie powiem. Jak na mainstreamową odmianę nowoczesnej wersji gatunku, który jest dla mnie tematem trudnym i złożonym, to była naprawdę niezła płyta. Niestety prawdopodobnie zapomnę o niej zaraz po tym, jak skończę pisać ten tekst.
To po prostu nie jest rzecz, której bym słuchał z przyjemnością. A może inaczej – po którą sięgnąłbym kiedykolwiek z własnej woli. I teraz, kiedy już zostałem do tego przymuszony i stwierdzam nawet, że to kawał całkiem dobrego i spójnego materiału, to doskonale wiem, dlaczego tak wygląda moja relacja z tą muzyką. Niczego we mnie nie porusza.
Głowa może doceniać, nóżka tupta, wrodzona ciekawość odnośnie nowego i nieznanego popycha do tego, by co nieco o tym poczytać i zgłębić temat, ale serduszko nie podłapało rytmu cza-cza. Nie zabiło mocniej, nawet nie drgnęło.
Nie moja bajka, choć animacja i sam scenariusz są naprawdę niezłe.
Czy będę wracać?
Nie, a dlaczego, to wytłumaczyłem już na samym początku.
Alternatywa
Nie wiem, czego symbolem na plakatowej liście najlepszych albumów jest Kanye West, ale jeśli hip-hopu i związanej z nią produkcji, to mam nadzieję, że znajdzie się na niej miejsce dla OutKast. Na pewno znacie. Jeśli jednak twórcy tego zestawienia o nich zapomną, to czym prędzej sięgnijcie po którąś z ich płyt – ATLiens, Aquemini lub Stankonia. Tu też znajdziecie przełomowe sample, nietypowe podejście do gatunku i zdecydowanie mniej dramy.