Nadrabianki #13: Viagra Boys, False Heads, Horse Lords, Nova Twins, Big Yawn, King Krule, Poliça, The Hills Mover, Orchards, The Men

Viagra Boys – Common Sense EP (2020) [art punk]

Przyznaję, że odbiłem się początkowo od tej EPki. Powodem tego były własne oczekiwania, bo to wydawnictwo zupełnie inne niż wydane dwa lata temu Street Worms. Zdecydowanie mniej agresywne w formie, gdzie energię zastąpiła powściągliwość, a chęć zburzenia porządku świata nabrała więcej finezji. Największym zaskoczeniem jest kompozycja tytułowa, w której zespół zapożycza patenty od Colina Stetsona i wkomponowuje je we własne brzmienie oraz Sentinel Island, w którym Viagra Boys podążają w kierunku quasi-funku. Jeśli wczesniej porównywano grupę do Nicka Cave’a, to na Common Sense mamy etap z Push The Sky Away lub też podobne, lecz zdecydowanie ciekawsze aranżacyjnie rozwiązania, ku którym zwróciło się na swoich dwóch ostatnich płytach Iceage.

Bandcamp

False Heads – It’s All There but You’re Dreaming (2020) [brexitcore & grunge]

Macie już dosyć zespołów wyskakujących z worka z napisem „brexitcore”? Byłoby szkoda, bo przegapilibyście kolejny wynalazek tej sceny, czyli debiutantów z Londynu – zespół False Heads. Tak po prawdzie, to grupa ma tyle samo wspólnego ze swoją ojczyzną, co z dźwiękami zza Oceanu, bo na It’s All There but You’re Dreaming znajdziemy naprawdę sporo grunge’u i punka – zarówno w swej klasycznej, jak i bardziej słonecznej odsłonie. False Heads śmiało mogliby grać trasy z Metz, chociaż nie wiem co na to Kanadyjczycy, bo pod koniec wypadu grupy prawdopodobnie zamieniłyby się ze sobą kolejnością występów. Nie przesadzam: Brytyjczycy mają mnóstwo młodzieńczej energii i dobrych pomysłów aranżacyjnych, a w bonusie talent do pisania zapadających w pamięć piosenek.

Horse Lords – The Common Task (2020) [experimental math kraut]

Kontrola totalna. Nad każdym dźwiękiem, nutą, własnym brzmieniem i przede wszystkim rytmem. Gdybyście ją mieli, to czy gralibyście tak przejrzyście, tak tanecznie, a jednocześnie jakby od niechcenia, zapraszając przy okazji słuchaczy do zabawy w odkrywanie istoty tego, co chcecie im przekazać? Horse Lords potrafią i mimo że po kilkukrotnym przesłuchaniu materiału z The Common Task nadal nie do końca wiem, o co im chodzi, to czuję się swobodnie, interpretując po swojemu ich poczynania i Wam polecam to samo. Zespół pomimo tak dużych umiejętności nie onieśmiela, a wręcz zachęca do tego, by dołączyć do zabawy w odkrywanie.

Bandcamp

Nova Twins – Who are the girls? (2020) [rap metal, synth punk]

Rapcore i gatunki pochodne chyba nigdy nie miały dobrej prasy. Nie będę wnikać w przyczyny tego stanu rzeczy, bo przecież na każde złe wydawnictwo zawierające materiał nagrany w tej stylistyce przypadało inne, stanowiący dobry przykład jej wykorzystania. Nova Twins i ich debiut Who are the girls? zdecydowanie zaliczyć można do tej drugiej grupy. Duet (Amy Love i Georgia South) długo kazał zresztą na niego czekać, bo pierwsze kawałki pod tą nazwą wypuszczał dość regularnie już od 2015 roku. Na swojej pierwszej płycie dziewczyny wzbogacają brzmienie, wprowadzając obraną konwencję w XXI wiek za pomocą syntezatorowych podkładów, grime’owych wstawek oraz punkowej zadziorności, zostawiając przy tym elementy charakterystyczne dla gatunku-hybrydy, czyli rapowane wstawki i dużo, naprawdę dużo groove’u.

Big Yawn – No! (2020) [experimental electronic dance-kraut]

Big Yawn to debiutanci z Melbourne w Australii, a ich No! brzmi trochę tak, jak gdyby grupa rozsypała na ziemi karteczki z nazwami różnych stylistyk i wybierając je na chybił trafił, poskładała z tego album. A że zespół lubi przy okazji patrzeć, jak inni tańczą, to poszedł tym właśnie tropem i stworzył materiał bardzo zróżnicowany, ale nadający się przy tym na parkiet. Taneczny kraut, taneczny ambient, taneczne ebm, taneczny space synth, taneczny instrumentalny hip-hop. Można wymieniać dalej, ale taka właśnie jest ta płyta. Syntezatorowe podkłady i elektroniczny beat nie przeszkadzają w wybijaniu rytmu organicznej perkusji, a nowoczesne aranżacje, zamiast tłamsić, uwypuklają organiczne, w sumie bliskie etnicznym klimatom brzmienia.

