Słów kilka: Stereolab to przede wszystkim Lætitia Sadier i Tim Gane. Wymieniona dwójka grała również w działającym w latach 80-tych, indie popowym zespole McCarthy. W przypadku Stereolab o trzymaniu się jednego gatunku nie było mowy. Działając w latach 90-tych, grupa łączyła ze sobą wszystko. Zabrakło jedynie metalu. Dream i art pop, disco, shoegaze, noise, elektronika, muzyka eksperymentalna, space rock, krautrock i elementy chanson. Wymieniać można niemal bez końca. I to wszystko nawet nie w ramach całej dyskografii czy poszczególnych płyt, a często w trakcie jednego utworu. Stereolab to też zespół niedoceniany, przynajmniej pod względem komercyjnym, bo jako inspiracja służył wielu innym składom: z Deerhunter czy Animal Collective na czele. Grupa rozpadła się w 2010 roku, ale reaktywowała się na koncerty po 9 latach, właśnie teraz. I zagra na OFFie.
Czego przesłuchać przed: Jeśli miałbym wybrać jeden album Stereolab, który warto poznać przed ich występem na OFFie, to będzie to Emperor Tomato Ketchup. Album ten zawiera wszystkie elementy, za które można pokochać (lub znienawidzić, ale to akurat trudno mi sobie wyobrazić) Stereolab. Po pierwsze: ogromna rozpiętość gatunkowa. Po drugie: zatrzęsienie dźwiękowych eksperymentów. Po trzecie: idealna synteza jednego z drugim, bowiem pomimo awangardowego podejścia do tworzonej przez siebie muzyki, to zespół pozostaje na tej płycie grupą popową. Pełno tu melodii i nie przeszkadzają w tym ani przester, ani nietypowe frazowanie Sadier i Hansen, ani też użycie takich instrumentów jak wibrafony, tamburyno, marakasy, saksofon, dorzucenie do tego całej plejady instrumentów smyczkowych, organków czy budowanie struktury za pomocą pociętych, elektronicznych loopów. Warstw jest tutaj sporo, ale pod każdą z nich kryją się dobre piosenki.
Materiał budzi we mnie dodatkowo mocne skojarzenie z jakimś starym, zaginionym, a być może nawet zakazanym filmem. Nie jest to jednak grzeczny, czarno biały obraz; raczej kino eksperymentalne, pełne jaskrawych kolorów i odniesień do kultury hipisowskiej. To obraz afirmujący życie i różnorodność, a także pochwalający kreatywność i burzący w sposób pokojowy wszelkie schematy. W idealnym świecie to właśnie taki film i soundtrack dobijałyby się na szczyt Box Office’u, a kompozycje z niego byłyby nucone przez przeciętnego Kowalskiego. I choć nadzieje na to marne, to przecież nie jest jeszcze na to za późno. Zacznijcie od samych siebie. Może Kowalski też podłapie?
Must listen: Stereolab – Metronomic Underground
Transowość równa popowości. Taki jest ten Stereolab.
Dla zaawansowanych: Stereolab mają na koncie kilkanaście albumów i naprawdę jest w czym wybierać. Na czynniki pierwsze w bardzo ciekawy sposób ich twórczość rozłożył magazyn FactMag, do którego link tutaj.
Gdzie i kiedy: Niedziela 04.08 | 21.30 | Scena Perlage (Główna)