Była część pierwsza, czas więc na drugą. A wcześniej były też płyty zagraniczne, również w dwóch partiach (tutaj pierwsza, a tutaj druga). Dodatkowo na końcu tego tekstu znajdziecie playlistę z utworami z każdej z wyselekcjonowanych przeze mnie płyt z „polskiej” kategorii. A to nie koniec wątków związanych z podsumowaniem. Będzie coś ekstra!
Kolejność, jak zawsze, alfabetyczna. Jeśli dany album został przeze mnie opisany wcześniej, to z jego pełną recenzją możecie zapoznać się, klikając w odsyłające do niej hiperłącze.
Hańba – Nikt nam nie zrobił nic
Nikt nam nie zrobił nic to najlepiej oddająca fenomen Hańby płyta. (…) Nie tylko tekstowo i koncepcyjnie Hańba przeskakuje samych siebie. Towarzyszy temu równie pomysłowa, pokombinowana muzyka, stanowiąca połączenie ulicznego folku z niemalże post-punkowymi, eksperymentalnymi rozwiązaniami. Dochodzi do tego naprawdę udana produkcja, przez co płycie bliżej do jedynych w swoim rodzaju (kto był, ten dobrze wie o czym mówię) występów grupy na żywo. Hańba biorąc na tapetę alternatywną historię pisze też własną opowieść – o zespole wyjątkowym, stale poszukującym, wyróżniającym się. (…)
(…) Nie lubię wyrokować na temat tego, czy jakiś album jest nowym otwarciem dla zespołu. Na to potrzeba czasu. Nordowi Môl ma jednak wszystko to, czego potrzeba do określenia kolejnego etapu w twórczości Kiev Office właśnie w ten sposób. A nawet więcej, bo brzmienie tego albumu stanowi ewolucję stylu grupy, a nie całkowitą jego redefinicję. Przy tym jest to płyta po prostu bardzo dobra i dopracowana i mimo że opowiada o konkretnym miejscu, może odnosić się także do innych, bliskich nam – fizycznie i duchowo – zjawisk oraz lokalizacji. Uniwersalność, a zarazem „rdzenność” przekazu stanowi bardzo dużą wartość tej płyty.
Nieustanne poszukiwania wpisane są w naturę niektórych muzycznych projektów. Należy do nich zespół Lastryko, który od początku swojej działalności zmienia się i przeobraża, lawirując pomiędzy psychodelą, rockiem progresywnym, krautrockiem, dźwiękowymi wycieczkami poza ziemską orbitę czy formami prostszymi, niemal piosenkowymi. Nie dziwi więc, że na swojej trzeciej płycie grupa znów zaskakuje nas jej zawartością. (…) To następna ciekawa pozycja w dyskografii Lastryko i kolejny element budowy własnego, charakterystycznego brzmienia. Tak to już jednak jest z zespołami-kameleonami. Choć nie każdy z nich może pochwalić się tak dobrymi pomysłami, co skład z Trójmiasta.
(…) Hamza zaskakuje. Zespół nie idzie na skróty i dużo ryzykuje, a pierwsze zetknięcie z albumem może nawet rozczarować, szczególnie jeśli ktoś przywiązał się do brzmienia z poprzedniego wydawnictwa. Wszystko jest tutaj na opak. Wybaczcie ogólniki, ale słuchając Hamzy po raz kolejny, znów odkrywam w niej coś nowego. Na ten moment najbliżej mi do opinii, że te siedem utworów to mroczne i niepokojące kołysanki. Zapytajcie jutro, odpowiedź może być wtedy zupełnie inna. Jednego jestem pewien. To świetny album. (…)
(…) Czwartej dużej płycie Majkowskiego, Szpury i Rychlickiego najbliżej do ich koncertowych wcieleń z powodu emocji, jakie ze sobą niesie. To muzyka, której zwyczajnie nie chce się rozbijać na poszczególne części i analizować. Od pierwszych sekund otwierającego Lisa wciągnięci zostajemy w ten zardzewiały świat złożony z transowych powtórzeń i oddziałujących na zmysły, nie rozum, przygnębiających dźwięków. I nie ma znaczenia, czy grupa osiąga to za pomocą rozwleczonych, hipnotycznych partii (jak w Lisie właśnie), czy też momentów hałaśliwych, przypominających walkę o życie tytułowej ćmy w Moth. Nie jest to też kwestia środków, jakimi posługuje się w walcowatym, podbitym syntezatorami, klaustrofobicznym molochu (Verge) ani też w przestrzennym i leniwym, a przez to jeszcze bardziej niepokojącym finale (Casino). Hours After całkowicie pochłania uwagę, przykuwa do głośników i zadaje niewygodne pytania. Nie używając przy tym słów. (…)
Moron’s Morons – Looking for Danger
(…) Moron’s Morons może i czerpią z klasyki gatunku, ale idą krok dalej, dodając do niego zarówno garażową produkcję, noise’ową kakofonię, jak i szczyptę przebojowości, która mi osobiście kojarzy się nieco z The Hives. Miłośnicy tradycji nazwą to pewnie hipsterskim punkiem, ale połączenie nieokrzesanej energii z surowizną i brak wstydu przed urozmaiceniem tego zakurzonego brzmienia to coś, co nie tylko wyróżnia zespół, a po prostu skutkuje muzyczną mieszanką, do której chce się skakać i wracać.
