Jeśli to wydarzenie było zwiastunem tego, jak pod względem koncertów będzie prezentować się nadchodzący rok, to powiem tylko tyle, że będzie się z czego cieszyć.
Wieczór mrocznych hałasów w gdyńskiej Desdemonie w ostatnią sobotę rozpoczęła Vrna. Nowy, schizoidalny, a przy tym niesamowicie wkręcający się w ucho materiał mieszał się z tym bardziej bezpośrednim uderzeniem, z którym kojarzyliśmy dotychczas tę grupę. Ogromne, pozytywne zaskoczenie, bo na żywo Vrna była w swoim żywiole, grając głośno i bezkompromisowo, omijając przy tym gatunkowe oczywistości.

Próchno postawiło na trans i repetycje. W tej formie grupa śmiało mogłaby zagrać trasę z Dynasonic lub zespołem Rozwód. Dubwave w ich grze był mocno wyczuwalny, choć w tym przypadku miał nieco metaliczny, a już na pewno noise’owy posmak. Łatwo było się w tym zatracić, zamknąć oczy i oddać się fantazjom ciemnym jak noc.

Ostatnia tego dnia Dola dała koncert, który wszyscy zapamiętamy na długo. Oczyszczające i przerażające zarazem, dobywające się ze sceny dźwięki miały takiego kopa, że jeszcze długo potem trudno było mi pozbierać myśli. Połączenie post blacka z psychodelą i zimną falą to coś, co trafia do mnie totalnie – zarówno na poziomie głowy, jak i emocji. A nowe kawałki potwierdziły, że przed nimi (i nami) jeszcze mnóstwo nieoczywistej muzyki do odkrycia.