Sweeping Promises – Hunger for a Way Out (2020)

Zgrzyty i piski, a do tego rozstrojone instrumenty. Wokal nierówno, dźwięk jak spod kołdry i jeszcze w głośnikach mi sprzęga. Jeju, jak to pięknie brzmi!

Lira Mondal i Caufield Schnug tworzące Sweeping Promises nagrały jedną z bardziej stylowych płyt tego roku. Oczywiście nie zgodzą się z tym wielbiciele wypolerowanego brzmienia czy ogólniej rzecz ujmując – sztuki wysokiej, ale jeśli dobrze czujecie się w przestrzeniach brzydkich i brudnych, ale mających w sobie niezaprzeczalny urok, to „Hunger for a Way Out” jest albumem właśnie dla Was. Materiał został nagrany za pomocą jednego mikrofonu i to słychać. Gitara brzmi jak wyjęta z demówki Joy Division, bas też przeniósł się w czasie i przybył do nas wprost z surowych nagrywek do którejś płyt Au Pairs. Tylko perkusja przebyła mniejszą drogę, ale zdaje się, że po drodze z próbowni Parquet Courts część zestawu zaginęła, a reszta nie jest w najlepszym stanie. Kto by się tym jednak przejmował?

Porównań do bardziej znanych składów dałoby się wymyślić zresztą o wiele więcej, ale szkoda na to czasu. Sweeping Promises nie kreuje się na zaginiony zespół sprzed czterdziestu lat, nie mizdrzy się też do współczesnych, gatunkowych trendsetterów. Duet chce po prostu grać własne, najeżone melodiami piosenki i spartańskie warunki mu w tym nie przeszkodzą. Te działają zresztą na plus, przynajmniej dla tych, którzy preferują odbiór muzyki w warunkach koncertowych, bo właśnie do takiej scenerii grupie najbliżej. Pomiędzy rytmicznymi frazami wokalu i wpadającymi w ucho chórkami słyszymy oddech Liry, a zwolnienie tempa i dopasowanie basu (na którym gra Caufield) do reszty dźwięków wypada bardzo naturalnie. Tak jakby nie dzielił nas od zespołu bezduszny odtwarzacz, a zaledwie kilka metrów od sceny.

I nie przeszkadza mi wcale fakt, że nazwa Sweeping Promises nie znajdzie się na festiwalowym afiszu na równi z headlinerami. Nie mam też problemu z tym, że Lira i Caufield zagrałyby raczej na samym początku, a może też na sam koniec dnia i to na jednej z mniejszych scen. W końcu każdy koncertowicz wie, że to właśnie wtedy odkrywa się największe muzyczne perełki.

Bandcamp