Kasa zebrana na szczytny cel, muzyka w warunkach koncertowych i szczęka zbierana z podłogi. To wszystko i więcej wydarzyło się wczoraj w gdyńskiej Desdemonie.
A zaczęło się od tria, o ile się nie mylę, to pod tą nazwą debiutującego, czyli Lynes. Jeśli lubicie transowe krauty z noise’owymi naleciałościami, to ją sobie zapiszcie. Zespół zagrał kilka kawałków, króciutki secik z nieznanym materiałem, a i tak potrafił zahipnotyzować i wbić się mocniej w czaszkę.
Z kopa w trzewia, tak bez uprzedzenia, dało nam za to Why Bother? Czwórka gości w sukienkach (wyglądali pięknie i sexy, zazdroszczę) i intensywność nie do zmierzenia żadną miarą. Pięknie się zgraj ten skład, porównując go do tego, jak wyglądam na tegorocznym Soundrive. Wtedy chcieli hałasować, ale nie do końca wiedzieli, jak to pragnienie przenieść na scenę. Teraz hałasowali razem, w jednym, bardzo silnym i stałym natężeniu. Wspaniałości.
Podobnie do sprawy podeszła Aporia, z tym że w przypadku tego składu energia jej członków skierowana była przeciwko. Wrogiem oczywiście obecna rzeczywistość i działania polskiego rządu na granicy. To zresztą nie dziwi, bo te tematy obecne są przecież na ostatniej EPce zespołu i im też poświęcone były wczorajsze koncerty. Przekaz bardzo jasny, a pomogła w tym punkowa prostota.
Na zakończenie totalne zniszczenie zaserwował duet Dule Tree. Człowiek niby widział już tyle, zna dobrze definicje hałasu i tego, jakie z jego pomocą można wysyłać komunikaty, a jednak i tak dał się zaskoczyć. Uczucie bycia sponiewieranym, ale na swój sposób spełnionym towarzyszyła mi po tym występie. To chyba najlepsza reklama dla takiego grania.
Ten wieczór był definicją tego, w jaki sposób można połączyć przyjemne z pożytecznym.