Absolutnie nieznana za życia, rozpoznawalność i zachwyt krytyków zyskała dopiero po śmierci. Czterdziestą płytą środowego cyklu jest wydana w 1998 roku „Songbird” Evy Cassidy.
pop
Jeśli jesteście z pokolenia, które lata 90-te spędziło w szkole, to na pewno pamiętacie, że karteczki z ich wizerunkiem cieszyły się dużą popularnością. Dziś plakacik podsunął mi do odsłuchu debiut Spice Girls – płytę „Spice”.
Dziś przenosimy się do krainy nowofalowej: przystępnej, acz eksperymentalnej zarazem. Słuchamy ostatniej płyty The Police, czyli „Synchronicity” z 1983 roku.
Nawet jeśli nie znacie muzyki, to na pewno kojarzycie okładkę. Ten legendarny kadr przeszedł do historii, ale czy tak samo jest z płytą, którą zdobi? Dziś odpalamy wydaną w 1969 roku „Abbey Road” autorstwa The Beatles.
Pierwszy soundtrack w tym cyklu i to z filmu w swoich czasach kultowego. Nie ma wyboru – słuchamy i tańczymy. W końcu to „Saturday Night Fever”.
Dziś płyta z utworem, który znalazł się w słonecznym viralu, podbijającym wszystkie platformy social media świata kilka miesięcy temu. Mowa o wydanym w 1977 r. „Rumours” grupy Fleetwood Mac.
Pierwszy od ponad roku zestaw płyt, których słuchać nie musicie. Tym razem padło na nowe albumy od ROME, Martina Gore’a, Weezer, Mush, God is An Astronaut, The Horrors oraz serpentwithfeet.
Płyta, o której powstało setki analiz, felietonów, tysiące recenzji i film fabularny. Brakuje tylko książki, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby takowa już istniała. W siedemnastej części cyklu pochylam się nad The Beach Boys i ich „Pet Sounds” (1966 r.).
Dziś cofamy się do czasów pełnych kiczu i artyzmu. Elementów, które bardzo często występowały w równych proporcjach i zmieniły w ogromny sposób postrzeganie muzyki, a nawet szerzej – sztuki. W szesnastej części cyklu „100 albumów, które musisz przesłuchać przed śmiercią” odsłuchuję płytę Hounds of Love (1985 r.) Kate Bush.
Dzisiejszy tytuł był dla mnie wyzwaniem. A powinno być chyba odwrotnie w przypadku muzyki pop, prawda?