Bandcamp

King Krule – Man Alive! (2020) [post king krule]

Jestem pewien, że kiedyś, gdy King Krule już zakończy działalność, to jego twórczość słuchacze będą dzielić na tę przed i tę po Man Alive! Nie zrozumcie mnie źle, bo lubię jego poprzednie płyty, ale z wyróżniającego się twórcy, który miesza ze sobą wszystkie możliwe dźwięki, na najnowszej płycie Archy Marshall ukazał się artystą w pełni świadomym tego, co chce osiągnąć. Prz tym niby idącym tą samą drogą, bo przecież znów klei post-punk z jazzem, żeni art pop z ambientem i dobiera psychodelę do pary z trip-hopem, ale tym razem robi to w sposób tak oryginalny, tak twórczy, że nawet jeśli ktoś nie przepada za tą kolażową post-konwencją, to i tak zagwiżdże z podziwem, patrząc na efekt. Inaczej być nie może, bo Man Alive! to album ociekający romantyzmem, uwodzący ciepłą melancholią i mimo wymyślnych aranżacji i nowoczesnej produkcji totalnie niedzisiejszy. Krule nie zabiega o uwagę słuchacza, nie popisuje się, a stworzony przez niego materiał jest na tak wysokim poziomie, że naprawdę trudno się od niego nie uzależnić.

Poliça – When We Stay Alive (2020) [art pop electronica]

Poliça po raz kolejny eksperymentuje, grając przy tym swoje. Mam wrażenie, że to mocno niedoceniony, a być może nawet niezrozumiany przez wielu skład. I nie sądzę, by When We Stay Alive przekonało nieprzekonanych, bo podstawę nadal stanowi tu (choć jakby mniej przetworzony przez technologiczne sztuczki) głos Channy Leaneagh, której towarzyszą niespieszne tempa i wycyzelowane, ładne dźwięki. Nowością jest mocniejsze zgłębienie świata elektroniki, a także mocno uwypuklony, romansujący z dubem bas. Sam mam słabość do tych wokaliz, do tego rozmarzonego, eterycznego brzmienia, a Poliça zdecydowanie (po raz kolejny) wybija się pomysłowością i zmysłowością spośród licznych epigonów dream popu.

Bandcamp

The Hills Mover – Before the Wind EP (2020) [dark post-folk ambient]

The Hills Mover to jednoosobowy projekt Grégoire’a Fraya – lidera lidera post-rockowego/industrialnego Thot z Belgii. Na swoim najnowszym, solowym wydawnictwie muzyk również porusza się w sferze post-, ale materiał na Before the Wind ma zdecydowanie bardziej intymny charakter. Głos Fraya wydaje się bardzo kruchy, przepełniony emocjami, co uwydatnia ambientowy charakter towarzyszącej mu muzyki. Nienarzucająca się elektronika i przetworzone dźwięki żywych instrumentów tworzą dość ponurą, melancholijną aurę, która osobiście kojarzy mi się z solowymi płytami Mariusza Dudy, wydawanymi pod nazwą Lunatic Soul. I choć obu artystów dzieli od siebie dużo, to obaj potrafią na podobnej bazie stworzyć równie zajmującą i pełną dźwiękowych smaczków muzykę.

Bandcamp

Orchards – Lovecore (2020) [math pop]

Pamiętacie brzmienie gitar z pierwszej płyty Foals? Zasłuchiwaliście się w amerykańskim pop punku, a może nawet wzdychaliście do Hayley Williams? W moim przypadku odpowiedź twierdząca pada tylko w kontekście dwóch pierwszych pytań, ale i to wystarczyło, żeby wsiąknąć w debiut brytyjczyków z Orchards. Przyznam, że math popowa estetyka nie jest dla mnie chlebem powszednim, a sam materiał na Lovecore potrafi skonfundować nawet wytrawnego słuchacza, serwując z jednej strony sporo kiczowatych, cukierkowatych melodii, a z drugiej bawiąc się rytmem i nieźle kombinując w sferze aranżacji. Na szczęście nie wyszedł potworek, a pełna uroku i lekkich dźwięków płyta, która umili oczekiwanie na cieplejsze miesiące.

Bandcamp

The Men – Mercy (2020) [new wave / heartland pop rock]

Płyta z przegródki pt. „pokochasz albo znienawidzisz”, bowiem znani z raczej hałaśliwych kompozycji The Men wydali (gwoli ścisłości, po raz drugi) album, na którym sporo jest ciepłych brzmień, ładnych melodii, czystych wokali i przyjemnych dźwięków. Mercy kojarzy mi się z bardziej popową odsłoną The Stranglers z okresu płyt Dreamtime lub La Folie, skrzyżowaną z Calexico lub The War on Drugs. Tak, nie przesłyszeliście się: grupa, która nagrała takie noise rockowe klasyki jak Immaculada czy Leave Home zamiast na brzmienie przesteru, postawiła tym razem na dźwięki klawiszy, wyzbywając się przy tym niemal całej swej agresji. Niemal, bo tego hałasu i gitarowych efektów trochę tu jednak znajdziemy, chociaż tym razem nadrzędnym celem pozostało nagranie dobrych, wpadających w ucho piosenek. I to w przeciwieństwie do poprzednika (Drift z 2018 roku) udało się w pełni, więc warto dać szansę i być świadkiem tej nieoczekiwanej, ale ciekawej transformacji stylu.

Bandcamp