(…) Hałas może spełniać różne role. Zazwyczaj jest czymś nieprzyjemnym i źle nam się kojarzy, ale dobrze wykorzystany może pomóc w koncentracji, pobudzić kreatywność czy nawet oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli. Rozwód gospodaruje nim oszczędnie, owija wokół powtarzalnych dźwięków sekcji rytmicznej i znajduje dla niego coraz to nowe zastosowania. Jaki będzie mieć wpływ na Was? Tego odgadnąć już nie sposób. Tak samo, jak tego, że zręcznie wymyślone określenie dla bliżej nieznanych dźwięków o nazwie „dubwave” może faktycznie zapoczątkować gatunek, który mam nadzieję, jeszcze nie raz nas zaskoczy. (…)
(…) Okultyzm w wersji Spopielonego faktycznie straszy, a sam twórca prowadzi przy tym ciekawy dialog ze swoją wcześniejszą twórczością. To nadal mógłby być soundtrack do gry komputerowej, ale ta muzyka równie dobrze sprawdza się jako samodzielny środek do osiągnięcia pożądanego celu. Tym są gwarantowane koszmary, które z pewnością zawitają w nocy, już po odsłuchu tego materiału. A o tym marzy przecież każdy fan horroru.
(…) Szklane Oczy lawirują pomiędzy eterycznym dream popem a punkową energią i nie dość, że odnajdują się i w jednej i drugiej stylistyce naprawdę dobrze, to jeszcze sprawiają wrażenie, że dla nich to tak naprawdę jedno i to samo. W ramach pojedynczego utworu potrafią przejść od spokojnego, rozmarzonego i nawet z lekka uwodzicielskiego grania do zbudowanych z mniej przyjemnych emocji, dynamicznych i agresywnych zrywów. Jakby tego było mało, to robią to, nie wychodząc ze zbudowanego przez siebie, zanurzonego w oparach psychodelii świata. W tym ostatnim aspekcie przypominają mi trochę rodzime Kwiaty, które też balansują pomiędzy delikatnością a dosadnością. (…)
Willa Kosmos – Wszystko będzie dobrze
(…) Dobrze, że zespół się nie spieszył, bo dzięki temu Wszystko będzie dobrze jest albumem naprawdę dopracowanym, ciekawym i wyróżniającym się na obecnej, gitarowej scenie naszego kraju. Po pierwszym przesłuchaniu łatwo zespół wrzucić do szufladki z nową falą indie/emo, do której zaliczyłbym Zwidy, Syndrom Paryski, Guding Lights czy daysdaysdays. Nie jest to zły trop, ale w muzyce Poznaniaków jest zdecydowanie więcej smaczków, a samo brzmienie zdradza też kilka innych inspiracji. (…) Wszystko będzie dobrze to próba siłowania się z zastaną rzeczywistością. Próba bardzo udana, bo prawdziwa i angażująca. Debiut Willi Kosmos to jedna z wyróżniających się tegorocznych pozycji w kategorii polskiej muzyki gitarowej.
Zespół Sztylety – Zostaw po sobie dobre wrażenie
(…) Nowe kawałki przynoszą też inne skojarzenia. O inspiracji Ewą Braun nie trzeba szczególnie wspominać, bo mówi o niej sam zespół, a tę najbardziej da się wyczuć w Czekaniu. Zbudowane na dualizmie Pytania przeplatają metal z indie rockiem i Sztylety wychodzą z tego eksperymentu z tarczą. (…) Na deser zostawiłem sobie utwór Wtedy kiedy będę martwy. Słusznie wybrany jako singiel stanowi najlepszą wizytówkę dla Zespołu Sztylety. Odpowiednio melodyjny, z zapamiętywalnym tekstem, łączący w sobie dwa ulubione światy grupy, czyli spokój i głębszy oddech z wewnętrznym smutkiem i nagłymi napadami gniewu. (…) Zespół Sztylety wyzbył się skromności, nie rezygnując z pesymizmu i poprawiając produkcję. I dzięki temu udało mu się nagrać bardzo dobrą płytę.
A oto obiecana playlista. Nazwałbym ją poglądową, bo jej zawartość również ułożona została alfabetycznie. Z tego względu polecam potraktować ją jako przydatne narzędzie do szybkiego sprawdzenia, z czym je się dana płyta.