Sukces artystyczny i komercyjny. W dzisiejszej odsłonie cyklu „100 albumów, których musisz posłuchać przed śmiercią” zapoznaję się z wydaną w 1979 roku płytą Supertramp pt. Breakfast in America.
Czy znałem wcześniej?
Nie mam szczęścia do albumów z tej dziesiątki. Kolejne wydawnictwo zespołu, który jest mi obcy. Będą baty za to, że mam braki!
Kojarzę jedynie okładkę, bo Breakfast in America pojawiało się w wielu zestawieniach. Nigdy jednak po nią nie sięgnąłem, a samego Supertramp przyznam, nie kojarzę. Nazwa i twórczość grupy mogła mi gdzieś mignąć, nie przeczę, choć nawet last/fm twierdzi, że to dla mnie obszar nieznany. Ani jednego odsłuchu.
Ogólne spostrzeżenia
Rzecz przyjemna, całkiem ciekawa artystycznie, a przy tym bardzo przystępna.
Najłatwiej opisać to doskonałe połączenie niemałych ambicji twórczych z chęcią dotarcia do jak największej publiki. Nie ma w tym niczego złego, bo zyskują wszyscy. Zespół nie gra dźwięków i melodii, od których zgrzytają zęby, a mniej wyrobiona, zazwyczaj niezbyt poszukująca publika ma szansę na poznanie czegoś ciekawszego. Kto wie, może Breakfast in America było dla niektórych wydawnictwem, stanowiącym start do dalszych, mniej oczywistych poszukiwań?
I nie zrozumcie mnie źle, tutaj mimo wszystko króluje pop. Piosenki są rozbudowane i dobrze zaaranżowane, ale największy nacisk postawiono na dobre melodie. Nie jest to sytuacja jak chociażby z Genesis, gdzie mam wrażenie, starano się (szczególnie w pierwszym etapie po odejściu Gabriela) na uproszczenie brzmienia. Nie, tu raczej idziemy w odwrotną stronę. Supertramp wychodzi od prostych motywów, ale zaraz przystaje, by nieco pokombinować, ubogacić brzmienie.
Jakby nie było, to najważniejsze, że słucha się tego naprawdę dobrze.
PS: Jednak znałem dwa kawałki. Jeden z nich w wersji… Scootera, bo to on nagrał cover The Logical Song. Z kolei drugi, dobrze znany mi motyw pochodzi z kompozycji tytułowej. To ją wykorzystał Gym Class Heroes w swoim singlu (i sporym hicie) zatytułowanym Cupid’s Chokehold.
Czy będę wracać?
Nie wykluczam!
Alternatywa
Trochę chyba nie w temacie, chociaż z drugiej strony…
Nie jest to pop, a symfoniczny prog. I tak, ja też mam uczulenie na (pewne, bo jak widać nie wszystkie) wydawnictwa z tego gatunku, ale zawsze i wszędzie Camel słuchany i uwielbiany przeze mnie będzie. A szczególnie album Mirage, którego okładkę z pewnością kojarzycie.