Ten konkretny plik ze zbiorem świeżutkich recenzji powstał dawno temu. Bardzo dawno temu. Właściwie od tego czasu powinno powstać jeszcze kilka odsłon, bym mógł stwierdzić, że jestem w miarę na bieżąco z nowościami. Muzyka to jednak nie wyścig, więc bez wstydu prezentuje lekko opóźniony tekst o 10 wartych odsłuchu płytach.
Wśród opisywanych artystów znaleźli się: Muzyka Końca Lata, N0V3L, Origami Angel, Bez, Spiritual Mafia, NAC/HUT Report, Non Violent Communication, PurpleHaze Ensemble, Cold Cave i Dola.
Muzyka Końca Lata – Prywatny Ciechocinek (2021) [indie pop]
Oj, jak dobrze posłuchać sobie popowych melodii z dobrymi tekstami „o czymś”. W sensie, że o czymś znaczącym; o życiu i o tym, że słońce nie zawsze świeci i przyjemnie praży w karczek. Czasami daje mocno po oczach i nie ma co udawać, że jest inaczej. Oszukiwanie się, to najlepsza droga do samotności, a tego nie życzę nikomu. W tym sensie Prywatny Ciechocinek faktycznie jest takim sanatorium dla zmęczonej powszednimi trudami duszy. I to działa. Szczególnie że muzycznie dzieje się dużo i ciekawie. Nad indie popowym brzmieniem unosi się lekki duch nowej fali, w czym wybitnie pomagają ciekawe partie basu i klawiszy. Bardzo przebojowa, a przy tym bliska ludzkiej egzystencji płyta.
N0V3L – Non Fiction (2021) [dancing and listening to post-punk]
EPką sprzed dwóch lat męczyłem każdego, kto przekroczył próg mojego domu i obserwowałem reakcje. Niektórzy luzowali się tylko z lekka. Inni bardziej. Byli i tacy, którym zaczęła chodzić nóżka, a ramiona falowały niczym Bałtyk nocą. W każdym razie czekałem na tę pierwszą, długą płytę i się doczekałem. Jest naprawdę bardzo dobrze, bo Kanadyjczycy rozwinęli swój styl, który nazwałbym od biedy „szarpanym, tanecznym post-punkiem”. N0V3L łączy w sobie coś z Parquet Courts i The Wire, dodając do tego bardzo charakterystyczne brzmienie gitar i okazjonalne, oszczędne, ale budujące nastrój saksofonowe wtręty. Wychodzi z tego potańcówka dla eleganckich smutasów.
Origami Angel – Gami Gang (2021) [math easycore emo pop]
Ostatni raz tak dobrze, jak przy odsłuchu tej płyty, bawiłem się w przedszkolu. Dobra, przesadzam oczywiście, ale rodzaj radochy podobny. Pop punkowe refreny przerywane metalowym łojeniem, a do tego tona melodii i nastrój beztroski. Gami Gang pomimo, a może właśnie dzięki swojej długości (20 utworów, ponad 50 minut), aż kipi od pomysłów i nie przestaje zaskakiwać dźwiękami. Tempo jest szybciutkie, produkcja nie razi sztucznością, a przy tym korzysta z nowoczesnych patentów. Aż chce się dołączyć do chórków i zaśpiewać „uuu-uuu-uuuuuu!”.
Bez – Jednym okiem śnię (2021) [indie pop / shoegaze]
Połóż się wygodnie na plecach. Poducha pod głowę, słuchawki w uszy. Zamykamy oczy i odpływamy w stronę krainy marzeń. W końcu to tam możliwe jest wszystko: świat jest dobry, ludzie przyjaźni, a problemy nie istnieją. Takie wrażenie wywołuje najnowszy album poznańskiego składu Bez. Grupy, która nie powala wcale oryginalnością, ale za to ma zestaw naprawdę dobrych i, co bardzo ważne w tym gatunku, klimatycznych piosenek. Takich snów powinien zażyć od czasu do czasu każdy z nas.
Spiritual Mafia – Alfresco (2021) [art punk / no wave]
Przepełniony gniewem, artystyczny post-punk z dalekiej Australii. Spiritual Mafia wolno sączy swój jad, malując apokaliptyczne obrazy obecnej już teraz, czającej się tutaj, za rogiem, rzeczywistości. Tak, tak, uczestniczysz w niej i Ty. Oczywiście możesz wybrać, czy chcesz stanąć oko w oko z prawdą, czy też poudawać, że jest dobrze, a nawet jeśli nie, to przecież będzie lepiej. Decyzję najlepiej podjąć przy dźwiękach Alfresco, łączących ze sobą złość Killing Joke, hałas Swans i nastrojowość Fields of the Nephilim.
