Znowu się cofam. Nie do tyłu, bo tak mówić (i pisać) nie wolno, ale prawdą jest, że sięgam do przeszłości. Stamtąd wyciągam warte uwagi projekty, a potem przenoszę je w teraźniejszość. Tak powstaje poniższy cykl. Nie wierzycie? Przeczytajcie i odsłuchajcie sami, jak dobre są to płyty.
Sugar – Copper Blue (1992) [noise jangle pop]
Jazgotliwy jangle pop przedniej świeżości od tego mniej znanego zespołu Boba Moulda. Tym bardziej znanym jest oczywiście Hüsker Dü. W każdym razie Sugar to bardziej przebojowy i mniej różnorodny (co w tym przypadku wcale nie jest wadą) brat wcześniejszego składu wspomnianego muzyka. Największymi atutami Sugar jest autentyczna przebojowość połączona z wyrazistym, opartym na mocnym przesterze brzmieniem. Niby wszystko to już słyszeliśmy, ale tutaj jest to zrobione z pomysłem i to jeszcze na najwyższym poziomie. To był piękny czas dla gitarowej muzyki.
Lowlife – Swirl, It Swings EP (1987) [gothic shoegaze]
Jeśli szukacie źródła szkockiego, współczesnego indie rocka z zacięciem post-punkowym, to sięgnijcie po dorobek pochodzącej z Falkirk grupy Lowlife. To tu mamy do czynienia z prapoczątkami rozmarzonego, gitarowego grania podszytego ogromną dozą smutku i melancholii. Do tego wokal dowodzącego tą zgrają Craiga Lorentsona stanowił inspirację dla niemalże wszystkich zespołów z tzw. post-punk revival. Pozornie beznamiętny, skrywający w sobie gotycką ciemność i całe spektrum emocji głos to dodatkowy atut tego krótkiego, ultranastrojowego wydawnictwa.
The Wants – Container (2020) [post-punk]
Przegapiłem w momencie premiery, a to jedna ze świeższych post-punkowych pozycji w ostatnim czasie. Od razu dodam, że w żaden sposób innowacyjna dla gatunku, ale za tozagrana w ramach tegoż stylu w sposób autorski i przemyślany. The Wants stawiają na taneczność, ale w ich wypadku opartą na dość mrocznym, syntezatorowym, a miejscami nawet industrialnym brzmieniu. Przy tym piosenki wpadają dość łatwo w ucho i ani się spostrzeżecie, a zaczynacie je nucić wraz z zespołem.
Steve Hiett – Down on the Road by the Beach (1983) [ambient surf rock]
Historia powstania tego albumu zasługuje na ekranizację (więcej możecie o tym przeczytać na stronie internetowej jej autora), ale jego zawartość jest jeszcze ciekawsza. Wyobraźcie sobie piękną i przestronną plażę, muskający Wasze twarze wiaterek, bezkres Oceanu i nieco nieśmiałe promienie słońca, otulające dokładnie Wasze ciała. Przypomina sen, prawda? Tak, to zdecydowanie brzmi to jak beztroska drzemka, z której nie chcemy się wybudzić. I takie właśnie jest Down on the Road by the Beach. Dźwięki ciepłe, kojące i do tego wypoczęta głowa. Zero innych potrzeb.
Six By Seven – Left Luggage at the Peveril Hotel (2005) [space shoegaze]
Six By Seven to przykład grupy w typie tych, które znajdujecie, przeczesując odmęty Internetu w poszukiwaniu nowych brzmień, po czym stwierdzacie: „jaki ten świat jest niesprawiedliwy”. Ano jest, bo grupa mogła być znacznie bardziej znana, ale się nie udało. Trudno. W 2005 roku prawdopodobnie nie byliśmy gotowi na cywilne loty w kosmos, a zespół właśnie taką wycieczkę funduje nam na Left Luggage at the Peveril Hotel. Wylatujemy poza orbitę dość szybko i trzeba przyznać, że to bardzo przyjemna podróż. Six By Seven idzie na bardzo zgrabny kompromis pomiędzy kosmicznie-soczystym brzmieniem, całkiem rozbuchanymi aranżacjami, a melodyjnością poszczególnych kompozycji. To naprawdę brzmi tak, jak gdyby pozaziemskie wyprawy nie były niczym egzotycznym. Miła perspektywa.