100 albumów, które musisz posłuchać przed śmiercią #8 / Tim McGraw – Live Like You Were Dying (2004)

Przy tej płycie zacząłem zastanawiać się, jakim kluczem kierowali się twórcy listy. Zerknąłem na plakat i niewiele się dowiedziałem. Prawdopodobnie to jakaś mieszanka płyt ważnych dla gatunku (Pink Floyd), ciekawych pod względem szumu, jakie wywołały (Johnny Cash), cieszących się popularnością krytyki i słuchaczy (The White Stripes). Dziś doszła kolejna kategoria, której się obawiałem. Płyt sprzedających się w ogromnej ilości egzemplarzy. W tym przypadku 766 tysięcy w pierwszym tygodniu, a w sumie, do dzisiaj, ponad 4 miliony sztuk sprzedanych na całym świecie. Pod tym względem to ważny album. W przypadku wartości artystycznej jest wręcz odwrotnie, bo tej tu nie znajdziecie.

Dziś w ramach cyklu „100 albumów, które musisz przesłuchać przed śmiercią” płyta Live Like You Were Dying Tima McGrawa (2004 r.).

Czy znałem wcześniej?

Przy opisie At Folsom Prison wspominałem o tym, że country może być ciekawe, ambitne – po prostu dobre. Może też być totalnie złe. Od tego ostatniego trzymałem się z dala, tak więc dopiero dziś poznałem pana McGrawa.

Ogólne spostrzeżenia

Autentycznie szkoda mi czasu nawet na pobieżną analizę tego materiału. Wyobraźcie sobie najgorszy country pop, jaki może istnieć, tylko że dobrze wyprodukowany i skrojony pod gusta odbiorcy tego stylu i już wiecie, z czym się t(eg)o (nie) je. Za to teksty to inna bajka. Powklejam kilka fragmentów, bo to, co się w nich dzieje, to prawdziwe złoto. Praktycznie w każdym z utworów, ale ograniczę się do kilku.

„Drugs or Jesus”

Everybody just wants to get high
Sit and watch a perfect world go by
We’re all looking for love and meaning in our lives
We follow the roads that lead us
To drugs or Jesus

Tu już sam tytuł wywołuje ciary (żenady), ale ważny jest też kontekst. Otóż pan Tim w kilku miejscach śpiewa o drinkowaniu i paleniu tytoniu. Rekreacyjnie oczywiście, ale bardzo rozczuliło mnie to, że nie uznaje ich za używki. Narkotyki to zło!

„Back When”

Don’t you remember (…)
A fried bologna sandwich
With mayo and tomato
Sittin’ round the table
Do not happen much anymore
We got too complicated
It’s all way over-rated
I like the old and out-dated
Way of life

Już chyba wiem, na jaką czapkę autor zamienił swój kapelusz w ostatnich latach. A poza tym ogłaszam Boomer Alert!

„Something’s Broken”

Could be my ego could be my pride
Could be my calm cool collective side
Maybe my heart’s coming eye to eye
With the truth she wasn’t joking

O tym, jak podmiot liryczny dowiedział się, że coś jest nie tak w momencie, gdy jego ukochana spakowała torby i wyprowadziła się z ich wspólnego domu. Kowboj-detektyw.

„Walk Like a Man”

The sins of the father are the sins of the son
Crawl before you walk, boy
Walk before you run
Come on, stand up straight, I’m proud of you
Take my hand
I know you can
Walk like a man
Walk like a man

Kontekst tej piosenki jest taki, że gdy bije cię ojciec alkoholik, to ty masz się ogarnąć drogi przyjacielu – nie on. Sposób, w jaki muzyk opisuje ten problem… Po prostu nie.

„Do You Want Fries With That?”

Well you took my wife
And you took my kids
And you took that life
That I used to live
My pride, the pool, the boat, my tools, my dreams, the dog, the cat
Yeah I think that’s just about everything
Oh I almost forgot
Do you want fries with that?

Obowiązkowo z ketchupem!

Co oprócz tego? Słowo „town” pojawia się w tekstach jakieś kilkadziesiąt razy. „New” to synonim zła, „old” zawsze jest dobre. Dla pięknej kobiety można by pomyśleć nad wyzbyciem się własnego, wielkiego ego. Pomyśleć, nie wyzbyć. Nie przesadzajmy. I choć pełne problemów, takich jak bijący i pijący rodzice, bójki w barach, zazdrość najbliższego środowiska odnośnie awansu w pracy czy powszechne trudności z utrzymaniem się, to małe miejscowości są perłą w koronie najlepszego kraju na świecie, zwanego potocznie U, S, and A.

Czy będę wracać?

Jak ogłuchnę i ktoś puści, to istnieje taka szansa.

Alternatywa

Jeśli Live Like You Were Dying miało być przedstawicielem tzw. contemporary country/pop country, to trudno znaleźć mi jakąś alternatywę. Radzę po prostu trzymać się z daleka. Jeśli zaczniecie podpalać mi stopy i każecie wybrać coś w zamian, to… nie wiem. Może jakaś stara płyta Dixie Chicks? Tam przynajmniej były próby dodania jakichś innych elementów i cóż, lepsze teksty. Chociaż to drugie to nie jest jakieś wielkie osiągnięcie w porównaniu do pana Tima, jeśli mam być szczery.

Alternatywą pozagatunkową może być wszystko. Nawet wycie psa sąsiada.

PS: Ogłaszam dyspensę. Nie musicie słuchać tego albumu przed śmiercią. Dacie radę bez niego.