10 albumów od 10 artystów. Ta oraz dwie kolejne nadrabianki zawierają jedynie polskie wydawnictwa. Wśród opisywanych: Schröttersburg, Mnoda, Guiding Lights, Józef, Ropień, Przepych, Quantum Trio, Yurodivi, The Ears, 100% Rabbit.
Schröttersburg – Melancholia (2018) [coldwave, post-punk]
Bywa, że lubimy się smucić, wręcz chełpimy się tym stanem i niejako dodajemy sobie nim kilka punktów do bycia bardziej interesującymi. Melancholię celebruje na swojej ostatniej płycie płocki Schröttersburg, ale nie wyczuwam w ich twórczości intencji znalezienia poklasku, a czysty autentyzm. Melancholia, wychodząc od psychodelicznej zimnej fali z monotonnymi, delikatnymi wtrąceniami elektroniki, zgłębia istotę minorowego nastroju; jego stateczność, hipnotyczne właściwości i… piękno. To płyta pełna transu i oszczędnych środków (zarówno w sferze muzyki, jak i tekstu), balansująca pomiędzy letargiem a chęcią wybudzenia się, czemu wyraz dają pojawiające się na przemian jednostajne wokale i powolny rytm oraz szybsze, brzmieniowe zrywy i żarliwy, pełen emocji głos. W kraju, gdzie zimna fala zawsze miała się dobrze, Schröttersburg swoją ostatnią płytą wskakuje na bardzo wysokie, premiowane wieloma odsłuchami ich materiału miejsce.
Mnoda – Za późno (2019) [garage noise punk]
Weźcie punkowy wokal, garażową produkcję, psychodeliczny nastrój, post-punkową rytmikę i noise rockowe brzmienie. Dostaniecie Mnodę, choć powiem szczerze, że przez chwilę chciałem napisać, że to Apteka wraca na salony. Poznańskie trio ma coś z zespołu z Trójmiasta i jeśli ktoś zapyta, to jest to komplement. Oprócz tego Mnoda ma też sporo pomysłów na dobre kompozycje i przyznam, że złapało mnie dopiero za którymś razem, bo to nie jest proste, „rockowe łojenie” na gitarkach; więcej tu subtelności niż nam się na początku wydaje, a do zmiennej rytmiki, powtarzalności pewnych motywów i poukrywanych tu i ówdzie smaczków nie dorwiemy się od razu. Warto jednak spróbować, bo nagroda jest lepsza niż uścisk dłoni prezesa w ramach długo wyczekiwanej premii za nadgodziny, których nigdy nie odbierzecie.
Guiding Lights – OK for now EP (2019) [garage math rock]
Jeśli nie wstydzicie się przyznać, że wszystkie utwory zawarte na zeszłorocznej płycie Guiding Lights pt. Not Much War brzmiały do siebie bardzo podobnie, to tegoroczna EPka OK for now może być dla Was, tak jak było to w moim przypadku, niezłym zaskoczeniem. Warszawskie trio zdecydowanie uwypukliło bas, na którym opiera się każdy z trzech kawałków nagranych na to wydawnictwo. Mniej w tym prostego indie rocka, pozostała garażowość, ale doszedł element rytmu. Niemal math rockowa gra sekcji (mogąca kojarzyć się z klasykami w stylu Polvo czy Slint) otworzyła przed zespołem zupełnie nowy świat. Bardziej zróżnicowany, ciekawszy i chyba też bardziej przygnębiający, ale jest to cena, którą warto było w tym przypadku zapłacić.
Na Youtube nie znalazłem żadnego kawałka, więc pozostaje Wam Bandcamp.
Józef – Bycie z kłopotami EP (2019) [alternative lo-fi ambient pop]
Józef na swoim debiutanckim wydawnictwie sprawia wrażenie chłopaka nieśmiałego i wycofanego. Nie kusi nas pięknym głosem, a ze swojego „mówionego” wokalu i prostych tekstów czyni atut, bo forma ta sprawia, że łatwo uwierzyć w wypowiadane przez niego wersy. Temu wszystkiemu towarzyszy muzyczne lo-fi, czego przykładem jest zbudowany jedynie na prostym gitarowym akordzie i magnetofonowym (?) szumie utwór Liczę tylko wdechy. Bycie z kłopotami to materiał intymny, mający w sobie coś z mijającego powoli lata i utraconych dawno temu wakacji. Tak, jak gdybyśmy weszli w głowę kogoś, kogo zazwyczaj nie zauważamy, bo nie szuka poklasku, nie jest chodzącą definicją bycia „cool” i nie bije się w rankingach popularności z innymi chłopcami.
Ropień – Inaczej EP (2019) [coldwave, new wave]
Najkrótsze wydawnictwo Ropnia (niecałe 7 minut) to też materiał najbardziej skondensowany, bowiem daje upust tylko jednej z wielu inspiracji zespołu. W tym przypadku krótkie, oscylujące wokół dwóch minut kompozycje za sprawą wyraźnej sekcji i okazjonalnych partii klawiszy mocno pachną zimną falą. Zespół buduje nastrój niepokoju, ale jest przy tym sobą, co szczególnie czuć w tekstach, które nadal są krótkimi, jakby niedokończonymi opowieściami. Pozostaje uczucie niedosytu i ciekawość, które pomimo niezliczonych powrotów do tych kompozycji nigdy nie zostaną w pełni zaspokojone. I chyba to najbardziej mnie do Ropnia przyciąga.
