Nadrabianki #7: Foghorn, Warszawski, Pył, Spirits of the Air, Opla, Houston, Undertheskin, Obiekty, Parampampam Trio, Sunwôrm

W 7. części nadrabianek sporo hałasów, a same melodie schodzą na dalszy plan. Prawie wszystkie opisywane płyty pochodzą z 2019 roku – z jednym, małym wyjątkiem. Wśród opisywanych: Foghorn, Warszawski, Pył, Spirits of the Air, Opla, Houston, Undertheskin, Obiekty, Parampampam Trio, Sunwôrm.

Foghorn – Thanatos (2019) [lo-fi shoegaze post-rock]

W trakcie odsłuchu Thanatosa walczą we mnie dwie natury: pierwsza, nazwijmy ją „recenzencka” oraz druga – fanowska. O ile wewnętrzny krytyk docenia to, w jaki sposób rozwinął się na swojej drugiej płycie Turski, tak fan jest jednak troszkę zawiedziony, bowiem samo brzmienie uległo diametralnej zmianie: zamiast ambientowego, z lekka wycofanego i bardzo niepokojącego materiału, mamy zestaw piosenek z krwi i kości – pełnych zwrotów akcji, lepszych produkcyjnie, z rozbudowaną narracją, dopracowanymi aranżacjami, nowymi instrumentami, a także uwypuklających rolę niezbyt eksponowanej wcześniej gitary. I choć klimat obu płyt jest podobny, to różni je podejście do smutku: na Coronie miał on barwę pożółkłych liści i zdeptanej natury, na Thanatosie z kolei melancholia odbija się w stalowych, ogromnych i bezdusznych maszynach. To bardzo ciekawa płyta, ale przypominająca nieco sequel, na którym, jak dobrze wie każdy twórca, musi być więcej, mocniej, lepiej i wszystko jest bardziej dopracowane. Co ja biedny poradzę, że fan woli, gdy jest mniej?

Bandcamp

Warszawski – Kind of Magic EP (2019) [downtempo, instrumental hip-hop]

Warszawski to project Rafała Warszawskiego, który na koncie ma współpracę m.in. ze składem Proforma. Tym razem twórca postawił na kompozycje instrumentalne, oparte w dużej mierze na samplach i chillowej elektronice. Pomimo tego, że Kind of Magic zawiera muzykę zróżnicowaną, a sam przekaz nie zawiera żadnych słów (pojawiają się wokale, ale w postaci brzmieniowych ozdobników), to sam materiał jest zaskakująco spójny i przy odrobinie wyobraźni możemy wyłuskać z niego jakąś historię. Pomagają w tym liczne zmiany tempa, sprawny recykling wartych odtworzenia dźwięków (dęciaki w Understand Me i Lonely Traveller, inspirowany Noonem Last Element, lekki posmak country w New Vision) i płynne ich łączenie oraz wszechobecny luz płynący z głośników. W sam raz na jazdę rowerem lub kabrioletem przy pełnym słońcu i smagającym nas przyjemnym, ciepłym wiatrem.

Pył – Pył (2019) [psychedelic space rock]

Debiut od chłopaków ze space rockowego Ampacity (Piotr Paciorkowski, Wojciech Lacki) oraz hardcore’owego Marksman (Przemysław Głowacki). Materiałowi zamieszczonemu na Pyle zdecydowanie bliżej do brzmienia tego pierwszego składu, ale perkusyjne tempo (Głowacki) prowadzi tę muzyczną podróż w inne rejony. Pył stoi gdzieś pomiędzy: nadal bawi się psychodeliczno-space rockową formę, ale zdecydowanie zwiększa tempo, upraszcza aranżacje i przez to ma do zaproponowania coś nowego. Szczególnie dobrze sprawdza się to w Boy No Power  oraz obu częściach Niedźwiednika: Boy No Power zaskakuje niemal punkową wściekłością i ładnie tonującymi ją klawiszami; Niedźwiednik 1 zbliża się do rejonów stonerowych, by w swojej drugiej części odsapnąć, uspokoić się i zaskoczyć piękną partią saksofonu. Na deser bawiący się wszystkimi powyższymi motywami, dodający do tego wszystkiego ciszę Aste, któremu w końcówce najbliżej do brzmienia poprzedniego, trójmiejskiego składu muzyków Pyłu.

