100 albumów, których musisz posłuchać przed śmiercią #77 / A Tribe Called Quest – The Low End Theory (1991)

Jeden z najważniejszych składów hip-hopowych w historii gatunku. Dziś wrzucamy na ruszt wydany w 1991 roku album The Low End Theory A Tribe Called Quest.

Czy znałem wcześniej?

Taaaaak! A Tribe Called Quest to zdecydowanie moja ulubiona grupa parająca się rapem. Pokochałem ją od pierwszej nutki i jest to jednocześnie moje błogosławieństwo, jak i przekleństwo. 

Błogosławieństwo, bo to skład bez słabej płyty, której kompozycje można rozkładać w nieskończoność na czynniki pierwsze lub… nie robić tego w ogóle i po prostu cieszyć się znakomitym flow. Przekleństwo, bo tak dobrych jak oni, nie ma zbyt wielu, a i miłość do boom bapu / jazz rapu wniknęła we mnie tak głęboko, że to projekty o podobnym brzmieniu interesują mnie najbardziej. 

Tak, nie jestem przez to zbytnio na czasie z rapem i jeszcze nie mam z tym problemu!

Ogólne spostrzeżenia

Odpalamy i znajdujemy się na ulicy. Zaraz, zaraz… nie słyszę strzałów. Nie ma przemocy, broni i narkotyków na każdym rogu. Do tego naszym głównym celem nie jest poderwanie dziewczyny, a już na pewno nie nazywamy płci przeciwnej (w podrywie i poza) którymś z obraźliwych, uwłaczających określeń. Gdzie ja właściwie trafiłem?

Nie, A Tribe Called Quest nie są grzecznymi chłopcami z bogatych domów. Doskonale wiedzą, jakie problemy trawią (ówczesną) rzeczywistość i nie boją się ich poruszać. Randki też chodzą im po głowie, ale mają szacunek do siebie i do innych, nie rzucają więc wyzwiskami (i przezwiskami) na prawo i lewo. Ich nawijka jest równie wciągająca co gangsterskie porachunki, ale od tych drugich trzymają się z daleka. Członkowie grupy wybrali inną drogę: bardziej analityczną, mniej agresywną w przekazie. Na pewno sporo rozkminiają i dopiero potem o tym nawijają.

W parze z tym idzie równie finezyjna muzyka. Za podkład służy tu muzyka jazzowa. Dobrana idealnie pod tematykę i sposób narracji słownej sample z klasyki bebopu powodują, że trudno nie wsiąknąć w świat w wykreowany przez A Tribe Called Quest. Dominuje naprawdę wyraźny bas (często w postaci kontrabasu) oraz prosta perkusyjna rytmika. Czasem pojawią się ciepłe klawisze lub przemknie fragment oparty o instrument dęty. Nie są to jednak dźwięku „trudne” – jazzowy vibe, choć stanowiący podstawę, nie dominuje nad całością. On po prostu idealnie pasuje do stylistyki obranej przez grupę.

Q-Tip, Phife Dawg i Ali Shaheed Muhammad mogą wypaść przez powyższy opis na jakichś przeintelektualizowanych mądrali. Nic bardziej mylnego. Na The Low End Theory mnóstwo jest humoru, wzajemnych przekomarzanek pomiędzy członkami grupy, ale też dźwiękowego oddechu. Tematy poruszane na płycie są jak najbardziej poważne, rodowód podkładów niby też, ale forma jest zdecydowanie luźna i przystępna. To wszystko sprawia, że trudno nie zarazić się od grupy miłością do starego jazzu i nie zastanowić się chwilę nad tym, czy podoba nam się zastany świat i czy na pewno chcemy być częścią pewnych nurtów.

To przychodzi naturalnie. Tak jak A Tribe Called Quest w sposób całkiem naturalny i niewymuszony przyszło nagranie tego arcydzieła.

Czy będę wracać?

Wracam często i wracać będę.

Alternatywa

Ja jednak minimalnie wyżej cenię sobie następcę, czyli wydaną w 1993 roku płytę Midnight Marauders. Może dlatego, że słuchałem jej częściej? Trudno powiedzieć, może to po prostu subiektywna sprawa. W końcu oba te albumy trudno ocenić inaczej niż 10/10.