Nawet on nie zdołałby uzdrowić polskiej służby zdrowia, choć udało mu się, swego czasu, wprowadzić (globalny) hip-hop na nowe tory. Dziś pierwsza solówka Dr. Dre, czyli wydana w 1992 roku płyta The Chronic.
Czy znałem wcześniej?
Postać Dre kojarzę niemalże od początku swojej przygody ze słuchaniem muzyki. Za małolata miałem go za „tego śmiesznego, cool gościa z teledysków”. W szczególności klipów takich artystów jak Eminem, Snoop Dogg czy 50 Cent. Potem zacząłem zauważać, że w kilku utworach to on jest numerem jeden, a reszta znanych nazwisk hip-hopu występuje u niego w roli gości. I że lista ta jest naprawdę długa. Szycha jakaś?
Mija długi czas. Zaczynam wgryzać się w gatunek i jego historię. Dowiaduję się, że Dre był obecny w hip-hopie niemalże od początku i że to człowiek legenda. Mniej więcej w tamtym okresie sięgnąłem po bohatera dzisiejszego wpisu, czyli album The Chronic. I musiałem przyznać rację powyższym stwierdzeniom.
Ogólne spostrzeżenia
Wyprodukuje, stworzy pięknego beata, a gdy trzeba będzie — zarapuje. Dr. Dre to człowiek orkiestra. Nie, nie, wcale nie przesadzam, a The Chronic świetnie sprawdza się jako pokaz jego umiejętności. I znajomości.
Gości faktycznie jest tu masa i każdy z nich dobrze wzbogaca charakterystyczny styl Andre Younga. Ten z kolei jest twórcą bardzo eklektycznym. Co prawda bazującym mocno na funkowym groove, syntezatorowych „piskach” i ulicznej otoczce, ale niestroniącym przy tym od ambitniejszych, miejscami kwasowych, bardzo psychodelicznych fragmentów. Każdy z utworów jest tu nieco inny i pokazuje odmienną stronę Dre. Wszystkie trzymają wysoki poziom.
Liczy się też otoczka, bo Dre robi tu z siebie niemalże mityczną postać ze świata hip-hopu, która zeszła do nas, zwykłych śmiertelników i zaszczyca nas tym, że możemy spotkać ją gdzieś na ulicach Los Angeles. Ja tę kreację kupuję w całości, bo jej autor potwierdza swoją wyjątkowość wysokim poziomem stworzonego przez siebie samego materiału.
The Chronic to pomnik od i dla autora tejże płyty. Trzeba przyznać, że jako taki, prezentuje się naprawdę imponująco.
Czy będę wracać?
Tak. To świetna płyta.
Alternatywa
Jeśli nie znacie, to po prostu posłuchajcie The Chronic. W tym przypadku nie ma co przesadnie kombinować. Warto znać to wydawnictwo.