Bandcamp

Spirits of The Air – S/T (2019) [emo, post-hardcore]

Te dusze z pewnością nie trafiły do raju, dowodząc przy tym, że samego piekła i nieba też zresztą nie ma; po śmierci panuje jeszcze większy chaos niż za życia, a zjawy (nieważne, jaki prowadziły żywot) obijają się o siebie, tworząc jedną, wielką, rozhisteryzowaną i niezadowoloną ze stanu rzeczy masę. Taką masą jest właśnie Spirits of the Air, którzy na swoim debiucie są tak samo wkurwieni, co subtelni. Dobra, tego pierwszego jest tu zdecydowanie więcej, czemu wyraz dają przede wszystkim teksty (mocno bezpośrednie i pozbawione zbędnych metafor), wokal (niewyraźny, krzykliwy, pełen emocji) i muzyka, której źródła łatwo odnaleźć w post-hardcorze lat 90-tych, ówczesnym indie rocku, emo i punku. Właściwie wymieniłem wszystkie elementy, ale na swoją obronę powiem, że są też chwile łagodniejsze, niemal post-rockowe oraz zmienna, math rockowa rytmika (przestrzenny Club Mate, połamany Kornik drukarz niszczy świat) i trudno nie skojarzyć ich z tym, co prezentował swego czasu Slint.

Bandcamp

Opla – Obertasy (2019) [experimental drone folk]

Projekt Piotra Bukowskiego i Huberta Zemlera, którego założeniem było przełożenie tradycyjnych polskich tańców ludowych (obertasów) na standardowe, rockowe instrumentarium: gitarę (Bukowski) i perkusję (Zemler). Tych tradycji po powyższym zabiegu pozostało tu jednak bardzo mało, bo sama folkowość uległa mocnej industrializacji, a jednocześnie daleko materiałowi do klasycznych, rockowych struktur. Pomiędzy też jest jednak ciekawie, bo mimochodem wkradła się do materiału jazzowa swoboda. Sporo w tym zasługi perkusji, trzymającej w ryzach rozbrykaną, nieoszlifowaną i skaczącą z dźwięku na dźwięk gitarę (nieumiejący ustać w miejscu Marian i równie skoczna Kosma). Nie traktowałbym tej płyty jako kolejnej redefinicji tradycji, a prędzej ciekawy i wart poznania eksperyment.

Bandcamp

Houston – Inna Stacja EP (2018) [blues, folk pop]

Na swojej debiutanckiej EPce Inna Stacja trójmiejska grupa Houston w ciekawy sposób połączyła ze sobą popową lekkość i melodyjność, folkową wrażliwość (zarówno w tekstach, jak i muzycznie) oraz tradycyjne, bluesowe brzmienie. Wiem, to może brzmieć jak bardzo nieudany eksperyment, ale wszystko zależy od rozłożenia akcentów. W tym przypadku to działa, co jest sporą zasługą aranżacji: instrumentów jest naprawdę dużo (oprócz podstawowego, stricte rockowego instrumentarium mamy tu jeszcze banjo, cajon, harmonijkę, pianino i skrzypce), ale każdy z nich ma chwilę dobrze wybrzmieć i nie czuć tu przeładowania dźwiękiem. Drugim elementem wyróżniającym Houston są bardzo zgrabne harmonie wokalne Miłosza Kaczmarka i Katarzyny Babireckiej-Mróz, a także ciekawie napisane i zaśpiewane w języku polskim teksty. Te dwie cechy składają się na ostatni składnik: świetną narracyjność, dzięki której każdy z zaproponowanych utworów stanowi odrębną, ciekawą opowieść.

Undertheskin – N E G A T I V E (2019) [coldwave, darkwave]

Etykietki coldwave/darkwave/gothic wywołują skojarzenie o tym, że usłyszymy jakieś smuty, a w najlepszym wypadku – muzykę dla tańczących smutasów. Pomijając kwestię tak pobieżnego oceniania gatunków, to ostatnie lata w postaci płyt The Soft Moon czy Drab Majesty pokazały, że wcale nie musi być tak jednowymiarowo. W tych brzmieniach też może być sporo optymizmu, a także synthwave’owych i noworomantycznych wątków, które co prawda automatycznie nie kojarzą się z wypełnionym słońcem światem, ale jednocześnie nie kierują nas do zapuszczonych piwnic. W ten nurt wpisuję się Mariusz Łuniewski ze swoim projektem Undertheskin, na którego drugim wydawnictwie pt. N E G A T I V E zagląda w rejony bliższe kiczowatym i rozbuchanym kolorami latom 80-tym, aniżeli tkwi w ponurych i ascetycznych salkach londyńskiego klubu BatCave. . Łuniewski ma na to prostą receptę: podbite wyraźnym basem, pełne syntezatorowych dźwięków kompozycje, które będąc skąpanymi w chropowatym mroku, równocześnie urzekają prostymi melodiami i ciepłym brzmieniem klawiszy.