Przepych – Regresarabas (2019) [avant-math jazz]
Projekt muzyków z The Kurws i Ukrytych Zalet Systemu. W zasadzie to dekonstrukcji rocka w ich wykonaniu ciąg dalszy, bo materiał z Regresarabas trudno uznać za taki, który zawiera zamknięte i zwarte kompozycje. To raczej coś na zasadzie połączenie free jazzu z post-punkiem i no wave. Z tego pierwszego wzięto otwartą formę i płynną strukturę; z post-punku mamy za to skupienie na rytmie, eksperymenty brzmieniowe i przyjemną „chropowatość” dźwięku. I jeszcze ten no wave, czyli całkowite olanie melodii i w ogóle wszelkich zasad i to mi się w tym, wymagającym skupienia i wsiąknięcia w jego nastrój, ale dającym w zamian wiele uciech albumie podoba najbardziej.
Quantum Trio – Red Fog (2019) [contemporary progressive free jazz]
Różne znam jazzy; te spokojniejsze, które można puścić gdzieś w tle na rodzinnych posiadówach i rozmowach o niczym; te nastrojowe, które nadadzą się na randkę przy winie i świecach (nigdy na takiej nie byłem); te multigatunkowe, kipiące kreatywnością i wolnością brzmienia, choć może nawet nie do końca wykorzystujące jazzowe instrumentarium; są też te, które są tak odjechane, że nawet nie spróbuję ich opisać, bo po prostu nie da się przywołać żadnych z ich cech charakterystycznych z pamięci. Na pewno te kilka ww. odmian nie wyczerpuje tematu, a do której kategorii zalicza się Quantum Trio? I tu Was zaskoczę, bo do żadnej z opisanych. Quantum Trio idą swoją drogą: łączą free jazzową wolność z klasyką, dorzucają do tego sporo groove’u i potrafią szarżować przy tym tak, że nie zdziwiłbym się, gdyby na ich koncertach pod sceną było pogo. Przy tym wszystkim są subtelni, nie nadużywają naszej cierpliwości i grają w taki sposób, że żal, iż w klubach nie można już palić, bo przecież każdy wie, że po dobrym zbliżeniu najlepsze co można zrobić, to puścić dymka.
Yurodivi – Obrazy polskiej wsi (2019) [experimental ethno]
Jeśli ktoś na wstępie twierdzi i próbuje przekonać mnie o tym, że nie boi się twinpeaksowego Boba (Nie bójmy się Boba), to dopiero w tym momencie ogarnia mnie prawdziwy strach. Yurodivi malują bardzo ciekawe Obrazy polskiej wsi, bowiem według tej grupy prastare duchy i leśny mrok to nie przeszłość, a coś, co nadal przepełnia te oddalone od cywilizacyjnych skupisk i skwierczącego betonu miejsca. Zespół ma dość mocne argumenty, bo nie dość, że czerpie z muzyki etnicznej i folkowej, to uzupełnia ją elektroniką i nowoczesną produkcją. I nawet jeśli nie jest to najbardziej odkrywcze połączenie, to Yurodivi dobrze je wykorzystują; tworzą własny świat, w którego istnienie łatwo uwierzyć. Obrazy polskiej wsi to wydawnictwo bardzo nastrojowe, przesiąknięte od początku do końca mistyczną, niewytłumaczalną atmosferą, a w tej stylistyce to naprawdę duży atut.
The Ears – Wielka płyta EP (2018) [pop, indie pop]
Ta Wielka płyta jest płytą będącą na rozdrożu. Z jednej strony mamy tu ambicje, nazwijmy to, prawdziwie alternatywne, tzn. ciekawe, autorskie i przede wszystkim polskie teksty, a także zręczne wykorzystanie takich instrumentów jak klarnet basowy czy ciepło brzmiące klawisze. Z drugiej The Ears, jeśli tylko zechcą, mogliby prawdopodobnie stać się projektem, który trafi do worka z napisem „polska alternatywa popularna”, czyli projektów typu Dawid Podsiadło, Mela Koteluk czy The Dumplings. Byłoby szkoda, ale jeśli nawet tak się stanie, to zrozumiem, bo do cna popowa i przy tym wesoła muzyka na polskiej scenie niezależnej łatwo mieć nie będzie. Nawet ja, naczelny gbur jestem zaskoczony tym, że mi się podoba.
100% Rabbit – Rising (2018) [art synthpop]
Rising to moja pierwsza styczność z duetem 100% Rabbit, który tworzą Małgola Gulczyńska i Adam Sowiński. I z pewnością nie ostatni. To ciekawie zaaranżowany, pachnący minionymi czasami synthpop z wyraźnym naciskiem na ostatnią, popową sylabę. Przypominają mi w jakimś stopniu Tears for Fears (artystowski World Under The Sun), XTC (kwaśny Paradox Games (Nice Dice)), z nowszych rzeczy do głowy przychodzi Ladytron (taneczny Sudden Desire (For Making You Cry)), a biorąc pod uwagę polskie formacje, to istnieje szansa, że nieźle dogadaliby się na wspólnej trasie z grupami panowie czy Sorja Morja (choć ta druga już nie istnieje – no cóż). 100% Rabbit graliby jako gwiazda wieczoru, bo co tu ukrywać – spośród tych trzech nazw to oni posiadają najciekawsze aranże, najładniejszy wokal i najmocniej zapadające w głowę melodie.