Black Mynah – II (2020)

Koszmary. Potrafią doprowadzić do obłędu, ale bywają też pożyteczne. Podświadomość nakierowuje nas na głęboko ukryte lęki i jeśli tylko mamy siłę i pomysł na to, by zmierzyć się z nimi tuż po przebudzeniu, to mogą okazać się naszym sojusznikiem. W przypadku drugiej płyty Black Mynah metaforycznym złym snem jest atakujący nasze uszy dźwięk i hałas, a sojusznikiem okazuje się być głos twórczyni projektu – Joanny Kucharskiej.

Przy okazji recenzji ostatniego materiału Lonker See (Hamza / 2020 r.) zauważyłem, że melodie wokalne i sposób śpiewania Kucharskiej bardzo przypominają mi kołysanki. Jej głos jest bardzo delikatny, a linie melodyczne proste, ale w tej prostocie drzemie ogromna siła i pełen wachlarz emocji. Na II Joanna kontynuuje ten unikalny, wokalny styl, który przez zdecydowanie bardziej szorstką, opartej w dużej mierze na ścianach dźwięku i przybrudzonemu brzmieniu aurze wybija się na pierwszy plan bardziej niż w twórczości ww. grupy.

Tekstowo Kucharska nawiązuje zresztą do złych myśli pojawiających się po zmroku. O metaforycznym potworze mieszkającym pod łóżkiem opowiada Blackbones, z kolei Cool Revolution, oczywiście w formie przenośni, porusza temat niezaspokojonego głodu. O skrajnym wyczerpaniu mówi Wore Me Out, a pytanie o to, czy życie tu i teraz na Ziemi to wszystko, na co możemy liczyć, artystka zadaje w On All Fours. To tylko jedne z interpretacji, bo teksty mimo że nie są złożone językowo, to ich odbiór zależy w dużej mierze od własnej wrażliwości.

Podoba mi się fakt, że projekt kontynuuje tematycznie i brzmieniowo to, co mogliśmy usłyszeć na debiucie (Monster Stories / 2013). W przypadku II Kucharską wsparł na perkusji Paweł Rucki i słychać, że ten duet doskonale się rozumie. Za oszczędnymi partiami gitary i perkusji idzie w parze garażowa produkcja. Nie jest to na szczęście przypadek brzmienia „zepsutego” na siłę. Brud bardzo dobrze pasuje do klimatu pokręconego snu i opowieści o indywidualnych słabościach, rozczarowaniach i wyrzutach sumienia. Riffy i perkusyjne uderzenia są tu bardzo wyraziste, a każda z kompozycji ma do zaproponowania inny odcień czerni. Moimi ulubionymi są depresyjna ballada a’la Sonic Youth Who Can’t Swim / Low Love, rollercoaster samopoczucia (od optymizmu do pesymizmu) w postaci On All Fours czy zamykający płytę, rozbudowany Wore Me Out, który wyrywa z niemocy dzięki szybszemu tempu i zgłębia w końcówce bardziej psychodeliczne rejony.

II to płyta bardzo równa, spójna, by nie powiedzieć koncepcyjna. Daje nadzieję na to, że z każdego koszmaru da się wyjść. A nawet jeśli nie, to można się z nim oswoić, nie tracąc przy tym siebie.

Bandcamp