NAC/HUT Report – Dom 1919 (2021) [nightmare pop]
Wszystko jeszcze jest wzięło mnie z zaskoczenia. Transmisja z przesilenia ostudziła zapał. Dom 1919 zachwycił. NAC/HUT Report to projekt wyjątkowy, którego styl właściwie trudno do czegokolwiek porównać. Mam też wrażenie, że na swojej ostatniej płycie osiągnęli jego szczyty i trudno będzie to przeskoczyć. Ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość. Dom 1919 utkany jest bowiem z najstraszliwszych koszmarów i najpierw wypadałoby je przeżyć. Może być trudno, bo bariera wejścia jest wysoka; za to nagroda w zamian za próbę równie wartościowa. Świat straszny, nieprzyjemny, wywołujący ciarki, ale też na swój sposób… ciepły i swojski.
Non Violent Communication – Emocje (2021) [psychedelic jazz / rock]
Całe spektrum emocji przy takim samym rozstrzale dźwiękowym. Druga płyta Non Violent Communication (w skrócie NVC) saksofonem stoi. Ten instrument zdecydowanie wybija się na pierwszy plan, ale nie znaczy to, że dominuje swoim brzmieniem pozostałych muzyków. Co to, to nie. Jest w tej muzyce na tyle dużo przestrzeni, że i sekcja rytmiczna i rozbudowana elektronika dokładają cegiełkę do całości. Czuć w tym samoświadomość i wolność. Oba te elementy wyważone zostały w dobrych proporcjach, bo nawet jeśli odpływamy dźwiękami w dalekie krainy, to nie tracimy z oczu przystani. Takie podróże to ja lubię.
PurpleHaze Ensemble – 1961 (2021) [funky grunge]
Nie znam debiutu tego krakowskiego składu. Nie żyłem i nie pamiętam, co może być dla Was pewnym zaskoczeniem, w roku 1961. Znam się za to nieco na dźwiękach i po odsłuchu drugiej płyty PurpleHaze Ensemble trafiłem na kilka tropów. Jedno skojarzenie z tą muzyką przyniósł mi fakt, że odpowiadający tu za wokale Macias (Maciej Kowalski) udziela się też w .WAVS. Jego grunge’owy zaśpiew obecny jest i tutaj. To w sumie niejedyne skojarzenie ze sceną Seattle, bo flanelowy vibe obecny jest przez właściwie cały czas trwania 1961. Najbliżej byłoby chyba do Soundgarden lub Alice in Chains, bo tak jak i te zespoły, tak samo PurpleHaze Ensemble odwołuje się w swoim graniu do klasyki. Oprócz tego znajdziemy tu, niewielkie, acz obecne elementy psychodelii w utworach wolniejszych i lekko funkującą sekcję w kompozycjach szybszych. Zgrabna i przebojowa to wizyta w ro(c)ku 1961.
Cold Cave – Fate in Seven Lessons (2021) [gothic synthpop]
Aż musiałem sprawdzić i to fakt – od wydania ostatniego albumu Cold Cave minęło już 10 lat. Sporo, powiecie. Z jednej strony tak, ale z drugiej, w gatunku w jakim poruszają się Amerykanie, nie wydarzyło się wiele. W końcu to nadal inspirowany latami 80-tymi synthpop z nowofalowymi i gotyckimi naleciałościami. Tych ostatnich na Fate in Seven Lessons jest chyba zresztą najwięcej. Mroczny klimat łączy się tu jednak z brzmieniem mocno inspirowanym New Order. I tak się smucimy do tych ładnych, tanecznych piosenek, wspominając „te czasy”, których przecież wcale nie przeżyliśmy. Jako wehikuł czasu album sprawdza się naprawdę dobrze.
Dola – Czasy (2021) [atmospheric post/black/doom metal]
Ucieszyło mnie to, że Czasy są inne niż debiut i że w minimalnym stopniu mnie ta płyta rozczarowała. Po wszechobecnych „ochach” i „achach”, które pojawiały się po pierwszym albumie, odświeżające jest to, że zespół robi swoje, nagrywa na własnych zasadach, nie schlebia publice i kroczy własną ścieżką. I moje osobiste oczekiwania co do tego materiału nie zmieniają faktu, że jest on bardzo dobry. Mniej zanurzony w leśnym okultyzmie, nie tak straszny i pierwotny, ale nadal bardzo angażujący. Jakby bardziej zrównoważony, bo oczywiście zmiany tempa i klimatu tu występują, ale zespół zdaje się nie popadać już w takie skrajności, jak wcześniej. Zanikł gdzieś też ten zimnofalowy sznyt, ale nie zabrakło za to skupienia na wytworzeniu specyficznej, autorskiej wersji tego, czym może być prawdziwa groza.