Bandcamp

Obiekty – Czarne miasto (2019) [experimental, noise]

Choć pewnie wielu potraktuje to jako nadużycie, to w moim subiektywnym odbiorze płyty dość dużą rolę odgrywają: tytuł słuchanego wydawnictwa, a także nazwa samej grupy (szczególnie, jeśli to zespół debiutujący). W tym przypadku już same Obiekty sugerują pustkę, bo jest to słowo, które może oznaczać zarówno przedmiot, rzecz, budynek, cechę lub pojęcie, jak i  coś, co może dotyczyć czegoś jeszcze innego (np. obiekt westchnień, pożądania, nienawiści). W zestawieniu z tą niekonkretną definicją mamy tak samo pustą, pozbawioną konkretnej formy i różną w interpretacji muzykę. Jest jeszcze Czarne miasto, które dla mnie stanowi rozwinięcie idei Czarnej chaty z Twin Peaks: miejsca poza czasem, poza przestrzenią, odpychającego, tajemniczego i zawierającego w sobie całe zło świata, a przy tym intrygującego, bez którego nie mogłoby istnieć dobro. I to w nim właśnie nurza swoje dźwięki zespół, który wychodząc od psychodelicznych, noise’owych improwizacji przemierza krautową rytmikę (Ku sobie), drone’owe, podbite melorecytacją korytarze (Wawel), by w końcu zmierzyć się ze swoimi marzeniami, pragnieniami i uciec z tego przesiąkniętego motorycznym post-punkiem miejsca (Czarne miasto).

Bandcamp

Parampampam Trio – PPT EP #24 (2019) [psychedelic improvisation]

Parampampam Trio to spontaniczne trio (!), które regularnie nagrywa i wypuszcza swoje muzyczne improwizacje mające miejsce w ich salce prób. Numerek przy nazwie tego wydawnictwa to nie przelewki; Parampampam Trio nie kombinuje, nie dłubie przy swoim materiale, nie bawi się w szlifowanie brzmienia, a po prostu przekazuje to, co w danym momencie przyszło im do głów. Ta akurat EPka to zaledwie trzy, ale za to długie kompozycje. Otwierająca, dusząca hałasem Kara; ambientowy, spokojnie rozwijający się pośród gwiazd Nord oraz ciężki, drone’owy walec Topiel z obłąkańczą partią saksofonu. Nad wszystkim unosi się aura psychodelicznej i mrocznej podróży w nieznane, co nie dziwi zważywszy na wykorzystywaną przez zespół formułę. Zaskoczeniem jest raczej to, jak sprawnie grupa wykorzystuje swojego muzycznego GPSa, który nie zwodzi jej na manowce, co przy tak ryzykownym graniu nie jest wcale tak oczywiste.

Bandcamp

Sunwôrm – Unconscious Construct (2019) [drone ambient]

Projekt muzyków takich zespołów jak Nowa Ziemia (Artur Krychowiak), Blindead (Konrad Ciesielski, Matteo Bassoli), czy Ampacity (Jan Galbas). Ponadto materiał z Unconscious Construct jest w pełni improwizowany, choć w przypadku powyższych nazwisk nie stanowi to żadnej rewelacji czy ekstrawagancji. Mam wrażenie, że największe piętno na materiale odcisnął sam Krychowiak, którego Nowa Ziemia również poruszała się po rejonach post-rockowych, przygniatając przy okazji słuchacza drone’owym brzmieniem i mroczną atmosferą. Tego jest tu właśnie najwięcej, bowiem całość (cztery utwory, z czego najkrótszy, otwierający, ma niecałe 8 minut) brzmi jak jedna, długo rozwijająca się kompozycja. Taka, której głównymi wątkami są przester i ciężar, ale zawierająca też wątki poboczne: niepokojące pogłosy w tle (Prima Matra), industrialne dźwięki rozchodzące się we mgle psychodelii (Static Void), transową rytmikę (Continued Fraction) i nieprzyjemną szorstkość (0x323236).

Bandcamp