Formuła, którą przyjąłem w poprzednim zestawieniu krótkich recenzji (Nadrabianki #15) chyba najbardziej mi się podoba i będę się jej trzymać. Tak więc przed Wami 10 płyt: 5 zagranicznych, 5 polskich. Wszystkie albumy pochodzą z tego roku.
To jak, gotowi na nową dozę dźwięków? 😉
Moron’s Morons – Looking for Danger (2020) [garage hardcore punk]
Płytowy debiut wyznawców Germs z Warszawy. Looking for Danger to 13 szybkich, agresywnych strzałów, zamykających się w 35 minutach. Tempo nie spada tu ani na chwilę, ale największym atutem tego materiału jest jego różnorodność. Moron’s Morons może i czerpią z klasyki gatunku, ale idą krok dalej, dodając do niego zarówno garażową produkcję, noise’ową kakofonię, jak i szczyptę przebojowości, która mi osobiście kojarzy się nieco z The Hives. Miłośnicy tradycji nazwą to pewnie hipsterskim punkiem, ale połączenie nieokrzesanej energii z surowizną i brak wstydu przed urozmaiceniem tego zakurzonego brzmienia to coś, co nie tylko wyróżnia zespół, a po prostu skutkuje muzyczną mieszanką, do której chce się skakać i wracać.
Wailin Storms – Rattle (2020) [southern deathrock]
Właściwie w każdej recenzji nowego materiału Wailin Storms pojawia się zdanie, że Rattle to album podobny do poprzednika (Sick City / 2017 r.), a głównym elementem różnicującym te płyty jest to, że tym razem zespół zapuścił się w naprawdę mroczne rejony. Przyczyny takiego stanu rzeczy są dwie. Muzycznie grupa gra tak, jak nas do tego przyzwyczaiła, ale tym razem równie znaczącym elementem brzmienia oprócz punk bluesa, noise rocka czy garażowej psychodelii jest klasyczny, zaprawiony obłędem deathrock. Również teksty są bardziej osobiste, przez co opętańczy głos Justina Stormsa wywołuje jeszcze większe ciarki na plecach. Dzięki tej mieszance i przy zachowaniu własnego, oryginalnego stylu, Rattle to płyta do wielokrotnego nurzania się w smutku, złości i wszystkich tych złych myślach, które przychodzą po zmroku.
Korzuchy – Konserwatyzm jutra (2020) [avant-garde jazz]
Improwizacja i spontaniczność w jednym stały domu. Podczas pierwszego muzycznego spotkania Tomasza Gadeckiego (saksofon; m.in. Lonker See), Adama Witkowskiego (gitara; m.in. Nagrobki) oraz Krzysztofa Topolskiego (perkusja; m.in. Arszyn) w Starej Wozowni w gdyńskich Kolibkach doszło do stworzenia i nagrania materiału, który znalazł się na Konserwatyzmie jutra. Ta improwizacja nie miała nigdy ujrzeć światła dziennego, ale dobrze, że muzycy zmienili zdanie. Fakt, że dźwięki składające się na cztery, długie utwory (najdłuższa Deklinacja Pika ma ponad 30, a najkrótsza Noc czerwcowa prawie 9 minut), nie są łatwe w odbiorze, wcale temu nie zaprzeczają. Konserwatyzm jutra to umiłowanie wolnego, nieskrępowanego jakąkolwiek stylistyką czy aranżem grania, które pokazuje, jak odmiennie można definiować jazz, jak blisko temu gatunkowi jest do punkowego hałasu oraz jak wiele można wyciągnąć z podejścia „tu i teraz”.
Kate NV – Room For The Moon (2020) [progressive bedroom art pop]
Kryjąca się za pseudonimem Kate NV Катя Шилоносова jest autorką jednej z najsubtelniejszych płyt 2020 roku. Room For The Moon w autorski sposób godzi ze sobą popową lekkość, artystyczne zapędy i dźwiękowe eksperymenty, a wszystko to w aurze domowego, sypialnianego lo-fi. Inspiracje Kate Bush są oczywiste, tak samo zresztą, jak podejście do aranżacji w duchu Stereolab, ale ten materiał ma też w sobie sporo z intymności Perfume Genius. Ja dodałbym do tego jeszcze Deana Blunta, ale tam, gdzie u brytyjskiego artysty panuje zaduch, a okna są szczelnie zasłonięte pomimo panującego na zewnątrz mroku, tam u Kate NV świeci słońce, ściany mienią się we wszystkich kolorach tęczy, a pokój nie straszy, a kusi, by pogrążyć się w półśnie i beztrosce. Jest w tych syntezatorowych plamach i anielskim głosie coś magicznego i nierzeczywistego, a Kate NV sprawia, że bardzo łatwo uwierzyć w ten utkany z ładnych dźwięków świat.
Leshy – Psychopomp (2020) [progressive doom metal]
Druga płyta składu z Płocka to moja pierwsza przygoda z ich muzyką. I to udana, bo Psychopomp zaskoczyło mnie tym, w jak zgrabny sposób pożeniono tu światy progresywnych, rozbudowanych form z bezpośrednim, agresywnym graniem. Zgodnie z nazwą projektu wyczuwam tu też element mistyczny, a sama opowieść zaczynając się dość neutralnie, z każdą kompozycją pogrąża się w ciemności i rozpaczy. Dużym plusem są polskie teksty, a także sam wokal Night Herona, który odnajduje się zarówno w partiach śpiewanych, wykrzykiwanych czy growlowanych, a to sprzyja płynnym przejściom, jak i obranemu przez zespół kierunkowi. A tym jest narastające z minuty na minutę, zakrapiane psychodelą i mnóstwem skrajnych emocji szaleństwo.
