Królowa disco, Diana Ross, podbiła serca słuchaczy (i krytyków) już wcześniej, ale to ta płyta wywindowała ją na listy przebojów. Dziś słucham ponadczasowego, wydanego w 1980 roku wydawnictwa pt. Diana.
Czy znałem wcześniej?
Z disco i funku biorę korepetycje. Pierwszym z wymienionych gatunków interesuję się od niedawna i znalazłem już kilka całkiem dobrych albumów w tej stylistyce. Funk w mojej krwi buja (się) o wiele dłużej, ale nadal miewam braki w tej kategorii.
A to prowadzi do tego, że pojedyncze utwory Diany Ross oczywiście znam, ale nigdy nie miałem okazji usłyszeć całej płyty z jej katalogu.
Ogólne spostrzeżenia
Odpalam i wsiąkam totalnie. Łagodny głos Ross, do tego bardzo subtelny funk i zróżnicowane aranżacje. To disco u swego schyłku, gdzie nadal mamy do czynienia ze wszystkimi kolorami (kredek lub tęczy, jak kto woli), ale też nieco mniej tu zapału do tworzenia typowych parkietowych hitów. Liczą się przede wszystkim piosenki i to, by wyciągnąć z talentu artystki jak najwięcej.
Czytam nieco o kulisach powstawania albumu i odpowiedzialny za niego duet producencki Nile Rodgers / Bernard Edwards są autorami większości materiału. Z tym że pewne zastrzeżenia co do produkcji miała mieć sama Ross i wytwórnia Motown. Efektem tego są, dostępne współcześnie, dwa miksy i choć ta kwestia nie jest tu najważniejsza, to odpowiada na jedno z moich pytań — dlaczego tak bardzo mi się ta płyta podoba.
Ano dlatego, że Rodgers to muzyk grupy Chic. Ta grała funk jak się patrzy, a dokładała do tego zarówno żar boogie, jak i romansowała z kiczem disco. Jej charakterystyczny bas wyczuwalny jest też na płycie Diana. Właściwie można by pewnie uznać to za kolejne dzieło tej grupy, przynajmniej pod względem muzycznym. Jednak bez wokalu Ross, która swoim głosem nadaje lekkości i dodaje melodii poszczególnym kompozycjom, to po prostu nie byłoby to samo. Wszyscy wymienieni artyści świetnie się tu uzupełniają i jest to jeden z tych przypadków, gdzie 1+1 nie równa się dwa, a trzy!
Posłuchajcie, nawet jeśli macie alergię na disco. Diana zawiera po prostu dobrą muzykę. Gatunek nie ma w tym przypadku znaczenia.
Czy będę wracać?
W sobotnią noc i nie tylko!
Alternatywa
Jeśli spodobało Wam się brzmienie tej płyty, to sprawdźcie od razu zespół Chic. A w szczególności dwie jego płyty – C’est Chic (1978 r.) oraz Risqué (1979 r.).