Bananagun – The True Story of Bananagun (2020) [psychedelic afropop]
Zdejmijcie płaszcze, rozepnijcie koszule i zamieńcie zamknięte obuwie na przewiewne sandały. Przy The True Story of Bananagun robi się naprawdę cieplutko i przyjemnie, więc żadne dodatkowe zabezpieczenia przed zimnem nie będą Wam tu potrzebne. Bananagun to skład z Australii, który na swoim debiucie z ogromną swobodą i zwinnością przerabia afrobeat na psychodeliczny pop. Wyobraźcie sobie, jak zabrzmiałoby Melt Yourself Down w kolaboracji z Rolling Blackouts Coastal Fever i będziecie mieć wyobrażenie o tym, jak brzmi ten materiał. Bananagun odrabia też lekcję z historii, bo czerpie nieco z klasycznego funku, harmonii wokalnych a’la Beach Boys, mocniejszych psychodelicznie odlotów w stylu swoich bardziej doświadczonych kolegów z Tame Impala czy nawet klasycznie folkowych składów (ten flet!), nie zapominając przy tym o najważniejszym – sympatycznej, udzielającej się słuchaczowi zabawie.
Ropień – Na drugim brzegu ciemnej rzeki (2020) [alternative metal]
Ropień to zespół nie dość, że płodny, to jeszcze jeden z tych, który nie trzyma się kurczowo jednego stylu. Na poprzednich płytach grupa pokazała, że równie dobrze czuje w tak odległych od siebie gatunkach jak punk, metal, pop rock czy nowa fala. Tej ostatniej najwięcej było na zeszłorocznej EPce Inaczej, więc może stąd chęć zagrania tym razem trochę ciężej, choć wcale nie mniej melodyjnie. Na drugim brzegu ciemnej rzeki zawiera zdecydowanie najbardziej spójny, tym razem prawie w pełni metalowy materiał, zachowując ten sam poziom jakościowy, do którego grupa zdążyła nas przyzwyczaić. Lalka, Dziad czy Dom przy cmentarzu to chyba najbardziej zapamiętywalne utwory z całego zestawu, ale nie jedyne – Na drugim brzegu ciemnej rzeki to po prostu zestaw hitów, których nie usłyszycie (niestety) w radiu.
Modern Nature – Annual EP (2020) [art post-folk]
Indie folkowy projekt z Londynu na swojej tegorocznej EPce przejawia naprawdę spore ambicje. Liderowi zespołu, Jackowi Cooperowi (m.in. Mazes oraz Ultimate Painting), który na tym wydawnictwie współpracuje z saksofonistą Jeffem Tobiasem (Sunwatchers) oraz perkusistą Jimem Wallisem wymarzyło się nagranie czegoś odmiennego, zarówno pod względem brzmienia, jak i tempa oraz nastroju. Takie artystowskie zapędy w przypadku muzyków wywodzących się z kręgów indie rockowych przynoszą różne efekty, ale tym razem się udało. Annual to wydawnictwo wyciszone i bardzo spójne, w którym główną rolę odgrywają pojedyncze, ciepłe dźwięki i koncentracja na duchowości. Muzycy wykazali się nie lada odwagą, bo nie odcięli się od swoich korzeni, ale poszerzyli zdecydowanie zasób wykorzystywanych narzędzi, a przy tym podołali swoim sporym ambicjom, pokazując, że subtelność potrafi wygrać z bezpośredniością.
Borowski/Miegoń/Kucharska – Puszcze Polski (2020) [space & nature ambient]
Od wydania ostatniej płyty duetu Borowski (m.in. Lonker See) i Miegoń (m.in. Kiev Office) minęło już 5 lat, więc trochę straciłem nadzieję na to, że pojawi się nowe. Nie wiem, czy to efekt kwarantanny, ale jeśli tak, to fakt ponownego połączenia sił i nagranie płyty Puszcze Polski jest jednym z niewielu plusów tego, że coś takiego jak wirus zaistniało w przyrodzie. Tym razem panów wspomogła na basie Joanna Kucharska (m.in. Lonker See, a wcześniej i Kiev Office), co wyszło muzyce na dobre i pogłębiło ambientowe poszukiwania projektu. Puszcze Polski są płytą o tyle wyjątkową, że oprócz oczywistych związków z dziką naturą (odgłosy wiatru czy dźwięki przypominające leśny strumyk; o tytułach kompozycji już nie wspominając), sporo tu też kosmicznych skojarzeń (taka Puszcza Karpacka brzmi jak podróż w nieznane i odkrycie nowego, zielonego lądu). Jako panaceum na stres i tempo życia album ten nadaje się znakomicie, także w kontekście zaskoczeń, jakie ze sobą przynosi (szamańskie bębny przechodzące we fragment stylizowany na muzykę klasyczną w Borach Dolnośląskich).
The Bilinda Butchers – Night and Blur (2020) [dreamy drum & bass indiebreakbeat]
Lubisz kanapkę z serem i dżemem albo bób z Marmite (pozdrawiam DJa z Wąsem)? Jeśli tak, to Night and Blur też może przypaść ci do gustu. The Bilinda Butchers grali wcześniej dream pop, ale po dłuższej przerwie powrócili z materiałem, który zamiast ukoić do snu, przenosi na parkiet, na którym, nie ma innej opcji, trzeba będzie spędzić noc. Drum‘n’bassowe podkłady mieszają się tu z shoegaze’ową produkcją, a buzująca elektronika stanowi według grupy świetny podkład do introwertycznych, popowych pieśni. Tak brzmi muzyka przyszłości, chociaż sam zastanawiam się, czy bardziej mi się ten album podoba, czy też bardziej intryguje – sprawdźcie i oceńcie sami.